Nie tylko Mesuciątko mierzyło się w słusznej sprawie z angielskim...

Czyli mały update do wczorajszego tekstu, bo okazuje się, że wolontariuszy chętnych do promocji "Game for hope" znalazło się w szatni Królewskich znacznie więcej.

Ledwo co udało nam się przejść do porządku dziennego nad Mesuciątkiem uroczo rozczulającym się nad swoim poziomem angielskiego i innymi smaczkami z pierwszego spotu dla akcji "Game for hope", a już okazuje się, że Michael to przedsiębiorczy chłopak i wcale na jednym spocie nie zaprzestał. Jak dowiedziałyśmy się z bloga futbolistki drugie ujęcie nie tyle nie jest ani ciut gorszę od pierwszego, ale... może nawet ostro z nim konkurować.

Bo jak ostatnio przy okazji dobrodusznych wybryków Xabiego rzucałyśmy "charity has never been so sexy" to może teraz powinnyśmy rzucić "charity has never been so Awwww". Dlaczego? Odpowiedź jest krótka: Marcelo. No dobra, jest może jeszcze Cristiano we własnej osobie, jest też Sami "rano przylizywałem swoje włosy dobre 40 minut" Khedira, ale c'mon, jak to tradycyjnie w podobnego typu przedsięwzięciach, to Brazylijczyk kradnie całe show i jednym 26573465-watowym uśmiechem rozkochuje w sobie kamerę. A tak w ogóle, to ten filmik zrobi Wam dzień.

 

Ha, kto by pomyślał, że wypowiedzenie zdania "Hello, my name is... I support game for hope" okaże się wyzwaniem na miarę finału LM. A Marcelo? Marcelo to jedyny taki piłkarz, dla którego zawsze jest piątek, pudełko czekoladek do połowy pełne, a wino tanie uszy służą tylko po to, żeby jego uśmiech nie rozchodził się dookoła głowy.

Ach, jego pozytywną energię powinni zamykać w kapsułkach i sprzedawać. Hurtowo kupiłybyśmy całą zgrzewkę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.