Na dobry początek dnia: Robertomania, anyone?

Napisać "nie milkną echa strzelenia przez Roberta czterech goli Realowi" to jak zobaczyć ujście Amazonki i skomentować "fajny strumyk". Czegoś takiego nie było chyba od czasów Małysza.

Nie przypominamy sobie, byśmy kiedykolwiek widziały w polskiej prasie tyle razy używane słowa "Lewy", "cztery" i "Real". Zwłaszcza ta czwórka może nas prześladować przez kilka najbliższych lat i śnić się w koszmarach.

Szaleństwo zaczęło się po meczu i wciąż trwa, a w międzyczasie miałyśmy okazję zapoznać się z opiniami i komentarzami dziennikarzy sportowych (i w sumie nie-sportowych też) i poznać życie Roberta lepiej, niż byśmy chciały. Widziałyśmy (co nie znaczy, że czytałyśmy je wszystkie) około 2529 tekstów na temat tego, kto i kiedy dokonał podobnie epickich czynów, dwukrotnie więcej tekstów na temat tego, ile jest wart Robert i gdzie odejdzie, widziałyśmy też artykułu o wszystkich klubach, które mogły go mieć, ale nie chciały i o Zniczu, który kupił go za czapkę gruszek. Były wywiady z pierwszymi trenerami, mamą, babcią i dziewczyną, były wspominki z Leszna, gdzie się wychowywał i dorastał, brakowało tylko wizyty w ulubionym pubie Roberta, a już poczułybyśmy się, jak za najlepszych czasów małyszomanii.

I nie, nie jest to w żaden sposób oskarżenie naszych dziennikarzy, bo przecież oni tylko dostarczyli tematów, które ludzie chcą czytać. Tak wyglądała wczoraj rubryka najczęściej czytanych tekstów na portalu Gazeta.pl. Tak, na całym portalu, a nie tylko na Sport.pl.

Aż poczułyśmy się zawstydzone, że jego wyczynom poświęciłyśmy tak mało miejsca. I tak naprawdę nie zamierzamy tej fali robertomanii w żaden sposób krytykować. Tym bardziej, że tak szczerze, to naszym zdaniem Robert zasłużył. Nie tylko golami, ale też dlatego, że w ostatnich miesiącach spadało na niego coraz więcej niezasłużonej krytyki. Bo paradoksalnie gdy jego wartość w Europie rosła, to w Polsce spadała.

LewanGOLski.LewanGOLski. fot. Repostuj.pl

Dla sporej części naszych kibiców Lewy to przereklamowany drewniak, który potrafi jedynie dostawić nogę, jak mu koledzy dobrze podadzą. I bufon, a w dodatku cham, bo za głośno mówi o transferze, tymczasem powinien szanować to, co ma, bo w następnym klubie sobie już na 100% nie poradzi i resztę kariery spędzi na ławie. Oczywiście koronnym dowodem w tej sprawie jest jego słaba gra w kadrze.

Testu "Borussia - Reprezentacja Polski, znajdź 10 różnic" nie będziemy Wam robić, ale zdradzimy, że naszym zdaniem różnicą nr 1 jest trener. Nie ważne zresztą. Ważne, że Polski kibic jak się zaweźmie, to ciężko do niego trafić. Na szczęście te cztery gole, pochwały z każdej strony i opinie ekspertów z zagranicy, którzy przecież nie mają powodów, by się Robertem jarać, trochę uciszyły narzekające towarzystwo. Przecież Robert za swój występ dostał 10/10 od L'Equipe. W XXI wieku ta sztuka udała się tylko Leo Messiemu.

Sprawa transferu jest tu chyba najtrudniejsza, bo serce nam się kraje na myśl, że Robert mógłby pójść ścieżką wytyczoną przez Mario Gotze i wzmocnić arcyrywala. Borussia nie zasługuje na taki los. Ale z drugiej strony... Robert zarabia 1,5 miliona euro rocznie. To, jak na jednego z najlepszych strzelców Europy, śmiesznie mało . Tyle, że jednak chętnie widziałybyśmy go w innej lidze. I paradoksalnie, kusi nas, by powiedzieć, że najlepszym kierunkiem mógłby być... Real. W obecnej formie w miejsca wskoczyłby tam do podstawowej jedenastki, a w Bayernie czy Manchesterze United to może nie być takie proste.

Pewnie o tym, jak będzie dowiemy się już wkrótce, a póki co pozostaje nam tylko czekać na kolejne mecze. I być może nieco schłodzić głowy, bo to jednak były bardzo emocjonujące godziny.

A czy Wy dałyście się ponieść fali robertomanii?

PS.

Ponieważ plotki o transferze do Bayernu są z każdą godziną co raz poważniejsze, już teraz szukamy pozytywów. I znajdujemy jeden - szkoda by było ich rozdzielać :)

embed
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.