Nie od dziś wiadomo, że Leo Messi lubi udzielać się na wschodnioazjatyckim rynku zdecydowanie bardziej niż na wszystkich pozostałych razem wziętych. Jak nie zareklamuje chleba tostowego Chińczykom, to weźmie udział w japońskim show, którego specyfika (wraz z mimiką ludzi w okienku w prawym górnym rogu) niezmierni nas zadziwia.
No, ale kto nie chciałby się zmierzyć z robotem, który stworzony przez geniuszy tego świata staje w bramce, by swoim ponadprzeciętnym instynktem i szybkością obronić każdą piłkę zmierzającą w jego kierunku? Wiadomo, Argentyńczyk kocha wyzwania.
Zatem Leo stara się jak może, posyła piłki z prędkością ponaddźwiękową (132 km/h), próbuje różnych technik rozbiegów, a nawet posuwa się do tak niecnych zagrywek jak zdekoncentrowanie robota poprzez mało eleganckie epitety kierowane w jego stronę, których z grzeczności Wam nie przetłumaczymy, ale jak chce Wam się wrzucać w translatora, to brzmią "hijo de puta". Robot jednak bezbłędnie odbija każdą jego superbajeranckopodkręconą piłkę i wprawia wszystkich w osłupienie
Jak to jednak mawiają do trzech razy sztuka, i tak, jeśli jesteś Leo Messim, to to powiedzenie sprawdza się nawet w wypadku kosmicznej technologii przyszłości. Wreszcie udaje mu się przebić przez plastikowy mur "bramkarza" i następuje wielka radość porównywalna z bramką w przynajmniej półfinale CL.
Poza tym jest dużo małych słodkich uśmiechów, zabawnych żarcików, śmiechów, chichów. Leo jest w humorze jak nigdy (albo jak gdyby za kamerą czaił się operator David hehe)
i zdecydowanie poprawia nam humor w ten wtorkowy poranek.
Jedno jest pewne - przynajmniej kilka klubów Primera Division wysyła właśnie fax do Japonii z propozycją ofertą kupna ów robota w nadchodzącym okienku transferowym. Słaby punkt Leosia został odnaleziony.