Dzień bez Matthew Andersona na Ciachach to dzień stracony, prawda?

Tak, to jest Matthew Anderson, serio serio.

Słuchajcie, ale to naprawdę nie tak, że pewna redaktorka (wiecie która) spędza całe dnie i połowę nocy sprawdzając czy Matthew nie udokumentował przypadkiem jakiejś swojej nowej aktywności życiowej gdzieś w internecie. (Tylko trochę). Ale kiedy pojawiają się takie materiały, nie możemy tak po prostu przewinąć kursor obok nich obojętnie.

Tym razem udamy się jednak razem z Matthew w daleką przeszłość. Dawno dawno temu, a więc w sezonach 2008 - 2010, nasz ulubiony siatkarz grał w Korei Południowej i w tym czasie ktoś nakręcił z nim krótką rozmowę, w której młodzieniec Anderson wyjawił, między innymi, że zdarza mu się dostawać od fanów ręczniki. ( Myślicie, że to ten sam, który obdarowuje Zibiego mydłem? ).

Z ręką na sercu przyznajemy, że ciężko przychodzi nam zrozumienie wypowiedzi Matthew i mamy na temat dwie hipotezy:

1) Matthew nosił w tym czasie aparat na zęby (takie wiecie, niewidoczne druciki).

2) Matthew jest z Teksasu.

Oceńcie same.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.