Co roku przed Świętami Ferrari zaprasza do swojej siedziby pracowników wraz z rodzinami na okolicznościową imprezę. Co roku role Świętych Mikołajów odgrywają kierowcy włoskiego teamu, a my (lub też tylko ja) co roku zazdrościmy, że nie jesteśmy małymi włoskimi dziećmi, mieszkającymi w Maranello i w związku z tym żaden Fernando nie da nam misiów haribo.
Nie inaczej było i w tym roku - panowie przyodziali wielkie czarne buciory, przepasali się równie czarnymi pasami, zaopatrzyli w worki z prezentami i poszli w świat głosić dobrą nowinę, dawać szczęście i wywoływać uśmiechy.
Ferrari, Boże Narodzenie 2012 Internet
I było tak pięknie i radośnie, gdy nagle nasz rozmarzony wzrok spoczął na fryzurze Fernando... nie wiemy, co to właściwie ma być. Może próba odmłodzenia się, by wyglądać lepiej przy swojej 15-letniej partnerce, albo podwyższenia, by nie być niższym od Daszy, gdy ta założy szpilki , a może efekt obsunięcia się golarki w ręku fryzjera, albo naelektryzowania włosów pod czapką... Nie wiemy... wiemy za to, że dobrze raczej nie jest, bo wolimy (a przynajmniej ja wolę) Fernando w wydaniu niesfornej, nieco dłuższej czupryny (a może Wy macie inne zdanie?). No i gdzie podziały się Alonsowe bokobrody? Dla jasności - nie jesteśmy ich miłośniczkami i nigdy nie byłyśmy, ale Fernando bez bokobrodów to prawie jak Adam Małysz bez wąsów. Co następne Fernando? Zgolisz swoje krzaczaste brwi?
Złapałyśmy oddech, przywykłyśmy do nowego imidżu Hiszpana, dałyśmy ponieść się bożonarodzeniowym uniesieniom i myślałyśmy już, że świat znów jest piękny, gdy wtem... BAM... Dasza dorwała się do Twittera.
Ferrari, Boże Narodzenie 2012 Twitter
Czy tylko nam się wydaje, czy Felipe nie jest zachwycony miejscem, w którym stoi? Idziemy zajeść ból świątecznymi pierniczkami.