Tak właściwie to mamy tę swoją zasadę "Nie piszemy o urodzinach sportowców", ale, po pierwsze, robimy od niej wyjątki w specjalnych wypadkach (nasi ulubieńcy, Wasi ulubieńcy), a po drugie dzisiaj to nie my życzenia będziemy składać, ale będziemy o owym składaniu życzeń Wam opowiadać.
Historia, która wydarzyła się przedwczoraj jest bowiem więcej niż warta opowiedzenia, a nawet pokazania na uroczych słitfociach. Piłkarz Chelsea, Oscar (ten z niewinną buźką i słodkim uśmiechem) obchodził w niedzielę swoje 21 urodziny. Jako jednak, że przebywa obecnie na zgrupowaniu Canarinhos, którzy sparingują sobie w oczekiwaniu na mundial u siebie, nici z hucznego przyjęcia i prezentów pod poduszką. Dos Santos spokojnie spożywał sobie śniadanie wraz z całą zgrają kolegów w seledynowych trykotach i klapkach Kubota, gdy nagle na stołówce w Reife pojawiła się jego żona.
Ludmila, bo tak na imię, weszła nieśmiałym krokiem, acz cała w uśmiechach, niosąc swojemu ukochanemu skromny, bo skromny (cały skład Canarinhos ze sztabem medycznym raczej się nie najadł), ale uroczy, symboliczny torcik urodzinowy. Z truskawkami!
Nie wiemy do końca, kto był bardziej zawstydzony - Oscar czy pomysłodawczyni całego pomysłu, Ludmila, ani kto bardziej się z całego zajścia ucieszył - David Luiz, Neymar, Marcelo i spółka, czy sam jubilat, ale to nieważne. Po naszych wzruszeniach i ich oklaskach i oficjalnych pamiątkowych zdjęciach, z przekazaniem tortu, poszło już gładko. Wielkie Podziękowania do łyżeczki robiącej za prowizoryczny mikrofon..
...grupowe fotki, z siostrą Oscara do kompletu...
...obowiązkowe pamiątki na własnego twittera....
i równie obowiązkowa na twittera kolegi...
Nie pozostaje nam nic innego jak jeszcze raz zrobić "Awwww" i dołączyć się do spóźnionych i nieozdobionych truskawkami życzeń, ale płynących z różowych serc życzeń. Sto lat, Oscar!