Oj Lewis Lewis. Zawsze kiedy zaczyna nam się wydawać, że Hamilton wycisza się, nabiera ogłady, a czasami nawet za bardzo traci pazur na torze, jego charakterek daje o sobie znać w spektakularny sposób. Przedstawiamy Wam: The Twittergate.
Zaczęło się w sobotę po kwalifikacjach, w których Lewis wyraźnie odstępował od partnera z zespołu, który jak pewnie pamiętacie, w końcowej klasyfikacji uplasował się na pierwszym miejscu. Sfrustrowany kierowcy zamieścił później na swoim Twitterze wpis następującej treści:
Całość opatrzona została tagiem "WTF" i jak można było się spodziewać, szybko z konta zniknęła, a w wieczornym prasowym komunikacie od zespołu przeczytać można już było, że decyzja o założeniu starego skrzydła w bolidzie Hamiltona była podjęta wspólnie.
Lewis nie dał jednak za wygraną, a prawdziwa bomba wybuchła dopiero w niedzielę. Tym razem kierowca już się nie patyczkował i zamieścił fragment telemetrii, która miała być ostatecznym dowodem nie do końca sprawiedliwej przewagi jaką dawał Buttonowi jego samochód. Co gorsza, cały świat mógł zobaczyć na zdjęciu tajne informacje takie jak wysokość zawieszenia. Ten wpis został usunięty na prośbę samego Martina Whitmarsha, który zapewnił, że Lewis przeprosił za swoje nierozważne zachowanie.
A co na to wszystko Jenson?
Jenson w dalszej części wypowiedzi tłumaczy również, że uwaga o przewadze jaką miało mu dać nowe skrzydło nie jest słuszna, bo straty z prostej Lewis powinien nadrabiać na zakrętach dzięki większej sile docisku, a mimo to przegrał z nim kwalifikacje 0,8 sekundy.
Atmosferę dodatkowo zagęszcza fakt, że Lewis jest właśnie w trakcie negocjacji nowego kontraktu, co podobno ma przypominać "prawdziwą wojnę".
Myślicie, że Hamiltonowi dobrze zrobiłby rozbrat z McLarenem (i odwrotnie)?