W tym całym zamieszaniu wokół Euro strasznie dawno nie zaglądałyśmy na twittery formułowców, a tu takie kwiatki (dosłownie i w przenośni)...
Czyli Mark Webber niestrudzony w chęci przybliżenia nam botaniki i zoologii swojego ogrodu. Były osły , były węże , były pająki (dotąd Cię za to w pełnym uwielbieniu nienawidzimy Webbo!), były ptaszyny . Czas na kwiatki. Nazwy Webbo, nazwy... bo z nas to raczej kiepskie ogrodniczki.
A właśnie... zwierzęta kopytne mają najwyraźniej pewnego miłośnika wśród formułowców. Tym razem przynajmniej oszczędzono nam diabelskich oczu .
Fajny kolor spodni Jaime, ale Mikołaj: a) ma renifery, b) przychodzi dopiero za pół roku.
Powoli dostrzegamy pewne specjalizacje na Twitterze. Mark oscyluje w kierunku przyrody, a Jaime - osłów i koni higieny i kosmetyki... ok... papier toaletowy to to nie jest, musisz się bardziej starać Jaime.
Właśnie - specjalizacje. Najbardziej wyspecjalizowaną osobą jest oczywiście jessybondgirl, która bije wszelkie rekordy w dziedzinie autopromocji. No bo spójrzcie tylko... idzie sobie taki Jenson na rower z Davidem Coulthardem i kilkoma innymi przyjemnymi panami, a my z wydarzenia dostajemy takie oto zdjęcie...
Od lewej po kolei: przystojniak, przystojniak, przystojniak z czymś niepożądanym na kolanie, profesjonalny strój rowerowy, David Coulthard.
Na rowerze jeździ też Księżniczka, która chce nas utwierdzić w przekonaniu, że strój rowerowy sexy być może, ale wcale nie musi, a cyrkowe piramidy każdy zbudować potrafi:
Specjalizacji za to wciąż szuka Heikki...
Yyyyyy... ale co to właściwie jest? Jaszczurka? Owad? Kawałek gumy? Może Wy macie lepszy wzrok i pomożecie nam rozwiązać tę zagadkę?
Heikkiemu wybaczymy nawet najbardziej nieczytelne zdjęcia, bo jak już pewnie świetnie wiecie, totalnie nas urzekł wyborem drużyny której kibicował na Euro:
Yeah! Nasz chłopak!
Ale wróćmy do Webbo, bo on nas tak trochę zabił. Przeglądamy sobie spokojnie zdjęcia Marka i widzimy, że Webbo przechodzi właśnie typową dla wszystkich chłopców fazę fascynacji astronautami. Wśród zdjęć tekstu na ten temat (w obowiązkowym kontekście działalności Red Bulla) dostajemy nagle takie oto coś - naukową rozprawkę na temat wymiotowania w stanie nieważkości.
Dzięki po raz kolejny Mark! Wytłumaczenia mamy dwa: a) odwołanie autobiograficzne, bo w końcu Markowi zdarzyło się w karierze rozchorować (łagodnie mówiąc) w trakcie wyścigu; b) zamiłowanie do co najmniej dziwnych dziwności.
Wątek Marka Webbera zakończymy dużo przyjemniej:
Czyli profesjonalista pod każdym względem.
Gotuje też Fernando Alonso, ale z trochę chyba gorszymi skutkami..
I później:
Widać, że trochę przeleżała... Wnioski zostały wyciągnięte, bo po kilku dniach przeczytałyśmy:
Alonso przyjmuje na Twitterze funkcję specjalisty od gotowania - a przynajmniej od informowania nas, co je...
Szczerze powiedziawszy to tak skromnie Fernando...
Taki np. Nico je tak:
No ale jemu gotuje dziewczyna (to ta, której ostatnio, o zgrozo!, NIE rozpoznał pan Andrzej):
Burak i cukinia na obiad? Współczujemy Nico. Schabowego byś zjadł...
I w tak płynny sposób dochodzimy do dziewczyn, bo oto któregoś pięknego dnia znalazłyśmy takiego oto tweeta autorstwa Fernando:
Czas na mały zonk, no bo jak to? Fernando chce sam z siebie pokazać nam swoją dziewczynę?! Musi być w tym jakiś kruczek, ale mimo wszystko klikam, oczekując swojego zdjęcia co najmniej top modelki. Przeczucia nie kłamią bo oto dostajemy to:
My byśmy Ciebie i bez (służbowego) ubrania ubranego inaczej niż zawsze rozpoznały, kochanie.
Tymczasem mamy jednak ubrania służbowe:
Felipe:
A Fernando odpowiada:
Redaktorka Marina pewnie wiedziałaby coś więcej o jak najwyraźniej zaraźliwym dzieleniu się ubraniami . Niemniej musimy zgodzić się z Fernando i Felipe - kierowcy Ferrari prezentują się lepiej we własnych nakryciach głowy.
Ale, ale... cóż to za mały brzdąc tak profesjonalnie ubrany w skradzionym tacie kasku?
Awww! Oczywiście - członek jednej z najbardziej uroczych rodzin świata:
I na koniec zdjęcie, które totalnie nas rozwaliło:
Nie widzimy żadnej siostrzenicy... Racjonalnie rzecz biorąc, rozumiemy, że panowie nie chcieli upubliczniać zdjęcia dziecka. Ale i tak powinni przyznać się lepiej, że wykorzystali ją, żeby móc spokojnie pobawić się łopatką i wiaderkiem. Tyle lat pracy mediów nad imagem największego gbura F1 na marne. Oj Fernando, Fernando...