Pierwsze połowy ostatnich spotkań w grupie D to w ogóle była straszna, przepraszamy, ale musimy użyć tego słowa, padaka. Nuda jak w polskim filmie i już zaczęłyśmy wierzyć, że to 0:0 musi w końcu kiedyś paść i w dodatku teraz padnie zdublowane, ale zaraz na początku drugiej połowy gola dla Anglii strzelił nie kto inny, tylko powracający po kartkowej absencji, dzielny odkupiciel i zbawca Synów Albionu - Waaaaaayneeee Roooooney!
Strzelił głową, po czym nie omieszkał wskazać swojej nowej fryzury.
Myślicie, że chodziło mu o ' Nie śmiej się, ruby, nie śmiej'?
A potem zrobiło się jeszcze ciekawiej, choć nie w taki sposób, w jaki byśmy chciały. Ukraina wyszła z kontrą, Milewski, który podawał do Devica był na spalonym, ale sędzia nie zatrzymał akcji, więc Dević strzelił na bramkę, a jego strzał bohatersko i desperacko wybił John Terry, tyle, że już zza linii bramkowej, co było widać gołym okiem. Gol był jak bum cyk, cyk, był tak bardzo, że nawet Hamlet nie miałby z nim żadnych problemów, i zupełnie nie rozumiemy, jak pana Macieja Iwańskiego mogły 'nie przekonywać powtórki'?
Sędziowska pomyłka tak rozwścieczyła Ukraińców, że z furią rzucili się do ataku, ale wynik nie uległ zmianie już do końca spotkania. Oznacza to, że Anglia wygrała grupę D i w ćwierćfinale zmierzy się z Włochami.
Z Hiszpanią natomiast zmierzą się Dzielni Francuzi, którzy ostatni mecz grupowy chyba trochę sobie odpuścili, ale nas bardzo cieszy, że wygrała go Szwecja. Zlatan znów pokazał błysk geniuszu strzelając na 1:0 przepięknymi nożycami, a drugą bramkę zdobyło nasze odkrycie Sebastian Larsson .
No, przynajmniej sobie wygrali mecz o honor.