Ferrari we łzach, Sauber we łzach, Sebastian wściekły i tylko Lewis jakiś taki niewyraźny, czyli o buzujących emocjach wczoraj w Malezji

Przyznajcie się, która nie ogarnęła zmiany czasu i spóźniła się godzinę? Spróbujemy szybko podsumować, co działo się podczas wyścigu o GP Malezji, choć nie będzie to łatwe, bo działo się wyjątkowo dużo, a do tego pro-alonsowa sekcja redakcji Ciach (czyli wyżej podpisana) wciąż nie może przestać się głupio ze szczęścia szczerzyć.

Zaczęło się od tradycyjnego w Malezji deszczu i prowadzenia Lewisa na starcie. Zadziało się tymczasem z tyłu: dzielnie sobie poczynający Romain Grosjean wyprzedził Michaela Schumachera i postanowił nie oddawać pozycji Schumiemu za żadne skarby. Do tego stopnia, że uderzył w tył Niemca, gdy ten odzyskał miejsce, Schumi wykręcił pięknego bączka i tyle pozostało z moich jego marzeń o podium. Oliwa sprawiedliwa i Romain wkrótce sam wpadł w poślizg i kolejny wyścig skończył w żwirze. Nie to, żeby taka drobnostka zmyła uśmiech z jego twarzy.

Dalej też się działo: (UWAGA! UWAGA!) dobrze wystartował Webbo (tak - dobrze przeczytałyście), który nie dość że nie stracił (!) pozycji, ale wręcz coś zyskał (!!).

embed

Po tym emocjonującym wstępie nasze emocje uległy przymusowemu schłodzeniu: Kimi przysłał nam lody wyścig został przerwany.

lodylody internet

Miałyśmy więc spore pole do obserwacji rodzących się i trwających już bromanców. Bejbi podpierał ściany ze swoim przyjacielem Schu...

lody

Fernando flirtował z Sebastianem, by chwilę potem wrócić do swojej wielkiej miłości - Marka Webbera.

lody

lody

Więzy zacieśniali też Nico i Paul.

lody

A Jenson... nie nie - nie poszedł ani do jessybondgirl, ani nawet do Lewisa, ale udał się na herbatkę z szefem, Martinem Whitmarshem i jego rodziną. Co za lizus!

My tymczasem zjadłyśmy śniadanie i na restart byłyśmy zwarte i gotowe. I wtedy dopiero zaczęło się dziać... Mark Webber wdał się w pojedynek z Fernando Alonso, który w deszczu czuł się wczoraj jak ryba w wodzie i dzielnie przebijał się do przodu. Chwilę potem do Marka zaczął dobierać się Sebastian, ale Webbo się nie dał i z pojedynku wyszedł zwycięsko. Nie wiemy, co było w herbacie Jensona, ważne, że pan bezbłędny popełnił błąd i wjechał w tył Naraina Karthikeyana, niszcząc sobie skrzydło i wyścig. I tyle Jensona widziałyśmy, bo choć na tor wrócił to pełnił już tylko rolę statysty.

Po ogólnym zamieszaniu z oponami i problemach McLarena przy zmianie opon Lewisa na prowadzenie nagle wysunął się Fernando Alonso. Na ogonie siedział mu tymczasem Sergio Perez. Ostrzyłyśmy sobie już zęby na pojedynek tej dwójki, gdy Sergio najpierw został poproszony o nieszarżowanie i dowiezienie drugiej pozycji, a potem w tych wszystkich emocjach biedak stracił głowę, wyjechał na pobocze i nie dał już rady odrobić straty do Alonso. Szkoda, bo Sergio naprawdę zasłużył na wygraną. Alonso tymczasem uparł się, żeby błędu nie popełnić i zwycięstwo dowiózł do mety, doprowadzając swojego inżyniera wyścigowego do łez (true story).

lody

lody

Płakał też szef Saubera, Peter Sauber (even truer story), gdy jego podopieczny przekraczał linię mety na drugim miejscu.

lody

lody

I płakała część redakcji Ciach, bo w najśmielszych snach nie wyobrażałyśmy sobie takiego pięknego podium. Tylko trzeci Lewis nie płakał, choć zapewne znów przełykał gorzkie łzy porażki. Głowa do góry Lewis, może w Chinach będzie lepiej!

lody

Ale ale! Nie myślcie, że nic więcej się nie działo. Pod sam koniec wyścigu, jadący na czwartej pozycji Sebastian Vettel przebił oponę podczas dublowania Naraina Karthikeyana (nie miał wczoraj chłopak spokoju) i punktów nie zdobył. Sebastian nie był usatysfakcjonowany takim rozwojem wydarzeń, czemu dał upust tak w trakcie wyścigu...

 

Jak i po jego zakończeniu, nazywając Naraina "idiotą" tudzież "ogórkiem" (cokolwiek miał na myśli). Nieładnie Sebastianie, nieładnie - pomyśl o swoim wizerunku miłego chłopca - widzimy pewne rysy! Co do pokazania Narainowi międzynarodowego znaku pokoju - jesteśmy pełne zrozumienia - człowiek przestaje wygrywać to i musi odpowiednio dostosować swój firmowy znak (palec!) do zmienionych warunków.

I to też nie jest jeszcze koniec wydarzeń, bo oto naszą uwagę przykuł także Bruno Senna, który po wznowieniu wyścigu po ulewie zajmował ostatnie miejsce, by chwilę później pojechać jak natchniony, wyprzedzając wszystkich jak furmanki i meldując się na mecie na szóstej pozycji.

Naprawdę działo się i tylko żal nam a) Bejbiego, który swoim 15. miejscem sprawił, że nawet Rob Smedley zaczął załamywać ręce i b) Pastora Maldonado, któremu znów pomyliła się liczba okrążeń wyścigu i który po raz kolejny odpadł na jedno kółko przed końcem.

lody

Zobacz więcej zdjęć (dużo szampana included)>>

Więcej o:
Copyright © Agora SA