Polska gra z Koreą o nieludzkiej porze

Ten tekst winien tchnąć entuzjazmem w atmosferze "gromkiego do boju Polsko!", ale jakoś nie możemy. I chyba nie tylko z niewyspania.

Meczu Polaków o tak dziwnej porze (dzień powszedni, trzynasta), nie pamiętamy od czasów mundialu w, ekhm, no właśnie, Korei i Japonii. Tylko, że wtedy to były pierwsze mistrzostwa świata z udziałem Polaków w naszym życiu, a pan od wuefu nie robił żadnych problemów z odwoływaniem lekcji i oglądaniem meczów w jego kanciapie.

Dziś może być trudniej i inaczej, i mamy ogromne trudności z tym, żeby wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu. Nie będzie Wojtusia, nie będzie Ludo Obraniaka, i chyba zgadzamy się z naszą blogerką, która pisze, że wyprawa do Korei to po prostu kolejna, niezbyt sensowna wycieczka na koszt PZPN . Smuda, Błaszczykowski i Brożek spóźnili się na samolot - nie z ich winy, ale nie zmienia to faktu, że kadra pod wodzą trenera i z najważniejszymi testowanymi zawodnikami odbyła tylko dwa treningi. Z drugiej strony - jakoś musimy się do tego Euro przygotować, tylko dlaczego tak daleko?

Żeby chociaż wynik mógł nas jakoś pocieszyć i tchnąć wiarę w sens całej eskapady, ale... bukmacherzy wyceniają zwycięstwo Polaków aż na 5,50!

Z jasnych punktów całej imprezie - witamy ponownie Łukasza Fabiańskiego między słupkami polskiej bramki. Tak, wielkie, sarnie, nieco smutne oczy Bambiego mogą nam uratować ten mecz. Drugi występ zaliczy także Damien Perquis, no i nie zabraknie naszego ulubieńca - Roberta Lewandowskiego. Więc może nie będzie tak źle?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.