Tak wiem, w zeszłym roku byliśmy mężni i szlachetni i jak skończyliśmy. A w dodatku wygrał wtedy nasz obecny trener czyli kalkulujący Anastasi. Tak, wiem, że czasem trzeba przegrać bitwę żeby wygrać wojnę, przyczaić się żeby zaatakować itp, itd. Aha, no i wiem, że oni wcale nie chcieli przegrać, tylko ogrywali rezerwowych, którzy nie sprostali jednak świetnym w tym spotkaniu Słowakom. Aha, świetnym, no naprawdę.
Ale dla mnie na boisko/parkiet/kort/bieżnię wchodzi się po to, żeby wygrać. Od kalkulacji i kombinacji jest życie, miłość, polityka, praca... ale sport ma być czysty i szlachetny. I wierzę w coś takiego jak piękne porażki. A idea, że godzimy się na niższe miejsce w grupie, żeby w jeszcze następnej fazie rozgrywek żeby grać ze słabszym rywalem uniknąć Rosji jest dla mnie po porstu niesmaczna. Dokąd ma nas to zaprowadzić? Do mistrzostwa? Nawet jeśli, to co po mistrzostwie, jeśli każdy Rosjanin będzie mógł nam wypominać, że przegraliśmy ze strachu przed nim.
Czy ta reprezentacja, którą wszyscy tak kochamy naprawdę musi sięgać po takie metody?
A jeśli Czesi wcale nie będą tacy uprzejmi i wygrają z nami? Wyobrażacie sobie jaki niesmak to pozostawi? Jak raptem wszyscy zamiast wychwalać spryt i bezwzględność naszych zaczną wypominać mu kunktatorstwo i mordowanie ducha sportu? Trochę jak w anegdocie o indyku, który myślał o niedzieli...
Wiem, pewnie nie mam racji, i oczywiście możecie się ze mną nie zgadzać, możecie mnie przekonywać, że się mylę. Nasza redakcja jako całość jest oczywiście po prostu zadowolona z tego, że nasza reprezentacja gra dalej, ale mi osobiście jest smutno i źle. Nie chcę, żebyśmy wygrywali przegrywając. Nie w taki sposób.
rybka