Wiecie, zasadniczo nie jesteśmy przeciwniczkami tzw. wyrachowanego futbolu (siemasz, Jose <3), potrafimy docenić dyscyplinę taktyczną i nie uważamy, że jedynie zespoły mając 75% posiadania piłki i wymieniające miliony podań są warte oglądania i docenienia. A jednak catenaccio, tudzież antyfutbol w wykonaniu Legii (o Śląsku za chwilę) przyprawiały nas o ból zębów i nie wiemy do końca ile z tego było spowodowane nerwami o awans wojskowych, a ile hmm, wrażeniami artystycznymi. NA szczęście stadion w Warszawie ma zawsze do zaoferowania coś więcej niż piłkę nożną, mogłyśmy więc przynajmniej posłuchać wspaniałego dopingu kibiców z Łazienkowskiej.
Liczy się jednak to, co w sieci, i nawet jeżeli w tej sieci nic nie ma, to liczy się to co przed tygodniem, czyli Legia awansuje po golu Miro Radovicia na trudnym, tureckim terenie. O dziwo, tak buńczuczni przed meczem Turcy okazali się na polskiej ziemi dużo słabsi niż u siebie, a ich nieudolność w kreowaniu okazji przewyższała nawet naszą. Wstyd się też przyznać, ale za każdym razem gdy kamery pokazywały zawodnika z numerem 55 robiło nam się jakoś milej, choć nie było to jakieś oczywiste ciacho, a jednak niejasne wspomnienia młodego Ozila i jego trudnej urody... No ale dobra, nie było tego, wcale, a wcale nie jest tak, że zwracamy uwagę na ciacha w obozie wroga...
Zamiast tego dziękujemy Legionistom za spełnienie naszych postulatów, a lechitce15 za zdjęcia . Tylko nie rozumiemy co Kuba jeszcze robi w tej koszulce:
Legii udało się w dwumeczu strzelić przynajmniej jednego gola, natomiast Śląsk raczył nas "emocjami" do ostatniej minuty dogrywki, o ile emocjami można nazwać smutny, chodzony mecz, o którym każdy chyba marzy, by skończył się jak najszybciej, a on trwa i trwa i trwa... I jeszcze ten smutny, pusty, lekkoatletyczny stadion... Śląsk był drużyną wyraźnie lepszą, a mimo tego, nie potrafił udowodnić tego golem, drżałyśmy więc o losy awansu do końca, choć nie ma chyba przesady w stwierdzeniu, że prawdziwa gra zaczęła się w konkursie rzutów karnych.
Wtedy to bohaterem został Marian Kelemen, który w brawurowym stylu obronił dwa strzały i zapewnił swojemu zespołowi dalszy udział w eliminacjach. Radość była tak wielka, że natychmiast zapomniałyśmy o 120 minutach udręki, bo widzicie prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą...
PS. Czy Wam też się wydawało, że przeciwnicy naszych drużyn to taki podrabiany Milan? W Gaziantepsporze dostrzegłyśmy podrabianego Nestę, podrabianego Seedorfa, podrabianego Inzaghiego i Gattuso, sam trener zaś był (dla niepoznaki) parodią Guardioli...
PS. Teraz Śląsk może trafić na jeden z tych zespołów: PSV Eindhoven (Holandia) Dynamo Kijów (Ukraina) Celtic Glasgow (Szkocja) Lazio Rzym (Włochy) Birmingham City (Anglia) Rapid Bukareszt (Rumunia). Legia natomiast zmierzy się z kimś z grupy Tottenham Hotspur (Anglia), Spartak Moskwa (Rosja), Hapoel Tel-Awiw (Izrael), Athletic Bilbao (Hiszpania), PAOK Saloniki (Grecja). Ufff, lekko nie będzie.