Soczi 2014. Co przeżywa Kamil Stoch

- Kamil jest doświadczony, ale sama przegrałam z presją, kiedy po olimpijskim złocie i brązie powinnam startować na luzie - mówi Renata Mauer-Różańska. - Nie da się odgonić myśli, że cała Polska oczekuje złotego medalu - przekonuje Robert Sycz. - Do historii nie przechodzi się tak łatwo, jak niektórzy myślą - dodaje Andrzej Wroński. Wymienieni podwójni mistrzowie olimpijscy opowiadają nam, jak trudnym rywalem w drodze na szczyt jest presja. Kamil Stoch zmierzy się z nią w niedzielę. Olimpijskie zawody na skoczni normalnej w Soczi o godz. 18.30. Transmisja w TVP, relacja na żywo w Sport.pl

W 1996 roku Renata Mauer zestrzeliła sobie złoty i brązowy medal igrzysk olimpijskich w Atlancie oraz presję towarzyszącą jej do końca kariery. Najmocniej odczuła ją na kolejnych igrzyskach. W Sydney musiała udźwignąć wielkie oczekiwania dziennikarzy i kibiców, którzy widzieli w niej jedną z największych gwiazd polskiego sportu i wręcz żądali od niej kolejnych zwycięstw. W podobnej sytuacji w Australii znaleźli się Robert Sycz i Tomasz Kucharski. W wioślarzach tworzących dwójkę podwójną kategorii lekkiej widzieliśmy wtedy faworytów do olimpijskiego złota, bo wcześniej dwukrotnie zdobywali tytuł mistrzów świata. Jeszcze mocniej na ich olimpijskie złoto czekaliśmy w 2004 roku w Atenach, gdzie wystąpili jako obrońcy tytułu.

Zapaśnik Andrzej Wroński po zdobyciu mistrzostwa olimpijskiego w 1988 roku w Seulu miano faworyta igrzysk musiał udźwignąć osiem lat później. Wtedy przyjechał do Atlanty jako mistrz świata i Europy z 1994 roku. O tym, że liczyła na niego cała Polska, świadczył choćby fakt, że we wspomnianym 1994 roku wygrał plebiscyt "Przeglądu Sportowego" na najlepszych sportowców kraju.

Każde z wymienionych mistrzów naszego sportu życzy Kamilowi Stochowi, by w niedzielę dołączył do grona polskich mistrzów olimpijskich. Ale też cała trójka doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak trudne to zadanie i co przeżywa teraz nasz skoczek.

Mówi Renata Mauer-Różańska, złota i brązowa medalistka igrzysk w Atlancie (1996), mistrzyni igrzysk w Sydney (2000) w strzelectwie:

- Mam nadzieję, że Kamil nie wczytywał się w komentarze w internecie i że nie przyjdzie mu do głowy, żeby to zrobić w ostatnich godzinach przed konkursem. Osiem lat temu na igrzyskach w Turynie taki błąd popełniła Justyna Kowalczyk. Wtedy jako młoda, pełna ambicji dziewczyna siadła do komputera, naczytała się, jak mocno kibice czekają na jej medal. No i zestresowała się, biedna, tak bardzo, że na kilka godzin przez biegiem nie była w stanie nic zjeść. Efekt pamiętamy - na trasie swojej koronnej konkurencji [chodzi o 10 km stylem klasycznym] straciła przytomność.

Oczywiście Kamil jest teraz o wiele bardziej doświadczony niż wtedy Justyna, takich błędów na pewno nie popełnia. Nie znaczy to jednak, że jest odporny na presję. Sama przegrałam z nią w Sydney, kiedy miałam już olimpijskie złoto i brąz z Atlanty. Teoretycznie powinnam wtedy być spokojna i startować na luzie, a jednak przed pierwszą konkurencją dziennikarze strasznie na mnie naciskali i nie dałam sobie rady. Dopiero po tym nieudanym starcie wzięłam się w garść, osiągnęłam odpowiedni stan startowy i w drugim występie na tamtych igrzyskach zdobyłam złoty medal. Wtedy nie przeszkodził mi nawet dziennikarz, który ścigał mnie przed śniadaniem w wiosce olimpijskiej, a kiedy już dałam mu się dogonić, usłyszałam od niego: "Pani Renato, pani Renato, pani wie, że nie ma pani na liście kandydatek do medalu?". W swojej karierze spotykałam się z bardzo różnymi sytuacjami, dlatego czuję, jak trudno może być teraz Stochowi. On na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że stać go na zwycięstwo. I jednocześnie dobrze wie, że najwięcej zależy od niego. Sama w najtrudniejszym dla mnie momencie sięgnęłam po podręcznik psychologii strzelectwa napisany przez wybitnego, niemieckiego psychologa. Zapamiętałam sobie, że najważniejsza zasada brzmi: "Nie pozwól zrobić z siebie faworyta". W sensie mentalnym to bardzo ważne, żeby tak nie myśleć. Pewnie, że u nas trudno uciec od takiej roli, kiedy się prezentuje najwyższą klasę. Sukcesów nasz sport ma mało, kibice i dziennikarze mocno za nimi tęsknią, dlatego gdy tylko widzą kogoś, kto dobrze rokuje, od razu zrzucają na niego swoje oczekiwania. Będąc sportowcem, trzeba to zrozumieć i nawet jak się dostaje pytania, które ingerują w psychikę, trzeba starać się o nich zapomnieć, nie myśleć o medalach, o których inni ciągle mówią.

Jestem przekonana, że Kamil jest odpowiednio ułożony, on to zresztą już pokazywał. Trzymam za niego kciuki, bardzo go lubię, życzę mu sukcesu.

Robert Sycz, złoty medalista igrzysk w Sydney (2000) i Atenach (2004) w wioślarskiej dwójce z Tomaszem Kucharskim:

- Kamil jest świetnie przygotowany, ale skoki są dyscypliną nieprzewidywalną i to na pewno go niepokoi. To nie jest dobra sytuacja, kiedy ma się świadomość, że można zdeklasować rywali, ale można też nie zmieścić się na podium. U mnie wszystko było łatwiejsze - jak z Tomkiem Kucharskim wypracowaliśmy formę, to zdobywaliśmy medal. A Stoch musi się denerwować każdym podmuchem wiatru. Nie zazdroszczę mu tej presji, z jaką skacze.

Sam pamiętam, jak trudno było odganiać myśli, że cała Polska patrzy i oczekuje złotego medalu. Do końca nie da się tego zrobić, a taka świadomość powoduje ogromny stres, zabiera luz, bez którego nie da się wykonać najlepiej tego, co się wytrenowało. My z Tomkiem mieliśmy o tyle dobrą sytuację, że wioślarstwo nigdy nie było popularną dyscypliną. Nas nie oglądano co tydzień. Stoch ma wiernych kibiców, którym narobił apetytu na medal w Soczi, a teraz musi o nich zapomnieć i myśleć tylko o dobrym występie, a nie o miejscu i spełnieniu oczekiwań.

Najlepiej mieć w co uciec. Teraz mam motocykl, jazda na nim pozwala mi nabrać dystansu. Kiedy startowałem, jeździć nie mogłem, bo to jednak niebezpieczne i nie darowałbym sobie, gdybym przez wypadek stracił szansę na występ w mistrzowskiej imprezie. Żeby zapomnieć o tym, co mam zrobić, żeby się odizolować, stosowałem ćwiczenia relaksacyjne, oglądałem filmy, robiłem wszystko, żeby zabić czas do startu. Ale nawet oglądając najlepszą komedię, sportowiec, który lata na coś pracował, nie przestanie myśleć o swoim zadaniu. Ja oglądałem, śmiałem się, a jednocześnie co chwilę sobie wyobrażałem, jak rozłożymy siły, w jakim rytmie będziemy płynąć. Nie znam człowieka o tak mocnej psychice, która pozwoliłaby mu całkowicie wyłączyć myślenie o głównym zadaniu. Im bliżej jest start, tym mocniej ten świat sportowy, świat własnego celu wciąga. Ostatnie godziny przed startem męczą. Niektórzy korzystają wtedy z pomocy psychologa, ja nauczyłem się wizualizować sobie zawody. Trening wyobrażeniowy mnie uspokajał, bo za każdym razem, kiedy w myślach układałem sobie nasz bieg, my ten bieg wygrywaliśmy. Bardziej starałem się widzieć nasze ruchy, koncentrowałem się na tym, co się dzieje w trakcie wysiłku z moim ciałem, skupiałem się na naszym rytmie i wracałem myślami do naszych najlepszych startów, do momentów, kiedy łódka najlepiej płynęła, a wiosłowanie sprawiało największą przyjemność. Ale przeciwników też widziałem, bo praktycznie zawsze spotykaliśmy tych samych. Wiem, że Stoch ma bazę swoich najlepszych skoków, że wraca do nich z trenerem Łukaszem Kruczkiem. Dobrze rozumiem tę potrzebę. Mam nadzieję, ze po niedzieli ta baza się im powiększy. Wszyscy liczymy na Kamila, ale ja życzę mu nie medalu, tylko tego, żeby zanotował swój najlepszy występ w życiu.

Andrzej Wroński, złoty medalista igrzysk w Seulu (1988) i Atlancie (1996) w zapasach:

- Igrzyska w Soczi to dla Stocha próba. Do historii przechodzą ci, którzy wykazują się odpornością psychiczną. On ma wszystko, żeby zostać wielkim mistrzem, ale tego naprawdę nie dokonuje się tak łatwo, jak się wielu ludziom wydaje. Na medal Kamila liczy kilka milionów rodaków, a jemu nie wolno o tym myśleć. Tyle że trudno o tym nie myśleć, kiedy na każdym kroku spotyka się dziennikarzy. Nawet jeśli żaden nie zadaje pytań o medale, to każdy składa się na dużą grupę medialną, która samą obecnością cały czas przypomina, jaka jest stawka i jakie są oczekiwania. Siła mediów jest bardzo duża, patrząc na was sportowiec, zdaje sobie sprawę z tego, że jesteście przedstawicielami jeszcze większe grupy - grupy kibiców. Tyle dobrego, że Stoch do takiej sytuacji już się przyzwyczaił. Nigdy jeszcze nie był kandydatem do olimpijskiego medalu, ale jego skoki już wiele razy śledziło mnóstwo osób, a on w takich okolicznościach potrafił osiągać sukcesy. Ci, którzy w centrum zainteresowania znajdują się tylko raz na cztery lata, mają gorzej, bo nie mają okazji takiej sytuacji przećwiczyć, oswoić się z nią. Dla Kamila teraz to może być nawet pomocne, takie zainteresowanie może go dopingować, jest przecież cały czas chwalony i to go może uskrzydlić.

Pewne jest jedno - na krótko przed startem przyjdzie stres. Sam przerabiałem to za każdym razem, kiedy walczyłem o wielką stawkę, ten problem ma każdy sportowiec. Stoch jest w dobrej sytuacji, bo nie jest sam. Wspierają go koledzy z drużyny, atmosfera, jaką oni stworzyli w swojej kadrze, może się okazać kluczem do sukcesu. To ważne, żeby bezpośrednio przed zawodami nie siedzieć samotnie i nie rozmyślać, jak wszystko się ułoży. Lepiej być z kolegami, rozmawiać z nimi, żartować, robić wszystko, żeby się nie spalać. Wyciszenia i koncentracji warto szukać dopiero w ostatnich godzinach przed zawodami. Ja ostatnie chwile spędzałem sam, ale wielu moich kolegów do końca musiało z kimś rozmawiać, cały czas się odstresowywać. Bywało, że któryś na chwilę został sam i już po wyjściu na matę było widać, że nie wygra walki, do której przystępuje.

Stoch swoją walkę powinien wygrać. To już doświadczony zawodnik ze sprawdzonymi kolegami i dobrym sztabem szkoleniowym. W jego ekipie wszyscy mają wszystko przećwiczone, trzymają się tego, co już im się sprawdziło, i to jest odpowiednia taktyka.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.