Justyna Kowalczyk ostrzy łyżwę

Przedolimpijski eksperyment trwa. W najbliższy weekend wbrew wcześniejszym planom Justyna Kowalczyk wystartuje w Nowym Mieście , i to w obu sprintach: dowolnym i drużynowym. - Alpe Cermis podpowiedziało mi, że styl łyżwowy naprawdę dobrze już działa - mówi Kowalczyk. PŚ w Novym Meście w sobotę o godz. 16 i w niedzielę o godz. 11.30. Relacja na żywo w Sport.pl

Do pierwszego biegu igrzysk zostało 30 dni. Tylko to się teraz liczy w planach treningowych i startowych.

Nawet w ostatnią niedzielę po wspinaczce na Alpe Cermis, z rekordowo dobrym czasem, Justyna zrobiła sobie jeszcze popołudniowy trening. Kilka godzin po biegu wyszła ćwiczyć krok łyżwowy na trasach w Passo Lavaze w Val di Fiemme, gdzie przyjechała po rezygnacji z Tour de Ski. Mieszkała przez ostatnie dni w hoteliku tuż przy trasie, zrobiła tam sobie obóz wysokogórski z myślą o Soczi. Ćwiczenie wytrzymałości, siły, żadnych przyspieszeń. Książkowo. Trener Aleksander Wierietielny jeszcze w Oberhofie, gdzie się wycofywali z Tour de Ski, zdecydował: nie ma Touru, to zrobimy sobie treningi jak z modelowej rozpiski bezpośredniego przygotowania startowego. Najpierw wysokie góry, potem zejście z wysokości na starty, potem jeszcze raz wysokie góry, ale już treningi spokojne, głównie z myślą o technice i regeneracji. A potem jeszcze jeden start i - na igrzyska.

W to samo niedzielne popołudnie kolejne pętle w Passo Lavaze robiła też inna Polka Agnieszka Szymańczak, sprinterka z kadry prowadzonej przez Ivana Hudacza. W najbliższą niedzielę w Nowym Mieście Kowalczyk i Szymańczak będą razem walczyć w konkurencji, w której Justyna jeszcze nigdy nie startowała - w sprincie drużynowym klasykiem. Taki sprint jest w programie igrzysk w Soczi i od dawna Kowalczyk kusił. W drużynie sprinterskiej dwie dziewczyny biegają na zmianę po trzy razy, wytrzymałość jest tu dużo ważniejsza niż w zwykłym sprincie. Krótko mówiąc, byłaby to zabawa skrojona idealnie pod Justynę, która sprinty klasyczne wygrywa ostatnio jak na paradach. Byłaby, gdyby znalazła się w polskiej kadrze zawodniczka, która nie straci na swoich zmianach zbyt wiele z przewag wypracowywanych przez Kowalczyk. Poszukiwania trwają, wcale nie jest przesądzone, że Justyna w Soczi spróbuje takiego sprintu. Ale chce się sprawdzić w Nowym Mieście.

Do Czech jedzie jednak przede wszystkim dla startów w sprincie dowolnym. To niespodzianka, wcześniej Novego Mesta w planach startowych nie było, bo łyżwowy sprint, do tego na płaskiej trasie, to znienawidzona konkurencja Justyny. Ale po rezygnacji z Touru wszystko zawirowało. Brak prawdziwej zimy w Europie jeszcze mocniej komplikuje przygotowania. Justyna miała biec w maratonie narciarskim w Czechach, Jizerskiej Pięćdziesiątce, ale bieg odwołano. - Wszystko jest rozkidłane - nazywa to po swojemu Justyna. - Bywały takie chwile po zamieszaniu z Tourem, że myślałam sobie: Boże, ja mam być za miesiąc na igrzyskach, jakim cudem? Pani Wanda z PZN-u, która nas zgłasza do zawodów, mówi, że ona już sama nie wie, co się dzieje, ciągle się wszystko zmienia. Ale warto, Alpe Cermis podpowiedziało mi, że styl łyżwowy naprawdę dobrze już działa, a zostało jeszcze kilka tygodni do Soczi i da się wiele zrobić. Jeszcze będziemy podejmować kontrowersyjne decyzje w sprawach łyżwowych, ale wszystko z myślą o tym, żeby na igrzyska styl łyżwowy był jak najlepszy, żeby go domęczać w jak najbardziej ekstremalnych warunkach - mówiła Kowalczyk, uprzedzając wiadomość o starcie w Nowym Mieście. Aż do Soczi nie będzie już w Pucharze Świata długich biegów łyżwą, więc dobry i sprint, żeby się skonfrontować z rywalkami, choć tych najsilniejszych ze Skandynawii w Czechach nie będzie.

Najlepsze Norweżki wrócą do PŚ dopiero w Toblach, tuż przed igrzyskami. Justyna między Nowym Miastem a Soczi wystartuje jeszcze trzy razy: w Szklarskiej Porębie na 10 km klasykiem i znów w sprincie dowolnym, a potem - po wspomnianym drugim obozie wysokogórskim we Włoszech - w Toblach, na 10 km klasycznym. Gdy dzień później w Toblach będą sprinty, ona będzie już w drodze na igrzyska. Igrzyska rozgrywane przede wszystkim stylem łyżwowym, którym Kowalczyk biega gorzej niż klasycznym, do tego miewa w konkurencjach dowolnych problemy z bolącymi piszczelami. - Ale zajęcia z nowym fizjoterapeutą, z którym przepracowaliśmy dwa tygodnie przedświąteczne, zadziałały tak, że na Alpe Cermis piszczele w ogóle nie bolały. Można to wrzucić na żółty pasek na TVN 24 - żartowała Justyna. Humor w Val di Fiemme jej dopisywał, choć niepewność, jak to się sprawdzi w Soczi i jak mocne będą rywalki, pozostaje. - I niech tak będzie. Bardziej mi służy niepewność niż samozachwyt.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.