Na dychę będzie trudniej, czyli Justyna Kowalczyk się cieszy

- Pierwszy raz przegraliśmy z kobietą - mówili kanadyjscy biegacze po porażce z Justyną Kowalczyk w narciarskim maratonie w Nowej Zelandii. Pokonał ją tylko jej sparingpartner Maciej Kreczmer.

Złota medalistka olimpijska sprzed czterech lat z Vancouver w nowozelandzkiej Snow Farm prawie miesiąc pracowała nad techniką. Startowała też w zawodach New Zealand Winter Games. W poprzedniej edycji, dwa lata temu, wygrała wszystkie biegi. Teraz - 10 km klasykiem (startowało osiem zawodniczek) i 5 km techniką dowolną. W obydwu startach druga była Słowaczka Anastazja Kuźmina, mistrzyni z Vancouver w biatlonie. Konkurencja nie była zbyt mocna - Polka wygrała też sprint techniką dowolną.

Na koniec pobiegła w Maraton Merino Muster. 42 km techniką dowolną pokonała w 1:45.48. O półtorej minuty szybszy był Kreczmer, za Polką przybiegli m.in. reprezentanci Kanady. Dwa lata temu Polka była w tym maratonie piąta, rok temu - czwarta.

Nie tylko w Nowej Zelandii Kowalczyk biegała bardzo szybko. W maju podczas zgrupowania w Otepää w Estonii poprawiła swój czas w tzw. teście Smiguna. "Anatolij Smigun - były mistrz olimpijski i mistrz świata w biegach narciarskich - corocznie, w środku lata, na leśnych ścieżkach Otepää organizuje przełaje. Niby tylko 3 km, ale na bardzo trudnej, pofałdowanej trasie. Kto poprawia tu swoje rekordy, zimą zazwyczaj też jest mocny. Justyna pobiegła 16 sekund szybciej niż przed rokiem. Poszła jak burza, a po biegu sapała jak parowóz:) Byle do zimy:)" - taki wpis pojawił się na profilu Kowalczyk na Facebooku.

"Wiele osób pewnie się zastanawia, po co mi te starty. Słabo obsadzone itd. Pędzę wytłumaczyć. Głupia bym była, gdybym tych okazji nie wykorzystała. Właśnie w czasie takich biegów można najlepiej uczyć się taktyki, rozkładania sił, poprawnej techniki startowej - pisze Kowalczyk. - Można również poznawać reakcję organizmu na specyficzny mikroklimat, bo wysokość nad poziom morza mam tu mniej więcej taką jak na Krasnej Polanie [gdzie odbędą się biegi olimpijskie w Soczi]. Spokojnie mogę sobie wypróbować, od którego kilometra zacznę błagać śnieg, żeby się roztopił i skrócił moje cierpienia, jeśli ze startu pójdę na sto procent:) Albo na odwrót, ile będzie kosztować zbyt duża asekuracja. Daję też odpocząć głowie od codziennej monotonii. Wszystko ważne. Każdy szczegół. Ja swojej szansy na jak najlepszy wynik upatruję tu, inni startują na nartorolkach w Europie, jeszcze inni przemierzają lodowce Alaski, część skacze po lesie imitacje, ktoś trenuje w tunelach" - pisała Kowalczyk na Facebooku.

Harówka w maratonach i testach Smiguna daje jeszcze jeden ważny efekt - wyjątkową wytrzymałość na podbiegach. To bieg pod górę jest jej największym atutem i właśnie w Nowej Zelandii Kowalczyk dowiedziała się, że olimpijska trasa na 10 km, jej "ulubionej dychy klasykiem", zmieniła się - zgodnie z marzeniami Polki.

"Miały być dwa okrążenia po pętli czerwonej, dość płaskiej i powykręcanej. A będzie jedno po czerwonej i jedno po niebieskiej, czyli trudnej, z mocnym dwukilometrowym podbiegiem na koniec. To już zaklepane i podpisane! Justyna się cieszy" - pisała 30-letnia zawodniczka.

Bieg, o którym pisze Polka, czyli 10 km techniką klasyczną ze startu interwałowego (zawodniczki ruszają co 30 sekund w kolejności odwrotnej do zajmowanych miejsc w PŚ), zaplanowano 13 lutego w Krasnej Polanie.

Początek PŚ w sezonie olimpijskim w ostatni weekend listopada w Kuusamo.

Więcej o:
Copyright © Agora SA