Soczi 2014. Skoki narciarskie. O jedno miejsce za blisko

Czy pozycja tuż za podium to porażka, skoro jeszcze nigdy polska drużyna skoczków nie była tak wysoko na igrzyskach?

Nie zawsze można pić szampana, ktoś powiedział pod skocznią.

Polacy - oprócz Stocha sami olimpijscy debiutanci - po dniach pełnej, niepohamowanej euforii tylko przyglądali się, jak świętują Niemcy, Austriacy, Japończycy, wiedząc przy okazji, że dla każdej z tych drużyn wynik był wielkim zwycięstwem. Jan Ziobro miał oczy wilgotne (ale mówił dzielnie, że "płakać nie będziemy"), Maciej Kot twarz nieprzeniknioną, Piotr Żyła zniknął na badaniach antydopingowych, a Kamil Stoch, nie wyglądając na specjalnie załamanego - bo i dlaczego miałby być - mówił: - Czy nam gratulować czwartego miejsca? No, uważam że tak. No, tak. A Janek był dzisiaj moim bohaterem.

Polacy byli kandydatami nr 2 do złota

Po dwóch złotach Stocha, szanse na pierwszy krążek drużyny wyglądały naprawdę obiecująco. Według wyników z konkursu na dużej skoczni Polacy byli kandydatami numer 2 do zwycięstwa, rywale wydawali się rozbici - szczególnie Austriacy, którzy nie zdobyli w Soczi żadnego indywidualnego medalu.

Ale jeszcze raz potwierdziła się stara prawda, że konkurs drużynowy rządzi się sam, według własnych zasad. Nasi zepsuli pierwszą serię, i to zdecydowało o końcowym niepowodzeniu.

Zaczął niemrawo Kot, który osiągnął piąty wynik w swojej serii, później bardzo źle skoczył Żyła (121 m, przy niekorzystnym wietrze, dziewiąty wynik w swojej grupie), Polska była po jego serii na siódmym miejscu, a zakończył spóźnionym odbiciem bohater lotniczej Polski Stoch, który potem walczył w powietrzu, ale ugrał 130,5 metra i czwarty wynik w grupie za Severinem Freundem, Noriakim Kasai i Peterem Prevcem. Z mocnych zawodników wyprzedził tylko Gregora Schlierenzauera. - Z powietrza się odbiłem, a nie z progu. Zepsułem skok. Nie do końca, nie całkowicie, ale zepsułem. Próbowałem wycisnąć z niego w locie jak najwięcej. Można była skakać lepiej - powiedział.

Jedynym, który skoczył dobrze, a nawet doskonale w otwarciu konkursu, był Ziobro. - Wyciągłem się, jak to się mówi, z gaci - opowiadał potem.

Ale na półmetku Polacy byli czwarci. Wtedy zaczęły się przypominać stare historie z mistrzostw świata w Libercu, gdzie zabrakło do podium dwóch punktów, w Oslo, gdzie Polacy też zajęli czwarte miejsce, o którym każde dziecko wie, że jest najgorsze w sporcie, czystym przekleństwem. Przecież nawet w Val di Fiemme w zeszłym roku otarliśmy się o tą sportową klątwę i tylko dzięki spostrzegawczości Thomasa Morgensterna, który zauważył błąd sędziów w obliczeniu punktów Andersa Bardala, Polska zdobyła brąz. Już przecież pogodziliśmy się z czwartym miejscem.

W drugiej serii Polacy walczyli, Ziobro jeszcze raz oddał bardzo dobry skok. - Było elegancko, była walka - mówił Stoch. - Właśnie wtedy wszyscy oddali skoki takie, jakie powinni.

Jak zwykle zagadką był Żyła

Trener Łukasz Kruczek długo się decydował na niego. Do ostatniej chwili trwała walka o to, kto ma wystąpić w konkursie na normalnej skoczni - rywalizację wygrał Dawid Kubacki. Potem była walka o miejsce w zawodach na dużej skoczni - tu trener zdecydował się na Żyłę. Mówił, że widzi, jak Piotr się rozpędza, dosłownie z dnia na dzień. Ale tak jak Kubacki nie wszedł do finałowej serii na normalnej skoczni, tak Żyła nie wszedł do niej na dużej (mając najgorsze warunki wiatru w całym konkursie), i trener znów miał poważny problem. Kiedy Stoch w niedzielę śpiewał na Miedalnej Płoszczadi swoje dwie zwrotki hymnu z drugim złotem na szyi, 40 kilometrów od niego na skoczni znów walczyli o miejsce w drużynie Żyła i Kubacki. Trener znów postawił na Żyłę. Dlaczego? Chyba zdecydowało nie tylko to, że Piotr dwukrotnie skoczył na treningach lepiej niż rywal do miejsca, ale również z powodu jego doświadczenia. Żyła w drużynie startował dotąd - w Pucharze Świata, mistrzostwach świata, mistrzostwach świata w lotach - 18 razy, Kubacki pięć, w tym zaledwie raz o medal. Trener postawił więc na doświadczenie, był przekonany o odporności Żyły.

Można by mówić, że, gdyby Żyła skoczył w pierwszej serii tak jak jego grupowy rywal Takeuchi Taku minutę wcześniej, byłoby około 13 punktów więcej, a do medalu zabrakło 13,1 pkt. - Nie można tak mówić o Piotrze. Każdy z nas mógł popełnić błąd i być tutaj obwinianym, każdy mógł skoczyć lepiej. Drużyna polega na tym, że trzymamy się razem - mówił Ziobro. Stoch też - nie wprost - ale bronił chyba właśnie jego: - Żaden z nas nie ustrzegł się błędów.

- Nie przegraliśmy przez Piotrka konkursu - tłumaczył Kruczek. - Było dwóch zawodników, którzy popełnili błędy: Piotrek i Kamil.

Dawno nie było takiej drużynówki

Żyła oddał w drugiej serii to, co stracił w pierwszej - 132 metry, znakomite noty, wybiłby w niebie dziurę pięścią z radości po wylądowaniu. Każdy w drużynie się polepszył, ale to było za mało.

- Dawno nie było takiej drużynówki. Żeby dobrze skoczyć, a potem jeszcze trzeba było skoczyć super. Trzeba było łupać na sam dół - mówił Stoch. Podwójny mistrz olimpijski oddał najlepszy skok w drugiej serii, a w całym konkursie lepsze oddali tylko Prevc i Bardal - w pierwszej serii z niższej belki.

W tej piekielnie mocnej drużynówce wygrali Niemcy, co może być niespodzianką o tyle, że mieli średnio udane konkursy indywidualne. Ale każdy, kto ma oczy, widział, że Freund, Andreas Wellinger, Andreas Wank, a zwłaszcza Marinus Kraus (fantastyczny skok w finałowej rundzie konkursu na dużej skoczni, z 24. miejsca na szóste) mieli w Soczi przebłyski. Sensacją był tytuł wicemistrzów dla Austrii. Wiem, brzmi to jak bluźnierstwo, ale Super Orły z Austrii były skłócone, nieporadne, zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni Thomas Diethart nie wszedł nawet do finałowej serii w konkursie na dużym obiekcie! Podobnie jak Thomas Morgenstern. Zaś u Japończyków niemal 42-letni Noriaki Kasai, jak nie zdobywał medali olimpijskich przez 20 lat od Lillehammer, tak w Soczi zdobył dwa.

Stoch, jakby lekko nawiązując do historii Japończyka, kiedy wychodził ze skoczni, stwierdził, że może pozwolić sobie na podsumowanie. - Panowie, spójrzcie na wyniki. W debiucie Maciek był siódmy i 12., Janek był 13 i 15. Ja tak nie debiutowałem... Aż strach myśleć, co będzie na ich trzecich igrzyskach.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA