Soczi 2014. Mistrz Stoch wskoczył do historii

Gdy miał trzy lata, nauczył się jeździć na nartach. Kiedy poszedł do podstawówki, uznał, że jazda to za mało. I zaczął skakać. W niedzielę w Soczi niespełna 27-letni Kamil Stoch pokazał, że i tę sztukę opanował do perfekcji. Polak został mistrzem olimpijskim, w wielkim stylu wygrywając konkurs igrzysk na skoczni normalnej.

- Z każdym chłopakiem pracuję tak, jakby kiedyś miał być z niego wielki mistrz. Ale tak naprawdę od razu widać, co kto potrafi i czego można się po nim spodziewać. Kamil był wyjątkowy, dlatego od razu w niego uwierzyłem - wspomina Stanisław Trebunia-Tutka, który przez dziewięć lat prowadził Stocha w klubie LKS Poroniec.

Wzór dla Niemców

Stoch przyszedł tam w 2000 roku i z miejsca zaczął robić furorę. - Zajeżdżaliśmy do Klingenthal, a niemieccy trenerzy przerywali zajęcia i swoim młodym podopiecznym pokazywali, jak skacze Kamil - wspomina Trebunia-Tutka.

Stoch już jako 12-latek skoczył na Wielkiej Krokwi 128 metrów, a później w pierwszym w życiu telewizyjnym wywiadzie powiedział, że kiedyś chciałby pojechać na igrzyska i zdobyć na nich złoty medal.

- Tę 128 m Kamil osiągnął jako przedskoczek w Pucharze Świata kombinatorów norweskich - mówi Apoloniusz Tajner. Wówczas żaden z zawodników nie przekroczył nawet 125. metra. - Kamil często skakał tak daleko. Wiele razy obserwowałem, jak lądował za 120. metrem, gdy miał 13-14 lat. Już wtedy mówiłem, że to wielki talent - dodaje prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

Teraz Tajner jest dumny, bo przyłożył rękę do ukształtowania kolejnego po Adamie Małyszu wielkiego mistrza skoków. Jeszcze szczęśliwsi są ci, którzy przed laty pokazali Kamilowi piękno sportu.

- Dzieci mamy zdolne, tylko trzeba tę zdolność w nich wyszukać, ukierunkować odpowiednio, by mogły iść w świat. Dlatego założyłam u nas w Zębie w 1995 roku Ludowy Klub Sportowy. Rodzice mnie o to prosili. Istniał parę lat i pomógł Kamilowi w karierze - cieszy się Jadwiga Staszel.

Przed laty właśnie "pani Jadzi" Stoch dziękował za to, że zaczął skakać. - Rodzice razem z sąsiadami kiedyś podpatrzyli, że ja i grupka kolegów usypujemy ze śniegu skocznie i skaczemy. Dlatego powstał we wsi powstał LKS Ząb. W mojej rodzinie nie ma sportowych tradycji, mama i tata są psychologami. Ale zawsze mnie wspierali - opowiada nasz mistrz.

Ambitny nerwus

Wspierali, owszem. Ale nie znaczy, że nie bali się o zdrowie syna. Kiedyś kilkuletni Kamil płakał, gdy wywrócił się i potłukł na skoczni. Ale płakał nie z bólu, tylko ze strachu, że mama zabroni mu dalej trenować. A właśnie trenować chciał najbardziej. - Ambitny był strasznie. Ino nerwus - wspomina Trebunia-Tutka. - Jak na obozie był od kogoś gorszy w jakimkolwiek sprawdzianie, to rzucał się i płakał ze złości, jak przegrał bieg do kombinacji, to ciskał kijkami - opowiada trener.

Bo ambitny nerwus zaczynał - tak samo jak Małysz - od kombinacji norweskiej. Trebunia-Tutka: - Dobry był. Miał 14 albo 15 lat, kiedy wystartował w mistrzostwach Polski. I na 26 zawodników zajął 12. czy 13. miejsce, a walczył z dorosłymi zawodnikami. Bardzo lubił też piłkę nożną, ale kiedy już musiał się na coś zdecydować, z pomocą rodziców wybrał skoki.

Właśnie rodzice - obok żony - są dla Kamila najważniejszymi ludźmi. Mama ani myślała zabraniać synowi realizowania się w niebezpiecznej dyscyplinie sportu. - Pewnie, że się o niego bałam, kiedy zaczynał - przyznaje pani Krystyna. - Ale rozumiałam, że to jego pasja - dodaje.

Czas wygrywania

Tata, z zawodu psycholog sądowy, spędził z synem na skoczniach tysiące godzin. - Zawsze powtarzałem Kamilowi, że trzeba wiele razy przegrać, by móc wygrać - mówi.

Właśnie tę maksymę Stoch przytaczał przed rokiem, kiedy został mistrzem świata w Predazzo.

Ale teraz w życiu Kamila nastał czas na wygrywanie. W Soczi Stoch skacze jako lider Pucharu Świata. W tym sezonie wygrał cztery konkursy, w karierze ma już 11 takich zwycięstw.

Po raz pierwszy wygrał dwa dni po ostatnim, 39. pucharowym zwycięstwie Małysza. W 2011 roku w Zakopanem wszyscy uwierzyliśmy, że właśnie w Stochu będziemy mieli kolejnego wielkiego skoczka. Symboliczna zmiana warty została potwierdzona dwa miesiące później w Planicy. Wtedy Kamil wygrał, a kończący karierę mistrz Adam zajął trzecie miejsce i obaj stanęli na podium.

Teraz Stoch wskoczył na podium olimpijskie, na którym Małysz aż cztery razy w karierze odbierał medale igrzysk. Złota tych zawodów czterokrotny mistrz świata nie zdobył nigdy, z polskich skoczków udało się to wcześniej tylko Wojciechowi Fortunie, najlepszemu na igrzyskach w Sapporo, aż 42 lata temu. To najlepszy dowód, że Stoch dokonał właśnie czegoś absolutnie wyjątkowego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.