PŚ w Zakopanem. Schlierenzauer ćwiczy cierpliwość

- Skaczę dobrze, a mam jeszcze sporo rezerw - zapewnia Gregor Schlierenzauer, który przed Igrzyskami Olimpijskimi w Soczi uczy się cierpliwości. Przyzwyczajony do seryjnych zwycięstw Austriak nie wygrał żadnego z ostatnich 12 konkursów PŚ. Dla niego to niemal czarna seria. W niedzielę - o ile zawodów nie storpeduje wiatr - będzie mógł ją przerwać na jednej ze swych ulubionych skoczni. Relacja Z Czuba na Żywo od godz. 14

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

W inaugurującym sezon konkursie w Klingenthal zrezygnował ze skoku, bo - oficjalnie - uznał, że oddanie go w niestabilnych warunkach byłoby niebezpieczne, a nieoficjalnie - nie chciał skazywać się na daleką pozycję i porażkę z mniej znanymi zawodnikami, którzy na wietrznej loterii wyciągnęli wygrany los.

Straty powetował sobie, zwyciężając w dwóch następnych startach, w Kuusamo i w Lillehammer. W drugim przypadku zwycięstwo odniósł, atakując z 15. miejsca po pierwszej serii. Miał formę, dopisywało mu szczęście (bo na tak spektakularny awans "Schlieremu" pozwoliła też zmienna pogoda), wydawało się, że zgodnie z przewidywaniami będzie dominować w olimpijskim sezonie, w którym postara się zdobyć swe pierwsze, indywidualne złoto igrzysk.

Jednak teraz Schlierenzauer w kolejce do laurów w Soczi stoi za co najmniej kilkoma rywalami. W Pucharze Świata jest co prawda drugi, naciska na prowadzącego Kamila Stocha i nikt znający się na skokach nie odmówi Austriakowi szans wygrania najważniejszych tegorocznych startów. Ale nawet we własnej drużynie 24-latek z Tyrolu znalazł się w cieniu sensacyjnego zwycięzcy Turnieju Czterech Skoczni Thomasa Dietharta i Thomasa Morgensterna, który najpierw w wielkim stylu wrócił do światowej czołówki, a teraz walczy o powrót na skocznie po wypadku w Bad Mitterndorf.

Tam, na mamuciej skoczni Kulm, Schlierenzauer był przed tygodniem trzeci i drugi. Wszystkim wydawało się, że zapomniał już o zaledwie 18. pozycji w kończącym TCS konkursie w Bischofshofen i typowali go do zwycięstwa w Wiśle. Ale na skoczni im. Adama Małysza Austriak był dopiero ósmy.

Czy teraz wygra w Zakopanem? Wielka Krokiew to jedyna obok słoweńskiej Letalnicy skocznia, na której Schlierenzauer odniósł aż pięć pucharowych zwycięstw. W sobotniej "drużynówce" wielki mistrz spisywał się dobrze, ale nie rewelacyjnie. Indywidualnie zanotował szósty wynik. - Jestem zadowolony, moje skoki są dobre - przekonywał tuż po zawodach. Ale nie trzeba być wybitnym znawcą mowy ciała, by widzieć, że "Schlieri" nie może się doczekać momentu, w którym jego skoki będą nie dobre, a świetne.

12 kolejnych konkursów bez zwycięstwa to dla Schlierenzauera okres wyjątkowej posuchy. Ze swych 173 pucharowych startów w karierze wygrał aż 52, a to znaczy, że średnio potrzebuje zaledwie 3,3 konkursu, by odnieść zwycięstwo. Czarna seria? Bez żartów. Ale problem jest, bo Schlierenzauer do cierpliwych nie należy. Przyzwyczajony do wygrywania po każdym dalekim skoku trochę grymasi, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto skoczy dalej i ładniej od niego.

Dla Schlierenzauera to druga taka lekcja cierpliwości w karierze. Skoczek, który w Pucharze Świata wygrał już swój trzeci start w życiu, na zwycięstwo w nim najdłużej czekał rok. 6 lutego 2010 roku wygrał w Willingen ostatni start przed igrzyskami w Vancouver, a później na najwyższy stopień podium zdołał wskoczyć dopiero 12 lutego 2011 roku w Vikersund. Między tymi zwycięstwami zanotował 18 konkursów bez wygranej. Czy w niedzielę w Zakopanem przestanie iść na swój rekord? Polski bukmacher Fortuna ocenia, że bardziej prawdopodobny od zwycięstwa Schlierenzauera na Wielkiej Krokwi (kurs 9) jest brak olimpijskiego medalu w Soczi dla Justyny Kowalczyk (8). A przecież tej drugiej opcji raczej nie bierzemy pod uwagę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.