Turniej Czterech Skoczni. Ammann drugi po Bogu?

Jeśli w Bischofshofen Simon Ammann kolejny raz udowodni, że jest specjalistą od zadziwiania i zachwycania, skoki narciarskie zyskają dopiero drugiego w historii zawodnika, który w swej karierze wygra absolutnie wszystko. Walka Szwajcara z Thomasem Diethartem i Thomasem Morgensternem o zwycięstwo w 62. Turnieju Czterech Skoczni w poniedziałek od godz. 16. Relacja na żywo w Sport.pl.

Odkąd w sezonie 1979/1980 wprowadzono do kalendarza skoków narciarskich Puchar Świata, tylko czterech zawodników potrafiło wygrać choć raz jego klasyfikację generalną, a przy tym zdobyć indywidualnie złoty medal igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata oraz wygrać Turniej Czterech Skoczni. Dokonali tego Matti Nykaenen, Jens Weissflog, Espen Bredesen i Thomas Morgenstern. Królem w stawce asów jest Nykaenen, jedyny skoczek w historii, który do czterech wymienionych triumfów dorzucił jeszcze tytuł mistrza świata w lotach narciarskich.

W poniedziałek Ammann może zostać drugim po Bogu. Bogu skoków. Jeśli Szwajcar odrobi 9,4 pkt straty do prowadzącego po trzech konkursach TCS Thomasa Dietharta i jednocześnie obroni 6 pkt przewagi nad trzecim Thomasem Morgensternem, będzie mógł na igrzyska w Soczi jechać jako sportowiec absolutnie spełniony.

Oczywiście i bez wygrania Turnieju Czterech Skoczni Szwajcar ma już swoje miejsce w historii.

IO zamiast PŚ

Ammann po razie wygrywał mistrzostwa świata w skokach i lotach, raz zdobył Kryształową Kulę. W Pucharze Świata nigdy nie nokautował rywali tak jak Nykaenen i Adam Małysz, którzy jako jedyni wygrywali go po cztery razy. Od 1997 r., kiedy debiutował w PŚ, do teraz uzbierał 21 konkursowych zwycięstw. Nykaenen wygrał 46, a Małysz - 39 razy. Pod tym względem jeszcze lepszy jest Gregor Schlierenzauer. 24-letni Austriak ma w dorobku już 52 zwycięstwa, ale na Szwajcara może patrzeć z zazdrością nie tylko teraz, gdy nie liczy się w walce o triumf w 62. edycji TCS.

Ammann to przede wszystkich czterokrotny mistrz olimpijski. "Schlieri" na razie marzy o choć jednym złocie tej imprezy. Marzenia o nim nie zdołał spełnić trzykrotnie srebrny i raz brązowy na igrzyskach Małysz, a gorszy od "Simiego" jest nawet Nykaenen, który indywidualne mistrzostwo olimpijskie fetował "tylko" trzy razy.

Długowieczny

Co więcej, wielki Fin, będąc w wieku, w jakim właśnie jest Ammann, sportowo już nie istniał. Szwajcar w czerwcu skończy 33 lata. W historii TCS tylko jeden zwycięzca był starszy. W 1953 r. pierwszą edycję imprezy wygrał 35-letni wówczas Austriak Josef Bradl.

W naszej erze tak długowieczni jak Ammann byli tylko Weissflog, Janne Ahonen i Małysz. Niemiec zapisał się w historii, zdobywając brązowy medal mistrzostw świata na trzy miesiące przed swymi 31. urodzinami i wygrywając Turniej Czterech Skoczni w wieku 31 lat i sześciu miesięcy. Fin swój piąty triumf w TCS święcił, mając 30 lat i siedem miesięcy. Z kolei Polak w 33. roku swojego życia zdobył dwa srebrne medale igrzysk olimpijskich, a rok później wywalczył brąz mistrzostw świata i zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Psychologiczne gierki

Senior Ammann pod koniec turnieju rozsądnie gospodaruje siłami. W austriackiej części, kiedy skakać trzeba przez cztery dni z rzędu, wybiera sobie momenty na odpoczynek. W piątek w Innsbrucku zrezygnował z kwalifikacji. W niedzielę w Bischofshofen poszedł jeszcze dalej, w ogóle nie pojawiając się na skoczni. Szwajcar oddał przez te dni o cztery skoki mniej niż Diethart i o trzy mniej niż Morgenstern. Przy dalekich lotach i lądowaniach na wypłaszczeniach skoczni to spory odpoczynek dla nóg. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że Ammann gra o coś więcej niż tylko o gotowość do ustania kolejnych skoków.

Znany z odporności psychicznej "Simi" lubi demonstrować swą siłę i przy okazji wciągać rywali w psychologiczne gierki. Nie po raz pierwszy pokazuje, że w parze KO nie boi się żadnego rywala, i już po raz drugi zmierzy się z Diethartem. W Innsbrucku wygrał pojedynek i odrobił do lidera 3,6 pkt ze straty po zawodach w Garmisch-Partenkirchen. Na Bergisel potwierdziło się, że Szwajcar nie bez powodu uchodzi za dziecko szczęścia. Korzystając z wyjątkowo dobrego wiatru (1,48 m/s pod narty, Diethartowi wiało z prędkością tylko 0,65 m/s, a Morgensternowi z prędkością 0,56 m/s, ale w plecy), wyprzedził drugiego dotąd w turnieju Morgensterna, pokonując go o 7,5 pkt.

Dobra pozycja startowa

W Bischofshofen Ammann będzie liczył i na szczęście, i na to, że przedostatnią parę pierwszej serii złożoną z lidera i wicelidera imprezy sędziowie puszczą z belki startowej w dobrych warunkach, i wreszcie na to, że młody Austriak, którego jeszcze kilka dni temu absolutnie nikt nie typował do takich zaszczytów jak wygranie Turnieju Czterech Skoczni, tym razem nie wytrzyma i pod wielką presją zepsuje skok. Oczywiście tego ostatniego zakładać nie można, lata temu podobne zagrywki wobec Małysza na nic się zdały Martinowi Schmittowi.

Za to przed decydującą rozgrywką Ammann wydaje się być na lepszej pozycji niż Morgenstern. On w kwalifikacjach wystartował i trafiając na gorsze warunki, doleciał tylko do dziewiątego miejsca. Przez to w konkursie wystartuje kilkanaście minut wcześniej niż jego dwaj rywale w walce o zwycięstwo.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.