TCS. Stocha skok w miejscu

Choć Kamil Stoch chciał to ukryć, liczył, że fantastyczna ostatnio forma i pozycja lidera Pucharu Świata przyniosą mu najlepszy w życiu wynik na skoczni w Oberstdorfie. Ale powyżej 13. miejsca nie podskoczył, czyli powtórzył wynik z ubiegłego roku. Wygrał Simon Ammann, sprawiając radość sobie i innym.

To był fantastyczny konkurs z punktu widzenia bezstronnego obserwatora. Triumf Ammanna daje wielką szansę zdobycia ostatniego prestiżowego trofeum, jakiego brakuje czterokrotnemu mistrzowi igrzysk. Entuzjazm poniósł Szwajcara nie tylko w locie, ale i na ziemi. Do okolic godziny 21 nie opuszczał biura prasowego w Oberstdorfie, tłumacząc dziennikarzom wszystkich nacji od Polaków po Japończyków, jak wielką frajdę sprawił mu pierwszy konkurs 62. Turnieju Czterech Skoczni. Opowiadał o niuansach, uczuciach, szansach i trudach, jakie czekają go na drodze do zwycięstwa. W niedzielę wymierzył mocny cios wszystkim faworytom na czele z Kamilem Stochem i Gregorem Schlierenzauerem. Kiedy opuszczał biuro prasowe owację urządziła mu grupa kibiców cierpliwie czekających na zewnątrz. Ammann to sportowiec tak powszechnie lubiany i szanowany, że jego zwycięstwo ucieszyło niemal wszystkich.

Z punktu widzenia polskiego kibica konkurs był smutny. Kamil Stoch miał kwaśną minę, choć oficjalnie nie chciał nazwać swojego pierwszego skoku "katastrofą". Z jego wypowiedzi przebijało jednak jasno, że presja oczekiwań ciążyła mu w locie jak worek kamieni. Niewiele brakowało, by skoczek, który w ostatnich czterech konkursach Pucharu Świata zdobył 360 pkt na 400 możliwych, w ogóle nie awansował do drugiej serii. Udało się to wszystkim Polakom, ale Stoch zajmował z nich najgorsze miejsce. W drugim skoku zaatakował, doskakując nawet do okolic czołowej dziesiątki. Ktoś żartował, że pozostali skoczkowie Łukasza Kruczka pracowali na lidera niczym kolarze, bo wszyscy zajęli miejsca za jego plecami. - Nie, tak nie było. Przynajmniej mam nadzieję, że nie - mówił Stoch, jedyny raz się uśmiechając. Wielką szansę zaprzepaścił Klemens Murańka, ósmy po pierwszej serii. Wykonał najdłuższy skok dnia 141,5 metra, po którym sędziowie natychmiast obniżyli rozbieg o dwie belki. Nastoletni Murańka opowiadał o tym, że niosła go chęć walki o miejsce w kadrze na igrzyskach w Soczi. W drugim skoku nie wytrzymał presji, w gorącej młodej głowie radość zagościła zbyt wcześnie.

Reszta polskich skoczków nie przeżyła wzlotów. Skakali równo i blisko. Wszyscy jak jeden mąż byli rozczarowani, najbardziej Piotr Żyła i Maciej Kot. Cóż, w Oberstdorfie nie wygrywał nawet Adam Małysz, choć udało mu się stanąć tu na podium. Po znakomitych występach w Titisee-Neustadt i Engelbergu podbudowany Stoch mówił nawet, że kontynuuje jego dzieło. Polacy bardzo liczyli na przełamanie fatum Oberstdorfu, ale jeszcze raz się przeliczyli. - Może za rok? - zastanawiał się lider drużyny.

Co będzie dalej w tym roku? Stoch pocieszał się, że skocznie w Ga-Pa, Innsbrucku i Bischofshofen zdecydowanie bardziej mu odpowiadają. Przed rokiem też zaczynał TSC od 13. miejsca, by wspiąć się ostatecznie na czwarte. Tym razem też marzeń o podium w klasyfikacji generalnej jeszcze nie porzucił. Ale gonić szczęśliwego Ammanna będzie bardzo trudno.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.