Polski panczenista Zbigniew Bródka zdobył złoty medal w biegu na 1500 metrów, wyprzedzając o 0,003 sekundy Koena Verweija. Holender popłakał się, gdy zobaczył, że nie został mistrzem. Nie mógł pogodzić się z tak minimalną porażką.
Teraz holenderskiego panczenistę wspiera lokalny dziennik "De Telegraaf", który uważa, że mistrzów olimpijskich w takiej sytuacji powinno być dwóch. Szczególnie, że - jak wylicza gazeta - szybszy był... Verweij.
"To niedorzeczne i nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością" - czytamy w "De Telegraaf", który podważa oficjalne wyniki zawodów. Zdaniem dziennika wyniki powinny być podawane w całych sekundach, bo tak dokładne pomiary, jak są teraz, wcale nie są dokładne.
W skrócie chodzi o to, że zawodnicy startowali z różnych torów - Bródka z zewnętrznego, a Verweij z wewnętrznego. Zdaniem holenderskich dziennikarzy to robi różnicę. - Głośniki, z których słychać dźwięk pistoletu startera położone są po obu stronach toru. Tyle że głośnik od zawodnika na zewnętrznym torze jest oddalony o cztery metry, a na wewnętrznym - o osiem. Tym samym dźwięk dociera do niego później - mówi gazecie sędzia Jeroen Fredriks.
Jak wylicza arbiter, który jest obecny na igrzyskach w Soczi, prędkość dźwięku przy 10 stopniach Celsjusza wynosi 338 m/s, co daje 1/338 sek na metr. Tym samym, jeśli wzięlibyśmy pod uwagę odległości od głośników, różnica w czasach obu panczenistów będzie wynosiła 0,004 sekundy, a tym samym Polak przegrałby o 0,001 sekundy.
O niedokładnych pomiarach zdaniem Holendrów pisaliśmy już w sobotę . Jak donosił serwis Quest.nl wyniki w łyżwiarstwie szybkim są tak naprawdę wynikami przybliżonymi, a różnice w czasie mogą wynosić plus minus... 0,003 sekundy. Powstała nawet praca naukowa na ten temat, której autorem był profesor Gerard Sierksma z Uniwersytetu w Groningen.
Igrzyska w 1960 roku Screen z Schaatsen.nl
fot. schaatsen.nl
Pojawiają się jednak również głosy, że Polakom ten złoty medal się zwyczajnie należał za lata niepowodzeń. Serwis Schaatsen.nl przypomina, że do tej pory Polacy mieli dwa medale na igrzyskach - srebro Elwiry Seroczyńskiej i brąz Heleny Pilejczyk. Gazeta przypomina zdarzenie z igrzysk w Squaw Valley z 1960 roku, kiedy Seroczyńska jechała po złoto na 1000 metrów, ale zawadziła o grudkę śniegu na torze i przewróciła się przed ostatnią prostą. "Można to nazwać dziejową sprawiedliwością" - czytamy w serwisie.