Soczi 2014. Leniarski: Biały łosoś nie jest żadnym rozwiązaniem

Jak gondola staje, nie wiadomo po kakowo czorta i na nie wiadomo jak długo na czterokilometrowej trasie nad kaukaskim lasem, nie da się nie rozmawiać ze współwięźniami. Porozmawiajmy o miłości.

Siedzieliśmy, bujając się w ciemności i błyskając smartfonami, znaczy - atmosfera była idealna. Właśnie wyskoczyło na Twitterze, że Vic Wild zdobył złoto w snowboardowym slalomie równoległym - z naszego wiszącego awtozaka* było nawet widać trasę, po której jechał. Vic z miasteczka Biały Łosoś w stanie Waszyngton jest jednym z najbardziej amerykańskich Amerykanów, tyle że jest teraz Rosjaninem i złoto jest dla Rosji. Amerykański związek sportowy obciął budżet na jego konkurencję. Ojciec, sprzedawca desek do windsurfingu, i matka, nauczycielka wychowania plastycznego, nie byli w stanie dać pieniędzy na przygotowania. Vic poznał Alenę Zawarzinę, rosyjską mistrzynię świata, zakochali się na wyjeździe w Holandii, ona jego zapoznała z rosyjskimi działaczami, którzy chętnie skorzystali z gratki i przyjęli go pod swoje skrzydła. Vic i Alena zawarli małżeństwo w Nowosybirsku, dostał obywatelstwo, mieszkają w Moskwie. Vic nic nie rozumie z tego, co do niego mówią ludzie, bo ni w ząb po rosyjsku, co go strasznie denerwuje, a jeszcze bardziej to, że nikt nie rozumie, co on mówi. A na koniec premier Dmitrij Miedwiediew podpisał specjalny dekret, że nie musi zrzekać się amerykańskiego paszportu. - Love story, not money story - powiedziała dziennikarka z dziennika "Wall Street Journal", który kilka miesięcy temu zajął się sportem, bo wiadomo, że sport równa się "money". Rosjanie na drugiej kanapie pokiwali głowami.

Zapytałem: a co by się stało, gdyby Vic został w Białym Łososiu?

Zaczęliśmy kombinować za niego.

Przejąłby od ojca robotę i sprzedawał deski do windsurfingu. White Salmon to ładne miejsce, zajrzałem tam później kamerą Google'a. Dużo półciężarówek. Za rogiem jeszcze więcej półciężarówek. Sporo sklepów z gwoździami. Klimaty z "Przystanku Alaska". Można się tam przenieść na emeryturę.

Pojechałby do Seattle i założył kapelę. Ryzykowne. Pada ciągle deszcz. Amerykańska stolica deprechy. Kurt popełnił samobójstwo, ludzie popełniają samobójstwa, drugi wynik w USA robi wrażenie, perspektywa życia krótka, a Vic ma już 27 lat.

Sprzedawałby półciężarówki w Białym Łososiu i za te pieniądze szykowałby się do Soczi. Mnóstwo półciężarówek jest tu do opchnięcia. Justin Reiter, jego kolega, poszedł w tym kierunku. Zarabiał mało, wszystkie pieniądze ładował w przygotowania, mieszkał w przyczepie. Był jedynym reprezentantem USA. Zajął 24. miejsce.

Vic poszedł za głosem rozumu i serca, choć teraz na jego profilu Twittera jest sporo wpisów typu: "Vic Wild = zdrajca". Poszedł za swoją miłością. Miłością do deski. Co powiedziała Justyna Kowalczyk, gdy zapytałem ją o jakiś znak dla Ukrainy? - Sportowcy są egoistami.

Powtórzyłem im to, i wszyscy pokiwali głowami.

*samochód więźniarka do przewozu zatrzymanych

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.