Zima wiosną polskiego sportu. Świetna wróżba przed Soczi

Na letnich igrzyskach olimpijskich polscy sportowcy wywalczyli w sumie 271, a na zimowych - tylko 14 medali. Ale za 10 miesięcy w Soczi powinniśmy dostać potwierdzenie, że po wielu latach nastąpił zwrot i teraz to przedstawiciele zimowych dyscyplin częściej dostarczają nam pozytywnych emocji. Miniona zima obfitowała w sukcesy Polaków i pokazała, że najbliższe igrzyska mogą być dla nas najlepszymi w historii.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

W środę w Wiśle Maciej Kot niespodziewanie został mistrzem Polski w skokach narciarskich. 18. zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata wyprzedził bardziej utytułowanych kolegów - mistrza świata Kamila Stocha i świetnego w końcówce sezonu Piotra Żyłę. - Marzenia mam jasne, za rok chcę zdobyć medal w Soczi - stwierdził niespełna 22-letni zawodnik z Zakopanego.

Z takim nastawieniem poza Kotem, Stochem i Żyłą na igrzyska do Rosji pojedzie wielu polskich zawodników. A kibice już teraz wierzą, że nasi zimowi sportowcy na swojej najważniejszej imprezie czterolecia spiszą się lepiej niż ich koledzy z letnich dyscyplin.

Zapomnieć Londyn

Oczywiście w 10 medali Polaków w Soczi - właśnie tyle krążków wywalczyła polska kadra na letnich igrzyskach w Londynie w 2012 roku - trudno uwierzyć nawet największym optymistom. Gdyby za rok nasi sportowcy osiągnęli taki wynik, oznaczałoby to, że średnio Polak stawał na podium w co dziesiątej konkurencji. Tych w Soczi zostanie rozegranych 98. W Londynie było ich 302.

Z racji tego, że w zimowych igrzyskach do zdobycia jest o wiele mniej medali, sześć miejsc na podium naszych sportowców w Vancouver (tam rozegrano 86 konkurencji) było wynikiem zdecydowanie lepszym od tych, jakie w Londynie, a wcześniej też w Pekinie (rok 2008) i Atenach (2004) osiągały nasze reprezentacje na letnich igrzyskach. W Londynie licząca 218 sportowców kadra Polski zawiodła najbardziej w ostatnich latach. Co prawda zdobyła tyle samo medali, co w Atenach i w Pekinie, ale jako że tylko dwa z 10 krążków były złote, uplasowała się na dopiero 30. miejscu w klasyfikacji medalowej, notując najgorszy wynik od 1956 roku.

W Londynie statystycznie jeden medal przypadał na prawie 22 naszych sportowców. Dwa lata wcześniej, na zimowych igrzyskach w Vancouver medal zdobywał co ósmy Polak (kadra liczyła 47 zawodników), a w końcowej klasyfikacji nasz kraj uplasował się na 15. pozycji. To był zdecydowanie najlepszy występ naszych zawodników na zimowych igrzyskach w historii. W 21. starcie w tej imprezie Polska prawie podwoiła swój dorobek medalowy. Wcześniej zdobyła ich osiem, teraz ma w dorobku 14 krążków.

O tym, że w Soczi ta tendencja powinna zostać podtrzymana, mają świadczyć wyniki, jakie nasi zawodnicy osiągali w zakończonym właśnie sezonie zimowym. W mistrzostwach świata rozgrywanych w roku 2013 w konkurencjach olimpijskich Polska wywalczyła siedem medali. Złoto w skokach narciarskich zdobył Stoch, po srebro sięgnęły Justyna Kowalczyk w biegach narciarskich, Krystyna Pałka w biathlonie i drużyna polskich łyżwiarek szybkich w składzie: Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska, Natalia Czerwonka oraz Katarzyna Woźniak. Brązowe krążki dorzucili Stoch z kolegami (Żyłą, Kotem i Dawidem Kubackim) w drużynowym konkursie skoków, biathlonistka Monika Hojnisz oraz drużyna panczenistów złożona ze Zbigniewa Bródki, Konrada Niedźwiedzkiego i Jana Szymańskiego.

Poza medalami mistrzostw Polacy osiągali też sukcesy w Pucharze Świata. Najlepszą zawodniczką tego cyklu w biegach narciarskich była Kowalczyk, Stoch w skokach zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, a jego pięć miejsc na podium poszczególnych konkursów uzupełniły zwycięstwo i trzecie miejsce Żyły oraz druga i trzecia pozycja podopiecznych Łukasza Kruczka w zawodach drużynowych. Puchar Świata na dystansie 1500 m jako pierwszy polski panczenista w historii wywalczył Bródka, który w sześciu startach cztery razy stawał na podium (jedno zwycięstwo, dwa miejsca drugie i jedno trzecie), trzecią pozycję zajęła drużyna pań (dwa trzecie miejsca w czterech startach), drugie miejsce w jednych zawodach (na 500 m) zajął Artur Waś, a trzecie zespół mężczyzn. Do sukcesów biathlonistek na mistrzostwach świata nawiązała Magdalena Gwizdoń, wygrywając sprint Pucharu Świata w Soczi. Niespodzianki sprawili też snowboardziści (Mateusz Ligocki wygrał jedne z zawodów snowboardcrossu, a Aleksandra Król zajęła drugie miejsce w slalomie równoległym) i przedstawicielka narciarstwa dowolnego Karolina Riemen, która była trzecia w zawodach ski crossu.

Postęp widoczny gołym okiem

Przełożeni naszych medalistów i autorów dobrych wyników w Pucharze Świata są przekonani, że ich sukcesy nie są dziełem przypadku.

- W skokach mamy bardzo dobry, innowacyjny program, który na pewno sprawdzi nam się w Soczi. W tym sezonie świetnie zadziałał, doczekaliśmy się bardzo dobrej drużyny i trzech zawodników, których stać na indywidualne sukcesy. W biegach Justyna Kowalczyk nadal jest bardzo mocna i moim zdaniem na igrzyskach zdobędzie więcej medali niż na mistrzostwach świata w Val di Fiemme, które jej nie wyszły - mówi prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. - Nasze dziewczyny już od jakiegoś czasu wiedziały, że nie są gorsze od zawodniczek, które stają na podium najważniejszych imprez. Medal Krysi Pałki na mistrzostwach świata w Novym Meście je przełamał. Później przyszedł brąz Moniki Hojnisz i wygrana Magdaleny Gwizdoń w Soczi. Na igrzyskach mocna powinna być też nasza sztafeta, wierzę, że przed nimi nauczy się stawać na podium - twierdzi szef Polskiego Związku Biathlonu i zarazem wiceprezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Zbigniew Waśkiewicz. - Mamy medale mistrzostw świata, Zbyszek Bródka indywidualnie wywalczył Puchar Świata na 1500 metrów, dla nas to najlepszy sezon w historii, bo kilkoro naszych zawodników należy do światowej czołówki. Jestem daleki od obiecywania czegokolwiek bez uzasadnienia, ale naprawdę wiem, że mamy grupę profesjonalistów, którą stać na duże sukcesy na igrzyskach - zapewnia szef Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego Kazimierz Kowalczyk.

Ktoś może powiedzieć, że to wszystko brzmi jak koncert życzeń, ale warto zauważyć, jaki postęp zrobili zawodnicy, o których mowa. W Vancouver skoczkowie szans na medal w drużynie nie mieli, mimo że w niej był jeszcze Adam Małysz, który indywidualnie wywalczył dwa srebra. Biathlonistki biegały tam w cieniu kończącego już karierę Tomasza Sikory, a miejsca w czołowej "10" były ich największymi sukcesami. Teraz liderka drużyny, Pałka, chcąc wreszcie osiągnąć prawdziwe sukcesy, sama zainwestowała w trening. Strzela lepiej, odkąd przeszła testy postawy strzeleckiej w Centrum Olimpijskim w Salzburgu, a po nich zmieniła kolbę karabinu i wyeliminowała kilka błędów. Lepiej może też biegać, jeśli tylko nie straci części przygotowań, jak przed zakończonym właśnie sezonem, kiedy w maju musiała się poddać operacji stopy. Największą pracę od poprzednich igrzysk wykonali chyba panczeniści, którzy trenują nie tylko ze sprawdzonym już Kmiecikiem, ale też z zagranicznymi fachowcami nawet tak znanymi jak Jeremy Wotherspoon. Najlepszy w całej grupie Bródka trzy lata temu w Vancouver na 1500 m był dopiero 27.

Nie wierzyliśmy w Vancouver

Oczywiście skoczkom medali rywale nie oddadzą bez zaciętej walki, polskie biathlonistki też będą miały całą armię groźnych przeciwniczek, a zawodowy strażak, który przebojem wdarł się do łyżwiarskiej czołówki, mimo przynależności do niej, może na igrzyskach w Soczi zająć takie miejsca, jakie zajął właśnie na olimpijskim torze w niedawnych mistrzostwach świata, gdzie na 1500 m był szósty, a na 1000 m piąty. Ale szans na podium nikt na świecie wymienionym zawodnikom nie odmówi. A kiedy są szanse, są też medale.

- Statystyki z igrzysk pokazują, że w medale zamienia się 35-40 proc. szans na nie - mówi szef PKOl Andrzej Kraśnicki. Jego słowa potwierdza analiza, jaką Rada Przygotowań Olimpijskich przeprowadziła przed Londynem. Wynikało z niej, że polska reprezentacja na ostatnie letnie igrzyska wyruszy z 26 medalowymi szansami. Kraśnicki twierdził wtedy, że w oparciu o statystyki spodziewa się 11 krążków, a więc pomylił się nieznacznie.

- Teraz mamy kilkanaście szans na medale. Z moich wyliczeń wynika, że jest ich nawet tyle, ile do tej pory medali zdobyliśmy na zimowych igrzyskach - ocenia Tajner, który do Soczi wybierze się jako szef polskiej misji olimpijskiej. Były trener Małysza to jeden z największych optymistów polskiego sportu, ale na przyszłoroczne igrzyska z większym optymizmem niż poprzednio czekać będziemy wszyscy.

Z badań, jakie na kilka dni przed startem imprezy w Vancouver przeprowadziła dla dziennika "Metro" firma Pentagon Research, wynikało, że Polacy szanse na medale dają tylko Małyszowi i Kowalczyk, a w sumie spodziewają się trzech, maksymalnie czterech krążków naszej reprezentacji. W medal łyżwiarzy szybkich, którzy stanowili wówczas najliczniejszą, dziesięcioosobową grupę w kadrze i zdobyli brąz w drużynowej rywalizacji kobiet, wierzył zaledwie jeden procent ankietowanych.

Wtedy przyzwyczajeni do braku sukcesów na zimowych igrzyskach Polacy za sportową imprezę roku zgodnie uznawali piłkarskie mistrzostwa świata w RPA (igrzyska wskazało tylko 12 proc. ankietowanych), mimo że nasza reprezentacja się do nich nie zakwalifikowała. Na Soczi już teraz czekamy z dużo większymi nadziejami. Jeśli w 2014 roku polska reprezentacja olimpijska powtórzy wynik z Vancouver, stanie się jasne, że po wielu latach dominacji polskiego sportu letniego nad zimowym nadeszła zmiana. A wtedy przedstawiciele zimowych dyscyplin będą mogli dowodzić, że to im należy się wyższe finansowanie z Ministerstwa Sportu i co za tym idzie - większa szansa na dalszy rozwój.

Więcej o:
Copyright © Agora SA