Dawid Kubacki: Tak. Zdecydowanie.
- Nie, ha, ha. Po pierwszej serii była złość. Wydawało się, że jest pozamiatane. Nie dość, że pozycja była odległa, to i straty zbyt duże, żeby w takim momencie być przesadnym optymistą. Cieszę się, że do drugiego skoku podszedłem na chłodno. Postanowiłem iść i dobrze skoczyć, żeby mieć satysfakcję chociaż z tego jednego skoku. Mieć ją, mimo że wyniki były już ustalone nie po mojej myśli. Tak myślałem. I cieszę się, że tak do tego podszedłem. I że ten drugi skok okazał się skokiem na złoty medal.
- Tak naprawdę to nie chciałem uwierzyć do samego końca. Nawet jak u góry zostało tylko trzech, a ja dalej stałem jako lider. W głowie wtedy były myśli „Fajnie by było”. Ale sądziłem, że mają za dużą przewagę z pierwszej serii i że dolecą do medali, niestety. A później to się już wszystko bardzo szybko działo. Najpierw się okazało, że ja mam medal, zaraz, że są dla nas dwa medale, a jeszcze po chwili, że to złoto i srebro. Wtedy było mnóstwo emocji.
- Była złość, ale nie było na nią za bardzo czasu, bo w ekspresowym tempie trzeba się było udać na drugą serię. Złość była w głowie tylko przez ten moment, kiedy człowiek szedł z wybiegu do „budy” się przebrać i przygotować do drugiego skoku. Później uciekły myśli o tym, co się stało, bo już zająłem się tym, co mam zrobić.
- „Dobry skok, mogę być z niego zadowolony, parę miejsc awansuję, ale wiele mi to nie da” – takie były moje myśli. Dopiero jak została najlepsza „10” po pierwszej serii, a ja dalej stałem jako lider, to zaczęło się myślenie, że może coś z tego będzie. Ale – jak już mówiłem – do samego końca wydawało mi się, że ciężko będzie się wepchnąć na szczyt.
- W tamtym momencie uważaliśmy, że to jedyne słuszne wyjście. Warunki nie były sprawiedliwe. Na pewno się cieszę, że druga seria została przeprowadzona. To było rozsądne, bo przy dwóch skokach szczęście się gdzieś tam wyrównuje. Bardzo się cieszę, że tak to się skończyło. I mam nadzieję, że kibice czują się wynagrodzeni za te emocje, które przeżyli przez to, w jaki sposób ten konkurs był przeprowadzany.
- To miło, cieszę się, że tak ocenia.
- To jest tyle emocji, że człowieka trochę odcina. Patrzy się na to trochę z boku, nie wszystko dociera pod kopułę. Trochę czasu mi zajęło, zanim to się stało rzeczywiste. Sami widzieliście, że wskoczyłem na pierwsze miejsce z 27. To jest coś niebywałego.
- Wydaje mi się, że ten był najbardziej szalony ze wszystkich, w jakich startowałem. Ale jestem znany z tego, że mam pamięć dobrą, tylko krótką.
- „Skocznia normalna, tylko konkurs po…”. No, to tutaj konkurs był podobny. Ale wyniki dla nas dużo lepsze.
- Kamil.
- To znaczy Piotrek cały czas stał z boku i mi mówił „to będzie medal!”. A ja mu nie wierzyłem. Ale później jednak Kamil szybciej do mnie doleciał.
- Piotrek się chyba powoli staje prorokiem, ha, ha.
- No. A też bym nie powiedział, ha, ha.
- Według mnie rozdawanie medali przed konkursem jest średnim pomysłem. Ale wiem, że wy musicie o tym mówić, musicie mieć faworytów. Ja nie do końca uznaję instytucję faworyta. Ale wychodzi na to, że Schmitt tym razem miał rację.
- Chyba tak, ha, ha. Chociaż to nie jest pierwszy taki przypadek. Jak Piotrek zaczął mi mówić o tym medalu, to mi się przypomniało, że kiedyś Grzesiek Miętus w „Kontynentalu” w Otepie z 27. miejsca na pierwsze awansował. Ale mówiłem Piotrkowi, że ciężko będzie. A tu się okazało, że jednak dało się powtórzyć wyczyn Grześka.
- Zdecydowanie tak. To zwycięstwo da mi kolejnego kopa do pracy. Wiem, że bardzo długo i ciężko na to pracowałem. Mam potwierdzenie, że nie należy się poddawać, gdy są trudne momenty. Najważniejsze jest wierzyć, że jak się coś robi dobrze, to wyniki są w zasięgu ręki.
- Tak, obaj dostaliśmy nagrody za cierpliwość. Markus od długiego czasu skakał bardzo dobrze, ale zwycięstwo mu umykało. Myślę, że jemu też zwycięstwo doda skrzydeł.
- Na to będzie czas w Planicy, na koniec sezonu. Na razie jeszcze jest przed nami trochę roboty. W sobotę mamy konkurs mieszany. Trzeba być profesjonalistą, mieć na pierwszym miejscu swoje cele i ich nie zmieniać.
- Jeżeli w ogóle będzie, to tylko symboliczne. Z Kamilem do startu w mikście podejdziemy na sto procent, będziemy walczyć o to, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.
- Piątek pokazał, że tak.
- Nie pamiętam.
- Nie, nie, nie, nie było tam żadnych takich słów. Ale naprawdę nie pamiętam, co mówiliśmy. To chyba bardziej był krzyk radości niż jakieś konkretne zdania.
- Powiedział, że gratuluje. I mówił, że skok był dobry.