Kamil Stoch piąty, Dawid Kubacki 12., Piotr Żyła 19. Jakub Wolny 40. – w sobotnim konkursie indywidualnym na skoczni dużej w ramach MŚ w Seefeld nasi skoczkowie nie doskoczyli do oczekiwań. Przede wszystkim własnych, nie tylko naszych.
Zespół Stefana Horngachera już drugi raz w bieżącym sezonie startował w Innsbrucku. I drugi raz wypadł jak na siebie bardzo słabo.
Gdyby za sobotnie zawody przyznawano punkty jak w Pucharze Świata, to Stoch, Kubacki i Żyła zdobyliby ich wspólnie tylko 79. Aż 20 razy tej zimy ludzie Horngachera notowali jako drużyna lepsze wyniki. Gorzej spisali się tylko dwa razy – w Zakopanem, gdzie „uciułali” 62 pkt i w Innsbrucku w ramach Turnieju Czterech Skoczni, gdy zdobyli 59 pkt.
W sezonie 2018/2019 Polakom na Bergisel skacze się trudno. Kamil Stoch lubi powtarzać, że na tym obiekcie dobrze się czuje. Na pewno ma z niego miłe wspomnienia, rok temu odniósł na nim wspaniałe zwycięstwo w konkursiie Turnieju Czterech Skoczni.
Niestety, widać, że tym razem opuścić Innsbruck z dobrymi wspomnieniami będzie naszym skoczkom trudno. Jeszcze tydzień temu w Willingen w cuglach wygrali „drużynówkę”, wyprzedzając drugich Niemców aż o 79,2 pkt. Ale teraz skaczą słabiej, po ich sobotnich występach trudno typować, że obronią złoto MŚ z Lahti, a nawet trzeba się zastanawiać czy zdołają wskoczyć na podium.
Gdyby w sobotę rozgrywana była drużynówka, a nie zawody indywidualne, to Polska byłaby czwarta.
W niedzielę naszej ekipie ma pomóc zmiana w składzie. Stefan Horngacher postanowił, że Jakuba Wolnego zastąpi Stefan Hula.
Hula nie skakał w Innsbrucku świetnie, w środowych i czwartkowych treningach był równy, ale plasował się tylko w trzeciej i czwartej dziesiątce. Inna sprawa, że on ma zdecydowanie większe doświadczenie niż Wolny, który wcale nie skacze teraz lepiej. Z Hulą w składzie w ubiegłym roku Polska zdobywała medale MŚ w lotach i igrzysk olimpijskich.
Jeśli chodzi o doświadczenie, to nie zapominajmy, że ze wszystkich 20 konkursów drużynowych pod wodzą Horngachera (licząc Puchar Świata i imprezy mistrzowskie) Polacy byli na podium aż 17. Takich statystyk nie ma żaden inny zespół. Warto podkreślić też, że w drużynówkach zdobyliśmy medale na wszystkich trzech imprezach mistrzowskich, na których prowadził nas Horngacher. Na MŚ w Lahti w 2017 roku Polska była najlepsza, na MŚ w lotach w 2018 roku i na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu zajmowaliśmy trzecie miejsca.
Ale, niestety, żadnej z tych wielkich imprez nie zaczęliśmy tak słabo jak mistrzostw świata w Seefeld. Pierwszy konkurs MŚ w Lahti też przyniósł nam rozczarowanie, bo nie zdobyliśmy medalu. Ale wtedy Stoch był czwarty, Maciej Kot piąty, Kubacki ósmy, a 19. miejsce zajął Żyła. Co więcej, przed złotą drużynówką nasi zawodnicy utwierdzili się w przekonaniu o swojej sile drugim konkursem indywidualnym, bardzo dla nich udanym. Wówczas Żyła zdobył brązowy medal, Kot był szósty, Stoch siódmy, a Kubacki ósmy. Drużynowo już wtedy byliśmy najlepsi.
MŚ w lotach też zaczęliśmy udanie. Stoch zdobył indywidualnie srebro, Kubacki był 10., Hula 13., a Żyła 17. Znów nie trzeba było się specjalnie martwić o któregokolwiek zawodnika.
Na igrzyskach w Pjongczangu po konkursie na skoczni normalnej odczuwaliśmy wielkie rozczarowanie, bo po pierwszej serii prowadził Hula, a Stoch był drugi, natomiast skończyło się czwartym miejscem Stocha, piątym Huli, 19. Kota i dopiero 35. pozycją Kubackiego, którego w pierwszej serii pokonał wiatr. Ale i tu był czas, by przed rywalizacją drużynową zbudować pewność siebie. Drugi indywidualny konkurs olimpijski wygrał Stoch, a 10. w rywalizacji Kubacki, 15. Hula i 19. Kot pokazali gotowość do wspólnej walki o wspólny medal.
W niedzielę w Innsbrucku czwórka Horngachera stanie przed być może najtrudniejszym zadaniem do wykonania pod wodzą austriackiego trenera. Adam Małysz ma rację, gdy mówi, że będzie trzeba się maksymalnie spiąć i pokazać charakter.