W poniedziałek w Bischofshofen Kubacki był zdecydowanie najlepszy w konkursie kończącym 68. Turniej Czterech Skoczni. Po trzecich miejscach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen, po drugim miejscu w Innsbrucku i pierwszym w Bischofshofen nasz mistrz świata został zwycięzcą prestiżowej, niemiecko-austriackiej imprezy. Z kolei Stoch, którego stawiano w gronie głównych faworytów, ukończył rywalizację na dopiero 13. miejscu. On był kolejno: 19. w Oberstdorfie, również 19. w Ga-Pa, 15. w Innsbrucku i 13. w Bischofshofen. Czy od piątku do niedzieli będzie skakał lepiej w Predazzo? Czy we Włoszech wciąż najlepszy będzie Kubacki?
Treningi na obiekcie HS 104 zaplanowano na piątek, na godzinę 16.00. O 18.00 zaczną się kwalifikacje, które będą transmitowane w Eurosporcie. Konkursy mają się odbyć w sobotę o godz. 16.00 i w niedzielę o 16.30. Relacje na żywo na Sport.pl
Zbigniew Klimowski: Zupełnie nie ma różnicy, gdzie będą konkursy, bo jeśli ktoś jest w dobrej dyspozycji, to dobrze skoczy na każdej skoczni. Tak powie 99 procent trenerów. Praktycznie nie ma różnicy między skocznią dużą a normalną. A dla nas nie ma jej tym bardziej, że myśmy niedawno mieli zgrupowanie w Predazzo i parę razy każdy skoczył również na tym obiekcie, na którym teraz będą konkursy.
- Tak. I warunki były takie, że nie dało się skakać na dużej skoczni, trzeba było zejść na mniejszą.
- Skacze dobrze, ale nie bardzo dobrze. Jeszcze jakieś błędy popełnia. Twierdzę, że najlepszy skok w Turnieju Czterech Skoczni miał w serii próbnej w Bischofshofen, ale już w konkursie błędy były. To dobrze. Można się tylko cieszyć, że jeszcze jest rezerwa, że jest naprawdę duży potencjał. Sądzę, że taki rytm Dawid utrzyma do końca sezonu.
- Kobayashi bardzo nierówno skacze, Lindvik rzeczywiście skacze dobrze, ale to jeszcze jest młody zawodnik i sądzę, że presję znosi gorzej. Rywale są dobrzy, ale naprawdę do perfekcyjnych skoków Dawidowi jeszcze brakuje. Jak dalej będzie skakał tak jak w Turnieju, to wszyscy będziemy zadowoleni. Ale jak zacznie skakać lepiej, to dopiero wtedy naprawdę będziemy happy.
- Zazwyczaj tak jest. Tylko że akurat Kamil nie przepada za tą mniejszą skocznią w Predazzo. Ale jedno wiadomo na pewno - kiedy zawodnik realizuje to, co się do niego mówi, to sobie poradzi, nie ma znaczenia czy robi to na małej, czy na dużej skoczni. Kamilowi wystarczy luźne, swobodne skakanie bez presji i on błyskawicznie wskoczy na swoje miejsce. To jest kwestia być może jednego startu, jednego konkursu. Jest w naprawdę dobrej dyspozycji fizycznej, trzeba mu troszeczkę swobody, rozluźnienia, mniejszej presji i skakanie znowu zacznie mu dawać frajdę, a on znów będzie wśród najmocniejszych.
- Ano właśnie - nie da się ukryć, że zawody to stres. Każdy zawodnik chce skoczyć jak najlepiej. Ale im spokojniej się do tego podchodzi, tym lepsze są efekty. Wiadomo, że musi być pełna koncentracja, ale jak jest troszeczkę więcej swobody, to wtedy wychodzi. Nie jest to proste, jest to bardzo trudne i tylko nieliczni zawodnicy potrafią sobie z tym poradzić. Ale Kamil potrafi, jemu już naprawdę niewiele trzeba, żeby znowu fajnie skakał.
- Trudno mi jest powiedzieć jak jest na pewno, bo nie jestem w skórze Kamila, ale wydaje mi się, że sukcesy Dawida Kamilowi pomagają. Rzeczywiście presja jest na Dawidzie, na nim skumulowało się zainteresowanie.
- Tak to widzę. Mam nadzieję, że służy mu ta sytuacja, bo trzeba nam kolejnego bardzo mocnego zawodnika. Kamil i Dawid od lat bardzo dobrze się znają. To już nawet jest nie kilkanaście, tylko ponad 20 lat znajomości. Oni są bardzo bliskimi kolegami. To jest frajda, kiedy ja skaczę dobrze, a mój kolega jeszcze lepiej. Za chwileczkę może się odwrócić sytuacja i to Dawid będzie do Kamila podchodził z gratulacjami. Na tym to polega. Nie da się ukryć, że my ze sobą przebywamy więcej niż ze swoimi rodzinami. Musimy mieć fajną atmosferę, żebyśmy mieli fajne wyniki.
- Było szybkie pakowanie i był przyjazd do domu. No niestety, tak to wyglądało. Pewnie, że chętnie byśmy wszyscy siedli i po browarku czy po dwa browarki wypili, ale sytuacja nas zmusza do innych zachowań. Każdy chciał chociaż na chwileczkę wrócić do domu. Byliśmy we wtorek, w środę mieliśmy już treningi, a w czwartek rano wyjazd do Włoch. Taka dyscyplina, tyle startów mamy, że nie da się inaczej.
- Był szczęśliwy, było mi miło, kiedy gratulowaliśmy mu i od razu na skoczni, i później w hotelu jeszcze raz. Porozmawialiśmy, łezka w oku się zakręciła. Mnie szczególnie pod skocznią, kiedy grano nasz hymn. Wtedy stałem i myślałem, że to mój wychowanek wygrał. Frajda duża. Oby jeszcze kilka takich sytuacji było.
- Wierzyłem, że on coś wielkiego zrobi, no i tak się stało. I to jest piękne