Małysz, Stoch, Kubacki - są już Trzej Królowie Czterech Skoczni

Dawid Kubacki pierwszy w Bischofshofen i najlepszy w 68. Turnieju Czterech Skoczni! Mistrz świata z Seefeld dokonał tego, co wcześniej zrobili wielcy Adam Małyszi Kamil Stoch. Kubacki buduje sobie pomnik, bo pracy nie porzucił nawet wtedy, gdy mówino mu, że prędzej niż w skokach sukcesy osiągnie w sumo.

Dwa lata temu Turniej Czterech Skoczni zaczął od trzeciego miejsca w Oberstdorfie. To było jego pierwsze w życiu podium w Pucharze Świata. Czekał na nie prawie 10 lat. Nie, błąd, nie czekał. Kubacki ma rację, gdy nie zgadza się na takie stawianie sprawy.

Zobacz wideo

Przed startem trwającego sezonu porozmawialiśmy z Dawidem

W tej rozmowie jak w każdej z Tobą słowem padającym najczęściej jest "praca". Wiesz co sobie przypomniałem? Twoją wymianę zdań z Włodzimierzem Szaranowiczem.

- Jaką?

Nie pamiętasz? Pan Włodzimierz chcąc Ci pogratulować mistrzostwa świata powiedział: "Tyle lat na to czekałeś", a Ty odparłeś: "Nie czekałem, tylko pracowałem".

- Faktycznie, teraz już pamiętam. Na sukces się nie da czekać, trzeba na niego pracować, a jak nie, to trzeba czekać do... Wiesz, co mam na myśli, nie muszę kończyć?

Nie musisz.

- No właśnie: aż dotąd trzeba czekać, jak się nie pracuje.

Dzisiaj Kubacki jest indywidualnym mistrzem świata i zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni. Startował w nim z imponującą regularnością. Był trzeci w Oberstdorfie i w

Garmisch-Partenkirchen, drugi w Innsbrucku i pierwszy w Bischofshofen, gdzie najlepiej odpowiedział wszystkich rywalom. Oni liczyli punkty straty do Polaka i liczyli, że te straty odrobią. On się nie bronił, tylko zaatakował, już w pierwszej serii odleciał wszystkim.

Nasz mistrz ma teraz już 13 miejsc na podium konkursów Pucharu Świata. Ostatnie dwa lata oddały mu to, co długo skokom on oddawał. W scenariusz, który się ziszcza bardzo długo trudno było uwierzyć.

Cudowne dziecko to nie on

Polski Związek Narciarski zmieniał swoje przepisy, by dopuścić go do startu. Zmieniał znacznie, bo granicę wieku, w którym można rywalizować z seniorami obniżał aż o dwa lata. To było 11 lat temu, dokładnie 24 stycznia 2008 roku. W kwalifikacjach w Zakopanem w Pucharze Świata debiutował wtedy Klemens Murańka, który miał 13,5 roku. Zajął ostatnie, 65. miejsce. Jako jedyny nie doleciał do setnego metra. Płakał po lądowaniu na 88,5 m. Przeżył wielki, komentowany przez wszystkie media, zawód. W tym samym czasie w ciszy swoje pierwsze rozczarowanie przeżywał Kubacki. Miał prawie 18 lat, również był młody, ale mało kto myślał o nim "obiecujący", a kompletnie nikt nie nazywał go cudownym dzieckiem i nie typował do roli wielkiego mistrza. Dawid skoczył tamtego dnia 109 metrów, zajął 61. miejsce. I jeszcze na kilka długich lat pozostał nieznany.

Małysz płakał, trener oszalał

Tak naprawdę światu Dawid przedstawił się dopiero w 2019 roku. Zapaleni kibice skoków na pewno pamiętali, że już w 2013 roku w Predazzo z kolegami z drużyny wyskakał brąz w mistrzostwach świata. Ale dopiero wygranym konkursem PŚ w tym samym Predazzo w styczniu ubiegłego roku i później złotym medalem MŚ w Seefeld w marcu nasz skoczek zapewnił sobie miejsce w gronie najlepszych zawodników ostatnich lat.

Po triumfie Kubackiego w Predazzo wzruszył się obecny tam Małysz. - Owszem, ja też byłem bardzo zadowolony, ale łez nie było. Sądzę, że gdyby zwycięstwo przyszło na jakiejś głównej imprezie, to wtedy wzruszenie byłoby większe - mówił nam wtedy Zbigniew Klimowski.

Drugi trener naszej kadry ma takie CV, jakiego pozazdrościć mogłoby mu wielu pierwszych trenerów. Skoków uczył arcymistrza Stocha, od najmłodszych lat szkolił też Kubackiego. Gdy Kubacki zdobył złoto, a Stoch srebro mistrzostw świata podczas szalonego konkursu w Seefeld to Klimowski oszalał ze szczęścia.

Żeby zrozumieć tę radość, żeby pojąć, z jakiego miejsca Kubacki zaczynał swoją wspinaczkę na szczyt i jak trudno było mu wędrować, trzeba posłuchać Klimowskiego i innych trenerów, którzy z Dawidem pracowali.

Nigdy nie błyszczał, latami przegrywał

- Z pięć lat go prowadziłem. A może nawet i z siedem. Na pewno kawał czasu. W klubie był u mnie, a później byłem trenerem kadry juniorów i z Adamem Celejem i Janem Szturcem się nim zajmowaliśmy - mówi Józef Jarząbek. - Dawid nigdy nie błyszczał, nie wygrywał zawodów. Taki Klimek Murańka zawsze jeździł bardzo agresywnie, zawsze miał lepsze czucie powietrza. Problem Kubackiego był taki, że jak tylko podrósł, to zaczął skakać pod górę. Miał ten swój dziwny styl i latami przez to tracił - mówi trener. - Od Dawida w juniorach zawsze był ktoś lepszy. Kuba Kot, Dawid Kowal i jeszcze paru innych. Przecież w juniorskich mistrzostwach świata Kubacki nigdy nie zaistniał - dodaje.

To prawda. W 2006 roku w Kranju był 44. Wtedy miał dopiero 16 lat, ale jego rówieśnik, Gregor Schlierenzauer, już wygrywał. Trzy lata później w Strbskim Plesie zajął 33. miejsce. W 2010 roku w Hinterzarten był 31.

Miał być najwyżej 15.

Wysoko zamiast daleko Dawid skakał jeszcze niedawno. - W 2015 roku został zdegradowany z kadry A i trafił do mnie. Zmieniliśmy mu parabolę, ale to było wyzwanie dla nas. Było nas trzech: ja, asystent Wojtek Topór i fizjoterapeuta Dawid Kwiatkowski. W tym gronie ustaliliśmy, że będziemy chcieli namówić Dawida do nowej techniki. A że Dawid jest trudny do zmian, to każdy wie - opowiada Maciej Maciusiak.

Kubacki zaczął z nim pracować po rozczarowujących sezonach 2013/2014 i 2014/2015. Tamte dwie zimy przestał w miejscu, a że świat poszedł do przodu, to Dawid stracił kontakt z najlepszymi. W 2013 roku był w drużynie Łukasza Kruczka, która wyskakała historyczny brąz mistrzostw świata. Ale na igrzyskach olimpijskich w Soczi w 2014 roku i na MŚ w Falun w 2015 nie zmieścił się w czwórce. To musiało boleć, zwłaszcza że na mistrzostwach świata zespół znów wywalczył brąz. Kiedy rok później Kruczek żegnał się z kadrą, zawsze uważający na słowa Dawid stwierdził, że nie interesowało go zamieszanie, bo to nie jego trener odchodził.

- Pamiętam jak Łukasz Kruczek zawsze powtarzał, że 15. lokaty w konkursach to jest max tego co może Dawid zrobić. Okazało się, że wcale nie, że Dawid Kubacki to jest skoczek na wygrywanie – mówi Maciusiak.

Skoki? Bardziej sumo

Wiara w Kubackiego nikomu nie przychodziła łatwo. - On tak jak Zbyszek Klimowski pochodzi z Nowego Targu i kiedy tam był klub, to trenował w nim u Zbyszka. Ale gdy klub się rozpadł, to Zbyszek wziął go ze sobą do Zębu i tam Dawid musiał się odnaleźć w grupie z chłopakami starszymi o dwa, a nawet trzy lata, jak Kamil Stoch. U dzieci taka różnica to przepaść, trudno wygrać nawet z chłopakiem o rok starszym, bo jest silniejszy, wyższy, ma lepsze parametry. Za to na pewno w takich warunkach można sobie wyrobić charakter - mówi Kazimierz Długopolski, sportowy wychowawca m.in. braci Kotów.

Zajęcia prowadzone przed laty przez Klimowskiego obserwował ojciec trenera. Senior Klimowski lubił żartować, że najmłodszy w grupie Kubacki nadaje się bardziej do sumo niż do skoków.

Pulpecik, który nigdy się nie poddał

- Wie pan co, ja osobiście tego nie słyszałem, ale znając tatę, myślę, że tak powiedział. Tata często ze mną jeździł na treningi i zawsze się śmiał z Dawida, że on jeździ na zajęcia z kanapkami. Dawid to był mały pulpecik, który zawsze w plecaczku miał bułeczki. Tata żartował, że on nie myśli o treningu, tylko o tych kanapkach. Dawid był chłopaczkiem okrąglejszym i jak ktoś mnie pyta odnośnie talentu, to zawsze mówię, że Kamil to rzeczywiście od samego początku był talent i trzeba go było tylko szlifować, natomiast Dawid ciężką pracą doszedł do wyników. To konsekwentny, ambitny i bardzo pracowity chłopak. Taka jest moja opinia jako pierwszego trenera, który widział, że Dawidowi wszystko zdecydowanie ciężej przychodziło. Ale zawsze na treningach był bardzo sumienny i doszedł. Pokazał, że można – mówi Klimowski.

- Dawida zapamiętałem głównie z tego, że zawsze był cierpliwy i małymi kroczkami szedł w górę. On się nigdy na nic nie skarżył i nie zniechęcał. Inni narzekali, że coś ich boli, że są zmęczeni, a on nigdy. Naprawdę – mówi Jarząbek.

- Jestem uparty i skoro tak sobie wymyśliłem, że będę skakał na nartach, to skaczę na tych nartach i staram się to robić najlepiej jak potrafię. Wiem, że bardzo długo i ciężko na to pracowałem. Mam potwierdzenie, że nie należy się poddawać, gdy są trudne momenty - mówił nam Dawid w Seefeld

Nie jest łatwiutki, to wyjątkowy gość

Wiary w siebie Kubacki nabrał przez rok pracy z Maciusiakiem. - O Piotrku Żyle się mówi, że to uparciuch, a Dawid wcale nie jest taki łatwiutki w prowadzeniu. Ale to nie znaczy, że z nim się źle pracuje. Przeciwnie. On każdy błąd stara się od razu wyeliminować i zawsze chce, żeby mu od podstaw tłumaczyć, dlaczego ma coś zrobić. Mówiłem mu, żeby tyłek trzymał trochę wyżej na dojeździe, a on pytał, co mu to da. Większość zawodników się nie zastanawia, jak powiesz zrób, to zrobi, a z Dawidem trzeba usiąść i cierpliwie mu wszystko poopowiadać. Najważniejsze, żeby zrozumieć, że warto tak do niego podejść. On potrzebuje wiedzieć jak najwięcej, bo dzięki temu wyraźnie lepiej sobie wszystko układa - tłumaczy Maciusiak.

Kubacki odleciał na dobre, gdy trafił pod skrzydła Stefana Horngachera. Austriak prowadzący polską kadrę w latach 2016-2019 błyskawicznie zrozumiał, jaki potencjał ma nasz pracuś. - Dawid to jest wyjątkowy gość. Nasz mózgowiec. Bardzo bystry, cały czas pyta, analizuje swoją pracę, naszą pracę. Chce wiedzieć, dlaczego coś robimy tak, a nie inaczej. I wszystko czego się dowie od razu wprowadza do swoich skoków – mówił Austriak już w pierwszym sezonie pracy z Polakami.

Ma swój świat. Skoki to tylko praca

- On takie podejście ma pewnie dzięki tym swoim modelom - mówi Jarząbek. - Od zawsze je klei, składa, montuje im silniczki. Tam musi wiedzieć dokładnie co do czego, bo przecież inaczej nie startowałby w ogólnopolskich zawodach, i to z sukcesami. A skoro tam jest taki dokładny, to i na skoki to przenosi - twierdzi trener.

Zdalnie sterowane helikoptery, samochody i inne maszyny, to ulubione zabawki Kubackiego. Zabiera je nawet na mistrzowskie imprezy. W Seefeld też mówił nam, że coś małego, latającego przywiózł. - Na zgrupowania samolotów raczej nie zabierał, bo są za duże. Ale autka na pilota lubił ze sobą wozić - mówi Maciusiak. - Poza tym Dawid zawsze musi mieć komputer. Pamiętam, że grał w strzelanki, a jeszcze częściej w gry strategiczne. Jak tylko oglądaliśmy wspólnie jakieś piłkarskie mecze, to on się wykruszał, wolał siąść z komputerem, telefonem i kalkulatorem i liczyć czy mu nie zabraknie jednego żołnierza, żeby przeprowadzić jakiś atak. Ja bym czegoś takiego nie wytrzymał, ciepnąłbym taką grą. W jakiś sposób go podziwiam, że on się przy czymś takim relaksuje - dodaje trener.

Kubacki nie ogląda piłki nożnej i - jak się okazuje - przesadnie nie interesuje się również skokami. - Kiedy razem jeździliśmy na zawody, to zauważyłem, że on nawet nie znał swoich rywali. Rozpoznawał tylko tych, którzy byli obok niego na liście startowej, bo do nich się już przyzwyczaił - mówi Maciusiak. Gdy Kubacki po raz pierwszy wskoczył do najlepszej trójki konkursu Pucharu Świata Maciusiak żartował. - Dobrze, że na podium w Oberstdorfie z Dawidem stanęli Kamil i Richard Freitag, bo gdyby nie trafiło na gwiazdy, to Dawid mógłby nie wiedzieć, z kim wymienia gratulacje – mówił.

Jak skończy skakać, to zacznie latać

Kubacki lubi odlatywać do swojego świata i generalnie uwielbia latać.

- Na miarę swoich możliwości Dawid jest aktywnym członkiem sekcji modelarskiej Aeroklubu Nowy Targ - mówi nam prezes Paweł Kos. - To bardzo zapalony pasjonat lotnictwa - dodaje.

Dawid jest w trakcie robienia licencji pilota szybowców. - Jestem przekonany, że w przyszłości będzie chciał iść w tym kierunku. Dla własnej przyjemności. Przecież doskonale się odnajdzie w powietrzu – kończy Kos.

Więcej o:
Copyright © Agora SA