Kamil Stoch nie może zaliczyć do udanych konkursu w Innsbrucku. Polski skoczek zajął 15. miejsce, chociaż po pierwszej serii zajmował jedenastą lokatę. Co więcej, Polak przegrał także rywalizację z Gregorem Schlierenzauerem w parze KO, ale dostał się do drugiej serii jako najlepszy z pięciu "szczęśliwych przegranych". Po konkursie nie chciał rozmawiać o swoich skokach, które trzeci raz z rzędu dały mu miejsce w drugiej dziesiątce zawodów.
- Powody do zadowolenia są takie, że Dawid Kubacki skakał super. Mam nadzieję, że tak będzie nie tylko do końca tego turnieju, ale też do końca sezonu. Jeśli chodzi o mnie, to nie mam za wiele do powiedzenia. Staram się konsekwentnie robić to, co potrafię. Muszę to robić bardzo stopniowo i cierpliwie - mówi Kamil Stoch.
O presji związanej z ostatnim konkursem Turnieju Czterech Skoczni najlepiej może się wypowiedzieć Kamil Stoch, który przecież dwa razy wygrywał Turniej Czterech Skoczni. Raz walczył z Danielem Andre Tandem, a drugi raz presja była jeszcze większa, bo mógł wyrównać rekord czterech zwycięstw Svena Hannawalda. - Ciśnienie jest bardzo duże, ale każdy przeżywa to inaczej- twierdzi Polak.
Na pytanie, jak np. dziennikarze mogą pomóc 29-latkowi odpowiada:- Wydaje mi się, że im mniej pytań do Dawida o wyniki czy jego sytuację, tym lepiej dla niego. Lepiej pytajcie go o modele czy inne samoloty - podkreślił Stoch.