W czasie niedzielnego konkursu w Klingenthal Norweg lądował na 131. metrze, jednak tuż po wylądowaniu zaliczył bardzo groźnie wyglądający upadek. Natychmiast obok niego znalazły się służby medyczne, które zabrały norweskiego skoczka z zeskoku. - Nie, nie, nie! Oby to nie było kolano - krzyczał Johan Remen Evensen, były skoczek, a obecnie komentator norweskiej telewizji.
Markeng trafił najpierw do karetki, z której wysiadł o własnych siłach. Następnie porozmawiał z norweskimi dziennikarzami. - Mam nadzieję, że nie uszkodziłem kolana - mówił. Po zawodach pojechał na badanie rentgenem, ale to nie wykazało żadnych złamań. Ważniejsze było jednak badanie rezonansem magnetycznym, które przeprowadzono już w Oslo. Niestety, potwierdziło ono zdecydowanie najgorszy scenariusz dla 19-letniego mistrza świata juniorów, który w tym sezonie przebojem wdarł się do czołówki Pucharu Świata.
W środę rano przeszedł operację kontuzjowanego kolana i jak zaznaczył sam Norweg, już myśli o powrocie na skocznię po zakończeniu rehabilitacji. - Jestem zdeterminowany, by możliwie jak najszybciej wrócić na skocznię. Jeszcze silniejszy niż dotychczas - podkreślił Markeng.
Alexander Stoeckl, trener norweskich skoczków, podkreślił doskonałą dyspozycję, w jakiej dotychczas znajdował się Markeng. - On dawał z siebie wszystko, aby dojść do takiego poziomu. Odebrano mu to, na co sam sobie zapracował. Znajdował się w świetnej dyspozycji i bardzo dobrze skakał. Czekała go bardzo udana zima - powiedział Stoeckl.