Niespodziewana szansa na PŚ w Wiśle? Mogą skorzystać na problemach innych. PZN: Bedzięmy czujni

Za nami inauguracja Pucharu Świata w Wiśle. Po upadku Piotra Żyły rozgorzała dyskusja, czy warto nadal organizować pierwsze zawody w sezonie mimo braku zimowej atmosfery. FIS naciska na listopadowe zawody, ale przed Polakami otwiera się niespodziewana szansa. A wszystko przez brak gwarancji organizacji skoków w Libercu w styczniu 2021 roku. - Zabraliśmy im już trzech czołowych trenerów. Pucharu Świata nie planujemy. Jeśli jednak coś się wydarzy, będziemy czujni - mówi Sport.pl Jan Winkiel, sekretarz generalny PZN.

Piotr Majchrzak: Po inauguracji pojawiło się sporo kontrowersji i pytań o sens dalszego otwierania Pucharu Świata. FIS jest jednak pewny, że Wisła zorganizuje kolejną inaugurację, bo... tylko wy jesteście to w stanie zrobić. 

Jan Winkiel (sekretarz generalny PZN): Plusy inauguracji są nam znane, bo jest to bardzo duże wydarzenie medialne, które umacnia nas także w strukturach FIS-owskich. Pokazujemy, że potrafimy zrobić zawody, mimo że warunki są bardzo trudne. Trzeci rok z rzędu mamy rekordową temperaturę w listopadzie. Na przyszły rok mamy zgłoszoną inaugurację i robiliśmy to w kwietniu tego roku, dlatego Wisła znalazła się już we wstępnych kalendarzach na przyszły sezon. 

Andrzej Wąsowicz z komitetu organizacyjnego już przed weekendem przyznał, że będzie naciskał, by była to ostatnia inauguracja w Wiśle. Jakie jest zatem stanowisko PZN-u?

Całkowicie rozumiem zdanie Andrzeja Wąsowicza, bo przygotowanie zeskoku skoczni zdecydowanie lepiej i łatwiej można wykonać w trakcie klasycznej zimy, gdy są dużo większe szanse na niską temperaturę. Wiadomo, że to dużo mniejszy stres i dużo więcej przespanych nocy. Ostatnie zimy pokazują jednak, że niekoniecznie musi być łatwiej. Inauguracja daje nam taki plus, że po prostu nie liczymy na warunki atmosferyczne i dopasowujemy się tylko do siebie. Przy zawodach w styczniu człowiek jednak liczy na to, że wykorzysta kilka dni mrozu i armatki śnieżne.

Zobacz wideo

W przyszłym roku przed styczniowymi zawodami w Zakopanem zaplanowano PŚ w Libercu. Ostatnie zawody na tej skoczni odwoływano, teraz Liberec również nie dał jeszcze gwarancji. W razie czego Wisła będzie chciała wziąć ten termin?

Nie chcę, by nasi koledzy z Czech mieli wrażenie, że źle im życzę. Trzymam kciuki, żeby Puchar Świata wrócił do Liberca, bo to kolejny mocny rynek, na którym istnieją skoki. Współpraca pomiędzy naszymi związkami także jest coraz lepsza. Zabraliśmy im już trzech czołowych trenerów (Michal Dolezal, Lukas Bauer, Radek Żidek), Pucharu Świata nie planujemy. Jeśli jednak coś się wydarzy - będziemy czujni.

Inauguracja wiąże się jednak z kosztami nawet 3/4 większymi niż w przypadku zawodów w innym terminie. Mimo to impreza przynosi zyski.

Mamy bardzo dobre relacje z firmą SuperSnow, która produkuje urządzenia i systemy do produkcji śniegu oraz zabezpiecza nas w śnieg na PŚ. Bez takiej współpracy przeprowadzenie zawodów nie byłoby możliwe, bo po prostu nie byłoby nas stać na wynajem maszyn, pokrycie kosztów prądu, wody i ludzi. Mogę wprost powiedzieć, że maszyny dostajemy za darmo. Pokrywamy koszty pracowników, którzy utrzymują maszyny, które potrzebują 24-godzinnej obsługi. Tam systematycznie w bębnie zbiera się śnieg, który musi być opróżniany, żeby maszyna nie zamarzła. Pokrywamy też koszty prądu i wody. Fajniej byłoby mieć te pieniądze, bo są to środki, które mogłoby zostać wydane w inny sposób, na przykład na rozwój dzieci w ośrodkach lokalnych, ale nie są to aż tak duże pieniądze. Mamy za to inne plusy.

Rozmawiałem z przedstawicielami FIS-u, którzy rozumieją problemy z inauguracją. Wiedzą, że Wisła może zorganizować zawody lepiej i bezpieczniej, ale świadomie podejmują pewnego rodzaju ryzyko. Według nich Wisła za rok znowu zorganizuje inaugurację.

Raczej tak. Z drugiej strony będziemy rozmawiać o potencjalnych możliwościach, ale to jest trochę broń obosieczna. Teraz mamy pewność przeprowadzenia zawodów. Produkujemy śnieg, wyliczamy go wręcz matematycznie. Jak się na niego patrzy, to człowiek ma wrażenie, że zawsze go brakuje, ale przed zawodami i tak musieliśmy wywieźć kilka ciężarówek śniegu. 

Muszę zapytać o ocenę FIS-u, bo Sandro Pertile (delegat techniczny FIS) mówił nam o spotkaniu, na którym przekazał pozytywne i negatywne opinie.  Może pan zdradzić, co powiedział? 

Generalnie impreza została przez Sandro oceniona pozytywnie. Poruszył kilka aspektów technicznych dotyczących przygotowania skoczni, o których już wcześniej mieliśmy pojęcie, ale szukamy rozwiązań technologicznych. Chciałbym też trochę stonować głosy dotyczące godziny rozpoczęcia konkursu - była ona ustalana z FIS już w kwietniu, a waga głosów za i przeciw była równa.

Rok temu koszt przygotowania skoczni szacowano od 100 do 350 tysięcy złotych, ale rozbieżności wynikają prawdopodobnie z liczenia różnych kosztów. Prezes beskidzkiego ZPN-u i tak przyznał, że była najbardziej dochodowa w historii i miło się było dzielić tymi pieniędzmi z lokalnymi klubami. 

Ciężko policzyć, co liczymy jako koszty całej imprezy. Do tego dochodzi np. koszt deptaczy, dmuchaczy i innych rzeczy. Sama obsługa maszyny zdecydowanie mieści się w dolnych granicach tej sumy. 

Ostatnia inauguracja zgromadziła po około trzy i pół miliona widzów przed telewizorami. Czy dla TVP lub waszych sponsorów inauguracja jest lepsza marketingowo?

Nie, to tak nie działa. Wiadomo, że mamy sponsorów, którzy się nieco podzielili. Grupa Lotos czy Grupa Azoty to partnerzy nastawieni na rynek Polski, ale już współpraca z Mondelezem czy Renault to już współpraca bardziej globalna. Na inaugurację przyjeżdża 13 ekip telewizyjnych z różnych krajów i to są liczby porównywalne tylko z Turniejem Czterech Skoczni. Czyli dla tej drugiej grupy jest to lepsze. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA