- Takie są skoki i taka jest Wisła, szczególnie o tej godzinie - mówi Kot, podsumowując niedzielne zawody. Loterię wietrzną wygrał Daniel Andre Tande, za nim uplasowali się Anże Lanisek i Kamil Stoch. Dla Polski punkty Pucharu Świata i Pucharu Narodów zdobyli jeszcze siódmy Dawid Kubacki i sklasyfikowany na 25. miejscu Kot.
Niedzielny konkurs zaczął się już o godzinie 11.30. Wiadomo, że w Wiśle lepiej skakać później, np. od godziny 16.00, jak w sobotę, gdy rozgrywano zawody drużynowe. Ale tym razem skoki rozegrano wcześnie, ponieważ niedzielne popołudnie Telewizja Polska zarezerwowała sobie na transmisję z Gliwic, z dziecięcej Eurowizji.
- Godzina rozpoczęcia konkursu nie była dobra. Wiadomo, że my nie mamy wpływu na porę rozgrywania konkursu, ale kiedy w Wiśle trenujemy, to albo rano, o godzinie 9, albo dopiero po 16, bo między tymi godzinami za mocno wieje - komentuje Kot.
- Czy konkurs miał sens? Nie chcę i nie lubię wchodzić w kompetencje jury, ale jako zawodnik myślę, że chyba nie było już sensu przeprowadzać drugiej serii. W niej warunki chyba jeszcze się pogarszały. Nie mam dostępu do wszystkich danych dot. warunków, ale na pewno było ciężko - mówi zawodnik.
- Szczęśliwie skończyło się bez poważnych urazów. Piotrek Żyła chyba bardzo szybko z tego wyjdzie. Tylko twarz się będzie długo goić. Z Piotrkiem minąłem się w drzwiach. Wpadł cały zakrwawiony i wściekły. Chciał iść na drugą serię. Niestety, trochę mu zabrakło - opowiada Kot.
Swoje skoki 25. zawodnik inauguracji PŚ ocenia całkiem dobrze. - Bardziej cieszą mnie skoki niż kilka punktów. Były lepsze niż w piątek [na treningach i w kwalifikacjach]. Gdybym miał lepsze warunki, to pozycja byłaby dużo wyższa, mogłem zaatakować z 21. miejsca po pierwszej serii. W drugiej rundzie miałem dobry, zdecydowany skok, ale zaraz za progiem przyssało mnie do buli, bardzo nisko leciałem i nie doleciałem tam, gdzie były super warunki - mówi Kot. - Szkoda, generalnie nie mieliśmy szczęścia - dodaje.