Kamil Stoch przyznaje: Chciało mi się płakać w trakcie lotu

- Po wyjściu z progu byłem pewny, że skok będzie długi, ale nagle zrozumiałem, że nie i w trakcie lotu płakać mi się chciało - mówi Kamil Stoch. Po jego lądowaniu na 118. metrze w drugiej serii "drużynówki" w Wiśle Polska spadła z drugiego na trzecie miejsce. I na nim skończyła konkurs inaugurujący sezon 2019/2020. To dobry wynik, choć po połowie zawodów nasz zespół prowadził. - W pierwszej serii warunki były okej, w drugiej nie mieliśmy szczęścia. Z bólem serca, ale trzeba to zaakceptować - ocenia Stoch.

Piotr Żyła 131 i 117 metrów. Jakub Wolny 123,5 i 119. Kamil Stoch 125,5 i 118. Dawid Kubacki 126,5 i 120,5 - każdy z naszych zawodników w pierwszej serii wypadł zdecydowanie lepiej niż w drugiej.

Martin Schmitt zachwycony. "To, co zrobił Adam Małysz, było niesamowite":

Zobacz wideo

To początek sezonu, wszyscy muszą popracować nad ustabilizowaniem formy. Ale to nie przypadek, że gorsze skoki każdemu z naszej "czwórki" przytrafiły się akurat w drugiej serii. - Najważniejsze, że każdy z nas mocno walczył. Zajęliśmy bardzo dobre miejsce. Bardzo dobre po prostu, bo świetnie być na podium na inaugurację sezonu. Ale też bardzo dobre miejsce ze względu na trudne warunki pogodowe. Wiatr bardzo kręcił. W pierwszej serii było okej, w drugiej nie mieliśmy szczęścia. Trudno, taki urok skoków narciarskich. Z bólem serca, ale trzeba to zaakceptować - mówi Stoch.

Komputer: warunki lepsze. Stoch: warunki gorsze

Według oficjalnych wyników trzykrotny mistrz olimpijski w drugiej serii miał warunki pogodowe lepsze niż w pierwszej. I to wyraźnie, bo protokół mówi, że najpierw wiało mu z prędkością 0,40 m/s w plecy, a później 0,10 m/s pod narty.Czyli za pierwszy skok Stochowi dodano 5,2 pkt rekompensaty, a za drugi - za korzystne warunki - odjęto mu 1,1 pkt. Ale tak naprawdę one nie były korzystne. Spod skoczni było widać, jak Stoch leci pewnie zaraz po wyjściu z progu, aż nagle wiatr z tyłu uderza w jego narty i zmusza go do szybkiego lądowania. - Po wyjściu z progu byłem pewny, że skok będzie długi, ale nagle zrozumiałem, że nie i w trakcie lotu płakać mi się chciało, bo widziałem, że zaraz wyląduję, że noszenia nie ma, że jest tylko coraz mocniejsze przyciąganie. Tak czasem bywa - mówi Stoch. Z jego problemów skorzystali Norwegowie, bo Marius Lindvik osiągnął 128 m i miał w tej serii notę wyższą od Stocha aż o 16,9 pkt. Ostatecznie w konkursie między drugimi Norwegami a trzecimi Polakami było 4,8 pkt różnicy.

- Generalnie wszystko było dobrze, jestem zadowolony ze swoich skoków. Nie z odległości, ale ze wszystkiego poza nią tak. Błędów nie popełniałem. W pełni akceptuję to co jest i mam nadzieję, że w niedzielę pogoda pozwoli mi skakać dalej - kończy lider polskiej kadry.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.