Łukasz Kruczek: - Pracuje się bardzo dobrze, a co do rozumienia, to nigdy w stu procentach.
- Tak, ale trochę inaczej podchodzi się do relacji rodzinnych, a inaczej jest z zawodniczkami. Natomiast uważam, że grupa kobiet charakteryzuje się dużo większą dynamiką zmian. Głównie z racji tego, że to są młode, a nawet bardzo młode zawodniczki. Zastanawialiśmy się również, skąd się biorą takie zmiany i doszliśmy do wniosku, że są to właściwie pierwsze skoczkinie w Polsce. Mimo tego że w grupie są też starsze dziewczyny, to jest to jednak taki pierwszy rzut skoków kobiet. One nie mają odpowiednich wzorców.
- Tak, wszystko jest analizowane na podstawie własnych błędów. One właściwie cały czas przecierają szlaki. W przypadku męskich skoków możesz powiedzieć: - "Patrz, tutaj masz wzór. Tak to trzeba robić". Skoków kobiet nie da się też jeden do jednego porównać ze skokami męskimi. Zawodniczki mają te same założenia techniczne, ale z różnych względów to się różni od skoków męskich.
- On się jeszcze trochę różni, ale niebawem ta różnica przestanie być widoczna. Dziewczyny bardzo szybko się rozwijają. Podnoszą swoje kwalifikacje i zbliżają się do poziomu męskiego. Wiadomo, że to nigdy nie będzie ten sam rozbieg, z racji tego, że są nieco słabsze fizycznie i jest inne położenie środka ciężkości. Moim zdaniem jednak już teraz skoki tych najlepszych zawodniczek są bardzo podobne do skoków męskich.
- Nabrałem doświadczenia. Nawet te trzy lata z chłopakami we Włoszech dały mi coś, czego nigdzie nie mógłbym się dowiedzieć czy wyczytać. Życzyłbym każdemu, żeby to przeżył. To są rzeczy, które po prostu wzbogacają warsztat trenerski.
- Było kilka miesięcy przemyśleń i dyskusji. Głównie z Adamem Małyszem. Myślę, że on był najbardziej przekonany, że ten pomysł przyniesie pożądany skutek.
- Ale są wystarczające. Generalnie w tej chwili nie widzę żadnego problemu. Finansowanie jest zabezpieczone. Można powiedzieć, że wszystkie nasze życzenia związane ze sprzętem czy logistyką są zapewniane przez związek i nie zdarzyła się sytuacja, że zderzyliśmy się ze ścianą, bo coś było nieosiągalne. Tu jest największa różnica. Nie ma walki o warunki do treningów. A to jest potrzebne by zawodniczki się rozwijały.
- Milik był ekstremalnym przypadkiem, ale to oznacza, że średnia długość rekonwalescencji się odrobinę zmniejsza. Tutaj chodzi jednak o to, by zawodniczka spokojnie wróciła i żeby nie było problemów związanych z bólem. Od początku wiedziałem, że Kamilę bolą kolana. To nie była żadna nowość. Po naszym pierwszym spotkaniu skierowaliśmy ją na badania i te nie wykazały, żeby był jakiś poważny problem.
- Kamila cały czas się uskarżała na ból i to w różnych sytuacjach. Na przykład kilka dni nie bolało ją nic, a potem znowu ból wracał. Powiedziałem więc jasno, że musimy poznać przyczynę tego bólu, bo inaczej nie ma szans na odpowiednie treningi. Oczywiście to mogły być bóle wzrostowe, ale Kamila mówiła, że już około dwóch lat to odczuwa. Zawodniczka przeszła więc wszystkie badania i któreś dopiero wykazało, że nie ma zerwania więzadeł, ale jest uszkodzenie. Wymagało to jednak rekonstrukcji, czyli drastycznych rozwiązań.
- To jest zawodniczka, która ma zaledwie 17 lat. Organizm jest młody i się szybko zregeneruje. Nie powiem, że ona traci rok. Jeśli będzie w rehabilitacji, która będzie prowadzona świadomie i dobrze, to zawodnik cały czas się będzie rozwijać. Może nie skacze, ale poprawia się na innych polach. Teraz Kamila jest pod opieką grona fizjoterapeutów. To dla niej szansa na rozwinięcie np. konsekwencji pracy. Kamila już w tej chwili ma pewną ruchomość. Noga się goi zgodnie z planem. Za trzy tygodnie odstawi kule i będzie w pełni mobilna. Chcę, żeby potem uczestniczyła w zgrupowaniach z innymi dziewczynami. Będzie pracować z fizjoterapeutką, ale będzie w grupie. Nie chce doprowadzić do tego, że byłaby przez rok sama w domu. Jak będzie w 100 procentach gotowa, to wróci na skocznię. Nie jestem zwolennikiem przyśpieszania powrotów. Miałem we Włoszech sytuacje, że zawodnik wrócił za wcześnie i kontuzja się odnowiła.
- Takich przypadków jest niestety wiele. W skokach narciarskich dochodzi ostatnio do bardzo dużej liczby zerwań więzadeł krzyżowych. To jest temat rzeka.
- Bardzo dużo takich kontuzji jest też u młodzieży i te wyniki nie wliczają się do wszystkich statystyk. Moim zdaniem zawodnicy są coraz słabiej przygotowani do większych obciążeń, ale w takim kierunku zmierza trening. Zawodnicy są coraz lepszymi skoczkami i latają coraz dalej, ale organizm jest mniej przyzwyczajony do znoszenia obciążeń.
Przede wszystkim chodzi jednak o to, że skacze się teraz dalej i dochodzi do skrajnych położeń w stawach. Tam dochodzi do wykręceń. Inna sprawa, że teraz zawodnicy nie są w stanie ustawać dalekich skoków, bo mają słabsze nogi. Mają jednak szybsze nogi, dlatego skaczą dalej. To jest takie błędne koło. Dzisiaj zawodnikom brakuje bazy siłowej. Ale jeśli ktoś ją zacznie robić, to stawia się w sytuacji, że nie będzie w stanie rywalizować z najlepszymi, bo nie będzie miał odpowiedniej dynamiki. Chyba nie jesteśmy w stanie od tego uciec.
- To prawda i z większą prędkością dochodzi się do lądowania. W tę stronę poszły jednak skoki i jesteśmy na to skazani. Robi się podobnie jak w narciarstwie alpejskim, że zawodnik ma wliczoną przynajmniej jedną rekonstrukcję więzadeł w karierze. W skokach chyba niestety też do tego dojdziemy.
- Startować będziemy wszędzie. Natomiast mamy taką sytuację, że na poziomie LGP nie mamy wielu zawodniczek, które powinny startować. Trochę zmieniamy też kwestie podejścia do skoków. To powoduje drobne turbulencje w technice. Dziewczyny czasem są odrobinę skołowane.
Chcemy, żeby dziewczyny inaczej do tego podeszły. Żeby nie było tak dużo skakania na żywioł. Tylko oczekujemy prawidłowych technicznie prób, żeby było więcej np. pchania do progu. Chcemy iść w kierunku tego, co robią najlepsze zawodniczki.
- Zmiany powodują, że niektóre elementy są rozregulowane. Ale dziewczyny będą skakać daleko. Teraz na treningach bardzo fajnie skacze Kinga Rajda, ale czasem pojawiają się treningi, że wraca do starych nawyków, ale skacze solidnie. To jest zawodniczka, która może skakać naprawdę dobrze.
- Drugą skoczkinią jest Asia Szwab, która wraca do skoków. Natomiast odstaje nieco poziomem od Kingi Rajdy. Naszym celem na lato będą jednak Puchary Kontynentalne. A zimą chciałbym, żebyśmy startowali też czwórką w dwóch zaplanowanych konkursach drużynowych. Kolejnym celem są mistrzostwa świata juniorów. Co do konkursów drużynowych, to oba są na skoczniach normalnych, dlatego to też ułatwia nam przygotowania. Wiadomo jednak, że skoki kobiet idą w kierunku dużych skoczni, ale co innego puścić dziewczyny i zaryzykować, a co innego systematyczna praca na normalnych obiektach. Na duże skocznie trzeba poczekać, bo to jest przyszłość. Ja sam też się nie zdziwię, jak w perspektywie kilku lat (bo już się mówi o tym w kuluarach) pojawią się też loty kobiet.