Pomysł może wydawać się jakby z kosmosu, ale to nie byłaby pierwsza skocznia w Warszawie. W połowie XX wieku przy ulicy Czerniowieckiej powstał bowiem obiekt o punkcie K-38 i funkcjonował przez kilkadziesiąt lat. Po transformacji ustrojowej był coraz rzadziej używany, a dekadę temu postanowiono go rozebrać. Filip Pelc postuluje wybudowanie nowej skoczni K-15, lecz nie na Mokotowie, a na Białołęce. – Tradycje są, dziś skoki to nasz sport narodowy. Co tydzień w sezonie pięć milionów Polaków siada przed telewizorami, żeby kibicować naszym zawodnikom. A stolica skoczni nie ma żadnej – mówił radny.
Zdaniem Pelca wybudowanie nowej skoczni na Białołęcy mogłoby kosztować 700 tysięcy złotych, chociaż zakłada, że ostateczna kwota może być nieco wyższa. Radny celowo we wniosku do budżetu wskazał na to miejsce. – Część osób uważa, że to pomysł z kosmosu, a są też osoby, które już deklarują chęć oddania skoku na nowej skoczni – powiedział radny w rozmowie z tvnwarszawa.pl. Więcej o skokach przeczytasz na sportsinwinter.pl.
Pomysł wydaje się jeszcze bardziej kuriozalny, gdy weźmie się pod uwagę, jak długo Warszawa czeka na wybudowanie hali z prawdziwego zdarzenia. Największa warszawska hala - Torwar - ma maksymalną pojemność na poziomie ok. 6300 osób. Porównując ją do największych aren w Polsce - Tauron Areny (15 000 miejsc), Areny Gliwice (13300) czy Atlas Areny (12100) - wypada bardzo blado pod każdym względem.