Skoki narciarskie. Polski skoczek mocno o nieudanej współpracy ze Stefanem Horngacherem

Andrzej Stękała w sezonie 2015/2016 przebojem wdał się do polskiej kadry skoczków. Zajął nawet szóste miejsce a w Vikersund poleciał nawet 235 metrów. Niestety, era Stefana Horngachera była dla niego pasmem niepowodzeń. - Nie lubił mnie, zresztą ja jego też. Z góry narzucił mi coś, co mi nie pasowało - mówi skoczek w rozmowie z Onetem.
Zobacz wideo

Po przyjściu Stefana Horngachera kariera Andrzeja Stękały szybko się załamała. 23-letni skoczek wypadł nawet z centralnego szkolenia i treningi zaczął łączyć z pracą kelnera. Okazuje się, że skoczkowi zupełnie nie układała się współpraca ze Stefanem Horngacherem.  - Całkowicie przestawił moją technikę, choć to mi nie pasowało i źle się czułem. Nie lubił mnie, zresztą ja jego też. Z góry narzucił mi coś, co mi nie pasowało. Tym, którzy odnosili sukcesy, ewidentnie wszystko spasowało. Trener Krzysztof Sobański mówił mi, że u Stefana Horngachera będę skakał niesamowicie, a wyszło fatalnie – czytamy w rozmowie Stękały z portalem sport.onet.pl. 

Skoczek znalazł także błędy w swoim zachowaniu. - W tamtym okresie skakałem bardzo dobrze, ale chyba trochę przesadziłem. Taki mam charakter. Lubię się pochwalić tym, co osiągnąłem, ale nie nazywałbym tego wodą sodową, jak niektórzy sugerowali. Byłem w kadrze A, ale tam nie było takiej osoby, która potrafiłaby mnie sprowadzić na ziemię. Taką osobą jest trener Maciusiak - twierdzi.

Gdyby nie Maciusak, to wielu skoczków już by nie skakało

W sezonie 2018/2019 Stękała wrócił jednak do całkiem dobrych skoków. Szczególnie dobry był dla Stekały szczególnie koniec rywalizacji, bo skoczek dwukrotnie zajmował drugie miejsce na Pucharze Kontynentalnym w Czajkowskim. 

- Pokazałem, że stać mnie na dobre skakanie. To wielka zasługa sztabu szkoleniowego kadry B z trenerem Maciusiakiem na czele. Nikt chyba nie wierzy we mnie tak jak on. Wiem, że z mogę z nim coś osiągnąć, ale tylko z nim. Ufam mu bardzo. To taki trener, który potrafi się śmiać razem z nami, ale przy tym jest wymagający. Kiedy tylko za bardzo bujam w chmurach, to od razu sprowadza mnie na ziemię. On nie uznaje czegoś takiego, co mnie cechuje, żeby zbyt długo cieszyć się dobrymi wynikami. Dla niego liczy się przede wszystkim praca. Poza tym, gdyby on nie był trenerem w kadrze, to większości skoczków już by nie było - dodaje Stękała. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.