Raw Air 2019. Czy Kamil Stoch może latać jak oszczep i zdobyć Małą Kryształową Kulę?

- Nie wolno nic zepsuć w pierwszej fazie lotu. Tam trzeba ułożyć sylwetkę aerodynamicznie, żeby była jak oszczep wyrzucony przez lekkoatletę. Kiedy zawodnik wszystko zrobi dobrze, to zaraz za progiem czuje, jak powietrze zaczyna go ciągnąć - mówi Jan Szturc. Z doświadczonym trenerem rozmawiamy o specyfice lotów narciarskich, bo w kalendarzu tego sezonu zostały już tylko loty w ten weekend w Vikersundzie i w następny w Planicy. Kto w Pucharze Świata jest najlepszym lotnikiem? W niedzielę o godz. 17 konkurs indywidualny. Transmisja w Eurosporcie, relacja na żywo w Sport.pl.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Kamil Stoch pierwszy, Piotr Żyła trzeci, Dawid Kubacki czwarty – czołówka klasyfikacji generalnej w Pucharze Świata pokazuje, że minął czas tzw. lotników? Teraz najlepiej latają ci, którzy po prostu są w dobrej formie i trudno znaleźć takich zawodników, którzy na co dzień spisują się słabo, a na mamutach błyszczą, bo te mamuty profilami coraz bardziej przypominają mniejsze skocznie?

Jan Szturc: Rzeczywiście jest tak, że jeżeli zawodnik jest w bardzo dobrej dyspozycji, to nie ma znaczenia, czy skocznia jest duża, normalna, czy do lotów. Znakomite przykłady dawali ostatnio nasi zawodnicy. Kamil, gdy skoczył w Planicy 251,5 metra, i Dawid Kubacki, zajmując miejsca na podium w Oberstdorfie. Zawsze mówiono, że on jest skoczkiem przede wszystkim na małe obiekty, że nie czuje się tak dobrze w powietrzu jak wielu innych zawodników z czołówki. Prawda jest taka, że jeżeli na progu skoczek wszystko zrobi poprawnie technicznie, czyli wybije się pod odpowiednimi kątami i nie będzie się zderzał z powietrzem, nie będzie mu przeszkadzał, a więc jeżeli nie wytraci prędkości z dojazdu zaraz w pierwszych metrach lotu, to wtedy sobie w powietrzu popłynie, poczuje je, poczuje narty, i wtedy czuje niesamowitą przyjemność. Skoczek czuje taki skok, czuje, że biodro jest nad nartą, że on odchodzi od zeskoku i w końcu przed oczami ma już wypłaszczenie, skocznia się kończy.

Jeszcze gdy po zwycięstwa na mamutach latał Adam Małysz, to w takich konkursach dochodzili mu rywale, których na co dzień w czołówce Pucharu Świata nie było. Dlaczego Robert Kranjec czy Martin Koch w lotach byli o wiele lepsi niż w skokach?

- Są tacy skoczkowie, którzy bardzo agresywnie atakują próg, idąc do przodu. W lotach prędkość dojazdu skoczka do progu wynosi około 100 km/h, czyli jest o około 10 km/h wyższa niż zwykle. Jeżeli zawodnik ułoży się dobrze podczas wyjścia z progu i nie przeszkadza strugom powietrza, to już jest blisko sukcesu. Oczywiście bardzo dobrze, jeśli jeszcze dołoży odbicie do tej prędkości i tego ułożenia się pod odpowiednimi kątem. Ale taki Kranjec charakteryzował się tym, że wielkiej mocy na progu nie miał, za to jeździł do progu niesamowicie agresywnie, a na samym progu miał bardzo dobry kierunek odbicia. On w pierwszej fazie lotu nie wytracał prędkości nabranej na dojeździe, on jeszcze przyspieszał. Jego prędkość rosła, im dalej on leciał. Czucie powietrza miał bardzo dobre, pomagało mu bardzo duże doświadczenie, umiał wykorzystać każdy ruch powietrza, jaki poczuł pod nartą. Generalnie w lotach jest tak, że nie wolno nic zepsuć w pierwszej fazie lotu. Tam trzeba ułożyć sylwetkę aerodynamicznie, żeby była jak oszczep wyrzucony przez lekkoatletę. Wszystko musi wyjść pod odpowiednim kątem, trzeba się wślizgnąć w wiatr. Trzeba mieć wyczucie tych kątów odbicia i wchodzenia w powietrze. Jak zawodnik to wszystko zrobi, to zaraz po wyjściu z progu czuje, jak powietrze zaczyna go ciągnąć.

Rok temu w Vikersundzie była taka drużynówka, która przeszła do historii, bo Norwegia wygrała, wyprzedzając drugą Polskę aż o 265,6 pkt. Norwegowie umieją się zachowywać na mamutach właśnie tak jak Kranjec? I nawet jak w bieżącym sezonie nie są w wielkiej formie, to w Vikersundzie i w Planicy mogą dominować?

- W tej chwili szczególnie w skokach Roberta Johanssona widać ten styl, o którym rozmawiamy. Ale jeżeli nie ma powietrza pod narty, wiatru z przodu, to Johansson ma problemy, żeby odlecieć. Norwegowie są od lat znani z tego, że mają bardzo dobry kierunek odbicia, ale brakuje im mocy. Dlatego dla nich idealne warunki to wiatr pod narty. A jeśli wieje z tyłu albo nawet jak jest cisza, to wtedy zaczynają się dla nich problemy. Wtedy, pomimo że wybicie jest zrobione w dobrym kierunku, to zawodnik leci zbyt niską parabolą. A jak jeszcze nad zeskokiem powietrze zaczyna wciskać takiego skoczka, to już całkiem sobie nie radzi, nie ma szans, żeby odlecieć. A popatrzmy na Dawida. On cały czas bardzo mocno atakuje próg nogami i nawet jeśli nie wychodzi z progu już tak wysoko jak kilka lat temu, to ciągle jego linia lotu jest wyraźnie wyższa od paraboli Norwegów. Dzięki temu przy wiatrach z tyłu on potrafi sobie poradzić, umie wtedy odlecieć.

To, o czym pan opowiada, idealnie widać w wynikach piątkowych serii rozegranych na skoczni Vikersundbakken. W pierwszym treningu wiało mocno pod narty i Johansson wygrał. W drugim treningu i w kwalifikacjach wiatr był już wyraźnie słabszy i wtedy lider Norwegów był 12. oraz ósmy. Natomiast Kubacki najlepiej poradził sobie w niemal bezwietrznych kwalifikacjach, w których miał szósty wynik.

- Takie warunki są najlepsze dla zawodników uniwersalnych.

Takim jest prowadzący w lotach Stoch, ale już się przekonaliśmy, że takim jest również będący wciąż w świetnej formie Ryoyu Kobayashi. On jest szósty w klasyfikacji lotów traci do Kamila 38 punktów. To chyba poważniejszy kandydat do Małej Kryształowej Kuli niż drugi Markus Eisenbichler, który traci do Stocha 19 punktów, niż Żyła, który traci 35 punkty oraz niż Kubacki i Timi Zajc, którzy tracą po 36 punktów?

- To wszystko są bardzo małe różnice, biorąc pod uwagę fakt, że do zdobycia każdy ma jeszcze aż 300 punktów. Mam nadzieję, że Kamil mocno powalczy, że odnajdzie się po trochę gorszych skokach. Liczę, że z jak najlepszej strony pokażą się też Dawid i Piotrek. Piotrek szczególnie lubi loty.

Tak, od zawsze to powtarza, kiedyś nawet opowiadał mi, że marzą mu się tak dalekie loty, po których nie mógłby wylądować bez upadku. No i on chyba trochę się przebudził już w czwartek w Trondheim, bo był 11., a dwa dni wcześniej w Lillehammer nie awansował nawet do czołowej trzydziestki?

- On się nie tyle obudził, ile zmienił pozycję dojazdu.

Znowu?

- Było widać, że jeździ troszkę wyżej. Musiały być konsultacje ze Stefanem Horngacherem. Oglądając Piotrka w Trondheim, widziałem u niego niesamowitą koncentrację na pozycji dojazdowej. I to dało pozytywny efekt.

Co z Kobayashim? Wygląda na głównego faworyta lotów w Vikersundzie i później w Planicy?

- On miał troszkę słabszy środek sezonu, jego forma się wahała, trochę miał też pecha i w efekcie indywidualnie nie zdobył medalu mistrzostw świata. Ale widać, że po mistrzostwach znowu nabrał świeżości, że znowu ma power. Wygląda na to, że dla niego ta zima mogłaby jeszcze potrwać o wiele dłużej niż tylko trochę ponad tydzień. Japończyk zdecydowanie może w tej końcówce wygrywać tak, jak to robił w swoich najlepszych momentach sezonu.

Zaraz za Kobayashim, na siódmym miejscu w lotach ze stratą 49 punktów do Stocha, jest Stefan Kraft. To chyba też nie jest typowy lotnik, ale skoczek znakomity i potrafiący się odnaleźć na mamutach, dzięki czemu ma choćby nieoficjalny rekord świata w długości lotu wynoszący 253,5 m?

- Kraft skacze i na normalnej, i na dużej, i na mamuciej, bo to jest zawodnik skaczący najładniej technicznie.

Ładniej od Stocha?

- No, powiedzmy, że na ten moment tak. W końcówce sezonu Kamil już nie skacze tak pięknie, jak potrafi. Bo jeżeli u Kamila są troszkę krótsze skoki, to od razu pojawia się problem z odjazdem. A Kraft jest teraz w gazie.

A Johansson z 11. miejsca w lotach może atakować pierwsze? 110 punktów straty do Stocha to nie za dużo?

- Musiałoby wiać pod narty w każdym z trzech indywidualnych konkursów. To jest możliwe, sprawa jest otwarta. Ale natura musiałaby Norwegowi pomóc.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.