W tle niesamowitej końcówki konkursu mistrzostw świata, w którym Polacy zdobyli dublet, toczy się osobna historia. Historia związana z ewentualnym odejściem Stefana Horngachera. W piątek wieczorem na polskim Twitterze pojawiły się głosy m.in. Kacpra Merka z Eurosportu i Bartosza Hellera z Polsatu Sport, że w sobotę Stefan Horngacher ogłosi swoją decyzję odnośnie przyszłości. Wydaje się, że byłoby to bardzo rozsądne, bo przecież kończą się mistrzostwa świata. Jednak jeszcze wczesnym wieczorem, sytuacja zupełnie nie wyglądała na wyjaśnioną, później wszyscy spotkali się na kolacji w hotelu kadry.
Tuż przed wyjściem z biura prasowego Adam Małysz z rozbrajającą szczerością odpowiedział, że on już nawet nie wie, jak ma zapytać Horngachera, bo ten i tak nie odpowie. Ba, tuż po konkursie o przyszłość Horngachera miał zapytać sam Grzegorz Sobczyk, czyli trener asystent, ale Austriak ze szczerością i spokojem Hannu Lepistoe odpowiedział, że to nie czas na takie rozmowy. To samo powiedział dziennikarzom. – To nie jest dobry moment na takie informacje - stwierdził. Ogłoszenie decyzji jest jednak bardzo blisko, a tuż przed konkursem na normalnej skoczni mówiło się, że może to być najbliższy poniedziałek. - Stefan jeszcze nie podjął decyzji. Nie wiem co zrobi. Na pewno ma w głowie duży mętlik. Może uznać, że już wszystko z nami osiągnął, a może będzie chciał jeszcze więcej medali z nami pozdobywać. (…) Będzie dobrze. Czuję, że będzie dobrze – mówił kilkadziesiąt minut po zawodach Adam Małysz.
Austriak pokazał także, że w kryzysowym momencie, a taki zdarzył się po konkursach na Bergisel, potrafił bardzo dobrze zareagować i podnieść zespół na duchu. Ba, to właśnie utrzymaniem koncentracji i wiarą do końca biało-czerwoni sięgnęli po dublet na normalnej skoczni. Zarówno Kubacki, jak i Stoch oddali świetne skoki w jednych z najtrudniejszych warunków wietrznych w drugiej serii, a niesamowity awans z 29. na 12. miejsce zanotował też Stefan Hula. - Myślę, że w Innsbrucku za bardzo wszyscy skoncentrowali się na czekaniu na medale, a za mało było pracy nad nimi. Po prostu zawiodła strona mentalna. Myślę, że każdy tylko czekał i czekał na ten dzień, no i myślał o medalach. Ale to działa inaczej, trzeba po prostu każdego dnia tak samo pracować na te medale, a nie tylko o nich myśleć – analizował Horngacher, który szukał przyczyn porażki w Innsbrucku.
W całym tym zamieszaniu trzeba przyznać, że Horngacher rozegrał tę historię po mistrzowsku. Jego stanowisko do samego końca nie ujrzało światła dziennego, a on sam wyszedł na osobę słowną, która jak coś postanowi, to zawsze dotrzymuje obietnicy. Nawet w zeszłą niedzielę po konkursie drużynowym Austriak miał powiedzieć w kierunku Małysza i Tajnera: - „ale o co całe zamieszanie z brakiem mojej decyzji, przecież się umawialiśmy, że ogłaszam po mistrzostwach”- słyszymy z otoczenia kadry. Austriak przyznał jednak rację Adamowi Małyszowi, że zamieszanie związane z jego kontraktem mogło wpłynąć na zespół, ale on poświęcił się w dwustu procentach, by poprawić koncentrację drużyny na zawody Seefeld. Dlatego słów Małysza nie można rozpatrywać tylko w formie krytyki, a raczej bodźca, który pozwolił na szybkie zwarcie szeregów.