Adam Małysz: Na pewno chłopaków było stać na te medale w normalnych warunkach. Po pierwszej serii byliśmy rozgoryczeni i wściekli. Było widać po reakcji Stefana, że stało się coś bardzo dziwnego. W życiu nie widziałem, żeby tak się zachowywał po pierwszej serii. Byliśmy faworytami, nasi zawodnicy byli w superformie i nagle co? Przychodzą jedne zawody, które się nie udają i przychodzą drugie, w których znów ma nie wyjść? No co tu jest grane? Pierwsza seria była bardzo niesprawiedliwa. Druga też do końca nie była. Ale była zdecydowanie bardziej sprawiedliwa niż pierwsza. Oczywiście mieliśmy trochę szczęścia, że jechaliśmy na początku. Okazało się, że można zdobyć mistrzostwo świata z 27. miejsca, a wicemistrzostwo z 18.
- Myślę, że jeszcze bardziej szalony był konkurs na igrzyskach w Pjongczangu na normalnej skoczni. Tamtego chyba nic nie przebije. Tam mieliśmy pecha, tu w drugiej serii pomogło nam trochę szczęścia. Wydarzyło się coś, czego na pewno nikt nie przewidział, nie wyśnił. Jak Dawid stał na tym podium dla lidera i cały czas czekał aż go ktoś zmieni, to ja wierzyłem, że może wskoczyć w „dziesiątkę”, może nawet w „szóstkę”. Dużo było przecież takich nazwisk, które nie wiadomo skąd się wzięły w drugiej serii. Nagle przyszedł Piotrek Żyła i mówi: „Dawid to wygra, a Kamil na pewno też będzie stał na podium”. Nikt inny by tak nie pomyślał. Wiadomo, że trzeba wierzyć do końca, ale też trzeba być realistą. Ja wiedziałem, że Dawida i Kamila stać na bardzo dobre skoki, byłem pewny, że dużo awansują. Ale myślałem sobie tak: „Czwarty jest Kilian Peier, który jest na mistrzostwach w formie, może Ziga Jelar, który jest trzeci, tego nie utrzyma, ale przecież drugi jest Geiger, a on ma bardzo wysoką formę, i jest na prowadzeniu Kobayashi. Czyli nie, cud by się musiał zdarzyć”. No i się zdarzył. No i jest dobrze, ha, ha.
- Obaj byli strasznie wkurzeni. I nie ukrywali tego. Ale widocznie pełna koncentracja, którą mieli od początku, sprawiła, że jeszcze na drugie skoki też potrafili się skupić. Na tyle, żeby skoczyć bardzo dobrze. Czasem ta złość, że ty robisz wszystko, a los cię krzywdzi, powoduje, że dasz z siebie jeszcze więcej.
- Był okropnie wkurzony. Od Grześka Sobczyka wiem, że był na rozbiegu i wydawało się, że tam ich weźmie i udusi za to wszystko.
- Uspokoił się, powiedział chłopakom przez krótkofalówkę, że ma być pełna koncentracja, bo jest bardzo trudno, ale jeszcze się wszystko może wydarzyć. Całe szczęście, że na sam koniec jury nie kombinowało, co dalej zrobić z drugą serią, tylko pozwoliło ją dokończyć. Gdyby zostało tak, jak było po pierwszej serii, to wyjechalibyśmy stąd bez medalu, wiedząc, że byliśmy bardzo mocni. Byłoby nam nie tylko bardzo przykro, ale bylibyśmy strasznie wkurzeni.
- Nie, widziałem tylko, że odpowiadał mediom na pytania. Ale Walter może tylko wyłącznie wywrzeć jakiś wpływ na jury, a to jury odpowiada za konkurs.
- Pewnie, że wiemy. Dawid też nie miał fajnych warunków. Skoczył Geiger, który miał nieźle, później Eisenbichler już nie miał szans odlecieć, no i zaraz byli sami nasi.
- No, tym razem na szczęście, że były dwie serie, ha, ha. Powiem szczerze, że na igrzyskach się z nim nie zgadzałem. A gdyby tutaj odwołali po pierwszej serii, to byłoby nie fair.
- Oni zawsze muszą być gotowi, żeby skakać. Kamil od początku mówił, że chce w mikście wystartować. Dobrze. Dla dziewczyn ten konkurs to szansa. Obie skaczą nieźle, drużyna może być w „ósemce” i będzie stypendium dla dziewczyn. Myślę, że chłopaki im pomogą.
- Stefan jeszcze nie podjął decyzji. Nie wiem co zrobi. Na pewno ma w głowie duży mętlik. Może uznać, że już wszystko z nami osiągnął, a może będzie chciał jeszcze więcej medali z nami pozdobywać.
- Tak, żeby coś mówić, to jest prezes, a żeby robić, to jest Adam, ha, ha. Wszystko na moich barkach, ha, ha, ha. Nie, będzie dobrze. Czuję to, że będzie dobrze.