Jest idealny kandydat na ewentualnego następcę Stefana Horngachera. Przedłuży jego wizję

Temat przyszłości Stefana Horngachera rozgrzewa całe środowisko skoków narciarskich. Nazwisk potencjalnych następców nie ma zbyt wielu. Jeden trener wydaje się być jednak dobrym kandydatem na stanowisko. Wiadomo też, kto na pewno nie zostanie szkoleniowcem przy ewentualnym odejściu Horngachera.
Zobacz wideo

- Najlepszych trenerów w zasadzie nie ma (wolnych na rynku – przyp.red). Będzie to trudna decyzja. Nasi zawodnicy nie są najmłodsi. Jeśli doszłoby do tego, że Horngacher odejdzie, to nie możemy tego systemu za bardzo zmienić. System funkcjonuje i będzie funkcjonował. Gdyby ktoś zza granicy miał dołączyć to pytanie czy będzie się w stanie do tego dopasować, a może ma podobny system, czy pójdziemy w jakąś polską opcję? Nie wiem, w tym momencie nawet nie chce myśleć, bo jest jeszcze dużo do zrobienia – mówił Adam Małysz w poniedziałkowej rozmowie z TVP.

Ronny Hornschuh przedłuży wizję Horngachera?

- A może Ronny Hornschuh, zapytaliśmy Małysza w niedzielę.

- Ronny'ego znam bardzo dobrze, tylko nie wiem, czy po sukcesie ze Szwajcarią chciałby odejść (Killian Peier zdobył brązowy medal mistrzostw świata – przyp. red) – odpowiedział Małysz.

Gdyby jednak Horngacher zdecydował się na odejście, to wydaje się, że Polski Związek Narciarski mógłby podjąć próbę sprowadzenia Hornschuha z reprezentacji Szwacjarii, a ten pewnie przyjąłby ofertę prowadzenia najlepszej drużyny ostatnich lat. Adam Małysz mówił w rozmowie z TVP, że w przypadku odejścia Austriaka przydałby się trener z podobną wizją do Horngachera, a Hornschuch wydaje się być taką osobą.

43-letni Hornschuh kształcił się w elitarnej szkole w Oberhofie, a jako skoczek przez blisko 10 lat trenował pod skrzydłami legendarnego Reinharda Hessa. Nie był tak dobrym skoczkiem jak Schmitt czy Hannawald, ale już w 2001 roku wiedział, że chce być trenerem. Warto podkreślić, że Hornschuh przed odejściem do Szwajcarii blisko współpracował ze… Stefanem Horngacherem na zapleczu niemieckich skoków (Hornschuh był nawet trenerem niemieckiej kadry B).  Ich drogi przecięły się także przy pracy bazie szkoleniowej w Oberhofie, gdzie Hornschuh był tzw. głównym trenerem.

Obaj wprowadzali technologiczną rewolucję

Horngacher i Hornschuh dali się poznać w Niemczech jako pionierzy szerokiego wprowadzania technologii do treningu skoków i olbrzymiej znajomości nowinek sprzętowych. To właśnie tzw. „know-how” Hornschuha chciał przejąć Berni Schoedler, który w sezonie 2015/2016 roku prowadził kadrę Szwajcarii i zatrudnił Niemca do roli trenera asystenta. Schoedler zupełnie nie radził sobie w technologicznym świecie Pucharu Świata, a  Hornschuh od razu prowadził do treningu Szwajcarów wykorzystanie platformy dynamometrycznej, a skoczkowie raz w tygodniu sprawdzają swoje zmęczenie i poziom mocy, które pozwala dopasować poziom treningów (czyli robi dokładnie to samo co Stefan Horngacher w Polsce). W 2016 roku Hornschuh sam przejął reprezentację i przez dwa ostatnie sezony pracował z młodymi zawodnikami a także Simonem Ammannem. W tym sezonie Ammann zaczął jednak pracować w minisztabie z Rogerem Kamberem i wydaje się, że to była znakomitą decyzją. Okazało się, że Killian Peier wyszedł z cienia legendy skoków, a najlepszym tego potwierdzeniem jest najlepszy sezon w karierze i brązowy medal mistrzostw świata... Sam Peier zdecydowanie inaczej podszedł do letnich przygotowań i to on zaczął również wymagać więcej uwagi od swojego trenera. – Z Simonem w drużynie byliśmy za bardzo bierni – mówi skoczek. Niemiec pokazał również, że nie boi się szukać ciekawych rozwiązań, bo latem Szwajcarzy skakali na przykład na skoczni K50 w Einsiedeln… na nartach zjazdowych, co miało ułatwić im trening szybkiego przybierania pozycji do lotu, a to  przełożyło się na mniejsze straty w prędkościach.  

Hornschuh pokazał jednak, że potrafi być stanowczy i umie przekonać gwiazdy do swoich racji. To właśnie Niemiec namówił Simona Ammanna do zmiany sposobu lądowanie po fatalnym upadku w Bischofshofen w 2015 roku. Hornschuh odwrócił mu jednak telemark i od trzech lat skoczek ląduje z wypadem robionym na prawą nogę, a nie jak przez większość kariery - na lewą. Sam trener twierdził wówczas, że w szkole w Oberhofie uczy się młodych zawodników lądowania zarówno z wypadem na obie nogi, bo to są podstawy skoków narciarskich. Ta zmiana pokazuje jednak, że Niemiec był w stanie przekonać wielką gwiazdę do swoich racji i całkowitej zmiany przyzwyczajeń.

Praca Hornschuha została również dostrzeżona w Niemczech, a Andreas Kopp ze szwajcarskiego nzz.ch pisze, że Szwajcarom może być trudno utrzymać trenera, bo jest on opcją awaryjną DSV na wypadek braku porozumienia ze Stefanem Horngacherem. Innym kandydatem może być również Andreas Bauer, który od wielu lat z sukcesami trenuje kobiecą reprezentację Niemiec.

Kruczek, Maciusiak, Sobczyk

Może się jednak okazać, że PZN przy ewentualnym odejściu Horngachera będzie chciał pójść inną dobrą i na przykład wybierze polskiego trenera. Nie należy tu raczej stawiać na asystenta Austriaka, czyli Grzegorza Sobczyka, który w obecnej kadrze zajmuje się przede wszystkim logistyką i nie jest typem trenera, a raczej świetnego organizatora. - Pamiętajmy jednak, że Grzesiek (Sobczyk- przyp.red) i Zbyszek Klimowski robili dużą pracę za Horngachera, gdy ten siedział w Niemczech i wysyłał programy treningów - mówił Adam Małysz w rozmowie z TVP.

Wielkim fachowcem jest Maciej Maciusiak, który obecnie szkoli kadrę B, a za sobą ma przywracanie formy takich zawodników, jak Dawid Kubacki, Maciej Kot, Stefan Hula, czy Jakub Wolny. 36-latek jest zwykle bardzo stanowczy i w każdej drużynie potrafi wyrobić sobie autorytet. Polski Związek Narciarski obawia się jednak, że nasza kadra jest po prostu bardzo doświadczona i potrzebuje jeszcze większego autorytetu. W Polskim Związku Narciarskim nie ma również pomysłu sprowadzenia Łukasza Kruczka, który trenował naszą reprezentację w latach 2008-2016.

W podobnej sytuacji jak Polska, kilka lat temu byli na przykład Norwegowie, którzy rozstali się z Miką Kojonkoskim.  Mało kto jednak wie, że Claus Brede Brathen, czyli dyrektor reprezentacji Norwegii szukał trenera i spytał o zdanie Haralda Haima z legendarnej szkoły w austriackim Stams i to on zaproponował mu szerzej nieznanego Alexandra Stoeckla. Ten okazał się być wielkim specjalistą od skoków narciarskich, odmłodził drużynę i sięgnął po najważniejsze sukcesy w skokach. Na Stoeckla szansę są obecnie małe, ale w gimnazjum w Stams podobnych Stoeckli może być jeszcze kilku.

Najlepszym wyjściem dla reprezentacji Polski byłoby jednak pozostanie Stefana Horngachera, który od trzech sezonów prowadzi naszą drużynę. Jego odejście nie sprawi jednak, że Polska nie będzie miała żadnego trenera do wyboru. Kandydaci są, a dobre prześwietlenie każdego z nich pozwoli na wybranie tego pasującego do polskiej kadry.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.