PZN naciska na Horngachera. Związek przygotowuje scenariusze na wypadek odejścia trenera

Stefan Horngacher mimo większej presji ze strony PZN-u nie ogłosił decyzji o swojej przyszłości w reprezentacji Polski. Coraz większe napięcie w kadrze wyczuwalne jest od konkursów lotów w Oberstdorfie i dotyka nie tylko skoczków. Polski Związek Narciarski rozgląda się za alternatywnymi opcjami, a trener zapowiada "200 procent zaangażowania" na najbliższy tydzień.
Zobacz wideo

Stefan Horngacher nie chce zdradzić swojej przyszłości, mimo dużego nacisku ze strony Adama Małysza i Apoloniusza Tajnera. Dyrektor skoków oraz prezes PZN od kilku dni mocno naciskali na Stefana Horngachera. Widzieli, jak bardzo pogarsza się atmosfera w reprezentacji Polski, i to nie tylko wśród skoczków - duże napięcie pojawiło się również wewnątrz sztabu Stefana Horngachera.

Niepewność u skoczków i trenerów

Adam Małysz już w sobotę po konkursie indywidualnym podjął próbę rozmowy z Horngacherem, ale znowu został odesłany z kwitkiem. Czwarte miejsce w drużynówce sprawiło, że czara goryczy się przelała, a legenda polskich skoków postanowiła wypowiedzieć się na ten temat w mediach. Dokładnie to samo zrobił Apoloniusz Tajner, co może sugerować, że była to przemyślana próba wywarcia presji, która przekona Horngachera do jasnej deklaracji - zostaje czy odchodzi. Pozwoliłoby to rozładować atmosferę w grupie, bo każdy wiedziałby na czym stoi. Austriak przyjął jednak inny model zarządzania kryzysem. Być może jest przekonany, że informacja o ewentualnym odejściu kompletnie rozbiłaby jego zespół, a znajdujące się w Seefeld polskie media nie miałyby innego tematu, co mogłoby wpłynąć negatywnie na drugi konkurs mistrzostw świata. W niedzielę wieczorem Adam Małysz znowu jednak usłyszał od Horngachera, że ten swoją przyszłość zdradzi po mistrzostwach, a w najbliższym tygodniu "da z siebie 200 procent, żeby zmotywować skoczków" – o czym pisał Łukasz Jachimiak.

PZN analizuje sytuację na rynku trenerskim

Polski Związek Narciarski analizuje jednak sytuację na rynku trenerskim i przygotowuje scenariusze awaryjne. Trzeba jednak przyznać, że w tym momencie trudno o dobrego i wolnego szkoleniowca. Doskonale wiadomo, że z pracą żegna się Werner Schuster, który jest zmęczony ponad dekadą pracy jako pierwszy trener i chętnie wróci do legendarnego gimnazjum w Stams. Tuż po zawodach w Innsbrucku można było zobaczyć, jak Adam Małysz i trener Niemców ucięli sobie krótką pogawędkę w kolejce na górę Bergisel, a potem w drodze do domków skoczków.

Zdjęcie mogłoby rodzić plotki, gdyby nie jasna deklaracja Schustera, że ten po prostu nie chce być już trenerem reprezentacji narodowej, bo czuje się zmęczony i wypalony. Długi kontrakt z reprezentacją Norwegii ma także Aleksander Stoeckl i nawet mimo pierwszego od dwóch lat słabszego sezonu nie zanosi się na to, by Austriak odszedł z reprezentacji Norwegii.

Szansą jest wyciągnięcie jakiegoś trenera z zaplecza, jak miało to miejsce w przypadku Horngachera trzy lata temu. Problem jest jednak taki, że praca z reprezentacją Polski wiąże się z dużą odpowiedzialnością, odpornością na stres i naciski, a większość dostępnych trenerów po prostu nie ma odpowiedniego doświadczenia. - Jak popatrzymy jacy trenerzy są dostępni, to jest ciężko. Musielibyśmy sięgnąć do jakiejś kadry B. Nie jest to łatwa sytuacja. Ale ja cały czas wierzę, że Stefan zostanie, że nawet taki konkurs drużynowy jest dla niego lekką porażką, za którą będzie chciał się zrewanżować – mówił Małysz po zawodach.

Jakby miał zostać, to już by ogłosił?

Tak długie zwlekanie z odpowiedzią może sugerować, że Horngacher decyzję już podjął i jest ona raczej negatywna dla Polskiego Związku Narciarskiego. Horngacher od wielu miesięcy ma na stole dwie umowy, jedną z Polski, drugą z Niemiec. W Polsce może liczyć na zarobki na podobnym poziomie co w Niemczech, dodatkowo przez trzy lata pracy przekonał się, że PZN spełnia większość jego zachcianek związanych z innowacjami - a te nie są tanie. Nasza kadra dysponuje też specjalnym budżetem od jednego ze sponsorów, którym sztab może zarządzać w dowolny sposób. W Niemczech może liczyć jednak na olbrzymią grupę młodych, zdolnych skoczków, a pierwsza drużyna jest bardziej perspektywiczna niż w Polsce. Ponowne wejście w niemiecki system szkolenia zapewnia mu również kilka lat spokojnej pracy na stanowisku pierwszego szkoleniowca, a potem Horngacher może przejść do struktur związku i de facto miałby dobrze płatną pracę aż do emerytury.

Niemcy znakomicie rozegrali sprawę

Tuż przed trzema konkursami lotów w niemieckim Oberstdorfie Werner Schuster ogłosił, że po sezonie kończy przygodę z reprezentacją Niemiec. Od razu wywołało to lawinę komentarzy związaną z ewentualnym przejściem Stefana Horngachera do Niemiec. Zarówno polskie, jak i niemieckie media wręcz eksplodowały, a na pytanie związane z austriackim trenerem musieli odpowiadać wszyscy. Także polscy skoczkowie, których te pytania denerwowały. Chociaż początkowo komunikat Wernera Schustera uderzył w niemieckich skoczków, bo ci zaliczyli bardzo słaby weekend lotów w Oberstdorfie, to potem w drużynie szybko wróciła koncentracja i skupienie na celu, którym były mistrzostwa świata. Z kolei niepewność coraz bardziej trawi Polaków, którzy nie wiedzą, jaka będzie przyszłość całej kadry.   

Możemy mieć tylko nadzieję, że skocznia w Seefeld będzie bardziej pasować Polakom niż Bergisel, na której nie szło zarówno w styczniu, jak i na mistrzostwach świata. Dobre skoki Polaków od środowych sesji możemy policzyć na palcach jednej ręki, a trzy dni słabych skoków z rzędu, to seria jaka po prostu nie zdarzała się nam przez trzy ostatnie lata. Co więcej, w tym sezonie jeszcze nie zdarzyło się, by Polacy nie stanęli na podium przez dwa dni konkursowe z rzędu. Pierwsze treningi mężczyzn na skoczni w Seefeld już we wtorek o godzinie 12:30. Na ten dzień zaplanowano dwie serie skoków. W środę treningi rozpoczną się o godzinie 19:30. Na czwartek zaplanowano kwalifikacje, a na piątek konkurs.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.