Skoki narciarskie. Kamil Stoch o MŚ: Te konkursy nie będą różniły się od mistrzostw Polski

- W dalszym ciągu nie czuję, że jestem w najlepszej możliwej formie - mówi Kamil Stoch przed pierwszymi skokami na mistrzostwach świata w Seefeld. W środę od godziny 14 trzy serie treningowe w Innsbrucku. W sobotę konkurs indywidualny, w niedzielę drużynówka. - Mogę z całą świadomością i odpowiedzialnością powiedzieć, że mamy świetną drużynę. Jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą - przekonuje trzykrotny mistrz olimpijski i mistrz świata z 2013 roku. Relacje na żywo z treningów na Sport.pl.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Austria wita słońcem, początek mistrzostw chyba bardzo fajny?

Kamil Stoch: Jesteśmy tutaj już któryś raz i wszystkie te miejsca są mi dobrze znane. Wrażenia jak najbardziej pozytywne, pogoda jest piękna. Mam nadzieję, że nie będzie aż za ciepło i nie utrudni to rozegrania zawodów.

To jest takie miejsce, w którym chyba da się trochę odpocząć? Choćby po tym, co się działo w Lahti, gdzie mieszkaliście w fatalnych warunkach i jedliście w szpitalnej stołówce?

- Przejedź dookoła kamerą i powiedz mi czy tak jest naprawdę. [rozmawialiśmy podczas spotkania skoczków z dziennikarzami]. Bardzo odpoczywam psychicznie, ha, ha!

Nie martw się, z każdym dniem będzie tylko lepiej.

- Ha, ha, trzymam za słowo.

Jesteś doświadczony, dla Ciebie to nic nowego, taką kołomyję masz od kilku lat.

- Wydaje mi się, że rzeczywiście doświadczenie odgrywa dużą rolę. Jak sobie tu jechałem i liczyłem w głowie, które to są moje mistrzostwa świata, to policzyłem, że już ósme. Kawał czasu. Nie czuję się aż tak staro! Budząc się rano czuję, że jestem w dobrej dyspozycji, że w dalszym ciągu mam na karku 18 lat. Jestem wciąż pełen energii, wigoru, chęci, by skakać najlepiej jak potrafię.

Czyli dla kogoś kto wygrał już tyle, kolejne mistrzostwa świata to kolejna przyjemność?

- No pewnie, przyjechałem tutaj na wakacje. Rządowe. Fajnie jest posiedzieć sobie za darmo. Oczywiście żartuję. Z jednej strony można sobie myśleć: „które to już z rzędu zawody takie same, wszystko znam”. Ale tak naprawdę zawsze może być coś, co mnie zaskoczy. I w dalszym ciągu się denerwuję. Na przykład teraz, siedząc z wami i rozmawiając. To nie jest tak, że wszystko mi spowszedniało. I bardzo dobrze, że tak nie jest. W dalszym ciągu mi zależy, w dalszym ciągu chcę być jak najlepszy i też jak najlepiej opowiadać o tym, co się dzieje. Nie zawsze jest to łatwe, są różne dni. Są dni, kiedy jest dużo emocji. I pozytywnych, i negatywnych. Człowiek musi sobie z tym poradzić, lepiej lub gorzej.

Chcąc zminimalizować to, co może Cię zaskoczyć zamierzasz skakać we wszystkich seriach treningowych czy jednak będziecie rozkładać siły?

- Nie chcę się wypowiadać za trenera, to pytanie powinno być skierowane do sztabu szkoleniowego. Ja jestem tylko prostym zawodnikiem od wykonywania poleceń. Ale wydaje mi się, że nie ma sensu zbytnio szarżować. Skoków mamy wystarczającą ilość, skocznię znamy bardzo dobrze, nawet niedawno na niej skakaliśmy [w trakcie Turnieju Czterech Skoczni]. Bardziej trzeba szukać świeżości, czystej głowy, a przede wszystkim chęci, radości skakania.

W środę na pierwszych treningach się pojawicie?

- Raczej tak. Mam nadzieję, że się pojawimy.

Czyli jest głód skakania, mimo że sezon już za połową?

- Oczywiście. Nie ma znaczenia czy jest koniec sezonu, czy początek. Lubię robić to, co robię, skakanie na nartach sprawia mi dużo radości. Nie mówię tak, bo tego bym chciał, tylko tak po prostu jest. Im lepiej to robię, tym większą mam frajdę i staram się, żeby nic mi nie przysłoniło powodów, dla których zacząłem to robić.

Kiedy wygrałeś loty w Oberstdorfie, to wielu ludzi zauważyło, że cieszysz się, jakbyś wygrał pierwszy konkurs Pucharu Świata w karierze, a nie 32. Jak to w sobie utrzymać? Albo dlaczego ta radość była tak wielka?

- Każdy człowiek jest inny, kieruje się innymi wartościami, inaczej podchodzi do pewnych kwestii, a ja chcę skakać, bo to lubię i jeżeli wygrywam zawody, to oznacza, że tego dnia zrobiłem wszystko co mogłem, najlepiej jak mogłem, dzięki czemu wygrywam nagrodę. Ta nagroda jest zwieńczeniem ogromu wysiłku, serca, wyrzeczeń, które muszę poświęcić by być tu, gdzie jestem.

Cztery lata temu w Falun mistrzostwa nie były dla Ciebie udane, mimo że zdobyłeś medal w drużynie. Wtedy słysząc, że w sumie już nic nie musisz, bo masz i dwa złote medale olimpijskie, i złoto MŚ z 2013 roku, i Puchar Świata, odpowiedziałeś: „Nie, nie, ja dopiero zacząłem, ja za długo pracowałem, żebym miał teraz cokolwiek odpuścić”. Dzisiaj też powiesz, że dopiero zacząłeś?

- To jak najbardziej aktualne. I wiąże się z tym, co mówiłem wcześniej – mam świadomość, ile muszę poświęcić, aby być na bardzo wysokim poziomie. Z każdym rokiem jest coraz trudniej, bo nie da się ukryć, że lata lecą, a też poziom z roku na rok niesamowicie się podnosi. Zmienia się ta dyscyplina, zmienia się sprzęt, zmieniają się profile skoczni i trzeba się do tego wszystkiego dostosowywać, a przy tym jeszcze się rozwijać. Dlatego każdy sukces cieszy, nawet najdrobniejszy. Czasami sukcesem nie musi być wygrana, bo nie zawsze porażka oznacza przegraną i nie zawsze wygrana oznacza zwycięstwo. Kiedy mam świadomość, że skoki były najlepsze, jakie mogły być, kiedy ja sam nie mam się do czego przyczepić, to wtedy każdy wynik daje mi dużo radości.

A czy miewasz momenty zwątpienia? Pytam, bo aż do zwycięstwa w Oberstdorfie miałeś dobrą zimę, byłeś drugi w klasyfikacji Pucharu Świata, byłeś wiele razy na podium, ciągle w czołówce konkursów, ale zwycięstwo nie przychodziło. Były myśli, że może nie przyjdzie, że może to będzie taka zima, kiedy będzie trzeba cały czas pracować na wygraną, a ona się nie pojawi?

- Wiedziałem - i to powtarzałem w wywiadach - że czuję, że jestem na dobrym poziomie, ale czegoś mi jeszcze brakuje, żeby ruszyć o ten krok do przodu. I tak naprawdę w dalszym ciągu to czuję. Nie czuję, że jestem w najlepszej możliwej formie. Nie chcę zapowiadać, że to się już wydarzy, bo może się okazać, że będę pracował do końca sezonu, a cały czas coś będzie umykać. Dlatego lepiej skupić się na tym, żeby wykonywać najlepiej jak potrafię wszystko, co mam zadane. I cieszyć się, że mogę to robić na dobrym poziomie, że nawet jeśli czuję, że mogę coś zrobić lepiej, to i tak jestem bardzo wysoko. I chyba tyle. Trzeba myśleć o tym, a nie o wygrywaniu.

A gdy w Lahti wygrałeś z przewagą aż 17,2 pkt nad drugim Ryoyu Kobayashim, to wtedy też nie był to taki dzień, kiedy Twoja forma była stuprocentowa?

- Nie do końca.

Czyli jakieś drobne błędy były?

- Owszem, zawsze można się do czegoś przyczepić, ale wtedy czułem, że zrobiłem wszystko, co mogłem. To były najlepsze skoki, jakie tamtego dnia i na tamtym obiekcie mogłem oddać.

Czyli gdybyśmy chcieli Ci życzyć takich występów i takich dni tutaj na mistrzostwach świata, toby wystarczyło, czy chciałbyś jeszcze czegoś więcej?

- To podziękuję bardzo.

Czyli forma jest, skocznię Bergisel lubisz, co chyba też ma znaczenie?

- Pewnie. Zdecydowanie lepiej skakać na skoczni, którą się lubi niż na takiej, na której sobie w przeszłości nie radziłem. Jestem dobrej myśli. Cieszę się, że tu jestem. Cieszę się, że biorę udział w takiej imprezie w takiej pozycji, którą sobie wypracowałem. Wydaje mi się, że nie mam powodów do obaw, a wręcz przeciwnie – mam powody do dumy i radości.

Ale mówisz, że martwisz się tym, jak będzie przygotowany zeskok Bergisel, z którym zawsze są problemy. To dziwne, że na mistrzostwach świata trzeba się martwić czymś takim albo brakiem oświetlenia na skoczni.

- Ech. Pozostawię to bez komentarza.

A mimo wszystko to miejsce lubisz.

- Tak. Takie życie.

Skocznia w Seefeld to dla Was duża zagadka?

- Bywały tam Puchary Kontynentalne, bywały Puchary Świata w kombinacji norweskiej, skocznia jest też otwarta do treningów. Ale kiedy jest się w dobrej dyspozycji, kiedy skaczemy z weekendu na weekend, to nie ma znaczenia czy skocznia jest nowa, totalnie nieznana. Wystarczy jeden skok, żeby sobie wyczuć rozbieg, przejście pomiędzy rozbiegiem a progiem, i sam zeskok.

A skoczek może cokolwiek wyczytać z tabelek opisujących parametry skoczni i z tego, co mówią koledzy?

- Może, jak najbardziej. Ale ja zawsze byłem kiepski z matematyki, ha, ha. Ogólnie z przedmiotów ścisłych. Dlatego, niestety, muszę pozostawić wszystko swoim odczuciom i swojemu doświadczeniu.

Skocznia w Seefeld jest położona na wysokości 1200 m nad poziomem morza, a zwykle skaczecie poniżej 1000 m. Czuje się , że jest tu  inne powietrze?

- Ja się wychowałem na mniej więcej takiej wysokości, więc nie ma problemu.

W Seefeld będzie jeden konkurs, w Bischofshofen dwa. Ten drugi to drużynówka, a wy skaczecie tak, że chyba możemy myśleć o szansach na to, że po złocie w Lahti w 2017 roku wygracie i tu?

- Nie mogę sobie pozwolić na przeczucia i przewidywania. Muszę wyjść na skocznię i oddać dwa dobre skoki w konkursie. Natomiast mogę z całą świadomością i odpowiedzialnością powiedzieć, że mamy świetną drużynę. Jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą w tym momencie. Każdy z nas jest na takim poziomie, który pozwala mu czuć się pewnie. I nie mieć żadnych obaw, bo jeżeli każdy z nas wykona to, co potrafi, to będziemy mogli się wspólnie cieszyć.

Jeden z Was przeżywa w tym sezonie męczarnie. Da się coś doradzić Maciejowi Kotowi?

- Nie doradzę mu wiele, bo od tego jest cały sztab, a ja się muszę skupić na sobie. Mogę tylko powiedzieć, że wierzę, że upora się z problemem, jeśli ten problem rzeczywiście jest, i wróci do dobrego skakania.

Powtarzacie, że mistrzowskie imprezy są takimi samymi zawodami jak konkursy Pucharu Świata, ale czy w Tobie mistrzostwa nie wyzwalają dodatkowej energii?

- Z pozytywną energią staram się jeździć wszędzie, na każde zawody. Z mojego punktu widzenia konkursy tu niczym się nie będą różniły nawet od mistrzostw Polski. Wiadomo że różnią się tym, że w jednym miejscu mieszkamy trochę dłużej i jest trochę więcej rozgrywanych zawodów w tym miejscu. Ale moja praca niczym się nie różni od tego, co robię zwykle.

Na pewno nie jest tak, że w Tobie się wyzwala coś ekstra? Nawet kiedy jeszcze nie byłeś skoczkiem powiedzmy Top 10 Pucharu Świata, to na mistrzostwach potrafiłeś się zakręcić koło medalu.

- No może podświadomie tak jest, ale świadomie staram się robić wszystko normalnie.

Jeszcze raz na koniec o warunkach, jakie macie tu zapewnione – są zupełnie inne niż w Lahti? Kibice nie muszą się martwić?

- Mamy bardzo dobre zakwaterowanie, za co dziękuję sztabowi szkoleniowemu. Pokoje są przestronne, co jest dla nas bardzo ważne. Jest bardzo dobre wyżywienie i całe zaplecze w postaci miejsca do treningu, miejsca do wypoczynku. Jest tak, jak powinno być.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.