Skoki narciarskie. Kamil Stoch tęsknił za Lahti. Ulubione miejsce Polaków?

- Smutno mi, że ten weekend już się kończy. Będę musiał poczekać do przyszłego roku, żeby znów poskakać w Lahti - mówił Kamil Stoch przed rokiem. Wówczas w Lahti trzykrotny mistrz olimpijski odniósł bodaj najbardziej spektakularny triumf w karierze. - Dobrze być w miejscu, które lubimy - zauważa Adam Małysz, dyrektor ds. skoków i kombinacji w Polskim Związku Narciarskim. Kwalifikacje w piątek o godz. 18.00, transmisja w Eurosporcie, relacja na Sport.pl.
Zobacz wideo

W piątek dwie serie treningowe od godziny 16.00, a od 18.00 kwalifikacje do konkursu indywidualnego. W sobotę o 16.30 zawody drużynowe, w niedzielę o 16.15 – indywidualne. Taki jest plan na weekend Pucharu Świata w skokach w Lahti. Ale jak zawsze w Finlandii trzeba się zastanawiać, ile z tego planu pozwoli zrealizować pogoda. Niestety, prognozy nie są dobre

Jeśli wiatr będzie bardzo przeszkadzał, skoki mogą zostać przeniesione z obiektu dużego (HS 130) na normalny (HS 100). Na szczęście dla nas, nie wygląda na to, żeby rozmiar skoczni miał znaczenie dla polskich skoczków. Przecież przed tygodniem błyszczeli na mamucie w Oberstdorfie, a zazwyczaj największe obiekty nie były ich ulubionymi.

Stoch latał jak Małysz

W niedzielę w Oberstdorfie swoje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata w trwającym sezonie odniósł Stoch. W sumie ma ich w dorobku już 32. Dwa świętował w Lahti – pierwsze tuż po igrzyskach olimpijskich w Soczi w 2014 roku, drugie zaraz po ubiegłorocznych igrzyskach w Pjongczangu.

Po zdobyciu olimpijskiego złota na dużej skoczni w Korei Stoch osiągnął najlepszą dyspozycję w życiu. W końcówce poprzedniej zimy wygrywał niemal wszystko. A w Lahti zdeklasował rywali jak nigdy wcześniej. Drugi w konkursie Markus Eisenbichler stracił wówczas do naszego zwycięzcy aż 28,2 pkt. Z takimi przewagami wygrywa się bardzo rzadko. Aż takich nie osiągał nawet Ryoyu Kobayashi, który wygrał 10 z 19 indywidualnych startów tego sezonu.

Efektowna wygrana Stocha sprzed roku przypomniała najwspanialsze chwile z kariery Małysza. Czterokrotny mistrz świata i czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli w Lahti odniósł trzy ze swych 39 pucharowych triumfów. A na podium wskoczył sześć razy. Częściej (aż 12-krotnie) w Lahti stawał na nim tylko Matti Nykaenen.

Odczucia ważniejsze od statystyk

Trzy zwycięstwa Małysza i dwa Stocha, sześć podiów Małysza, trzy podia Stocha i cztery podia drużyny – to już świetne statystyki polskich startów w Lahti, a po weekendzie mogą być jeszcze lepsze. Po popisach w Oberstdorfie Polska musi być faworytem planowanej na sobotę „drużynówki”. A poza Stochem o podium w niedzielnym konkursie indywidualnym na pewno mogą walczyć Dawid Kubacki (ostatnio drugi i trzeci w Oberstdorfie) oraz Piotr Żyła (cztery konkursy PŚ z rzędu skończył na czwartym miejscu).

- Jak zawodnik jest w formie, to do końca nie zwraca uwagi na skocznię i na to, jakie ma na niej statystyki. Ale nawet jak fizycznie nie robi ci różnicy czy jakąś skocznię lubisz, bo tak się przygotowałeś, że skoczysz swoje na każdej, to jest jeszcze psychika. Dobrze mieć poczucie, że jesteśmy w miejscu, które lubimy – tłumaczy Małysz.

Kolejne pokolenia lecą po sukcesy

Lahti lubi cała nasza kadra. Skaczący w niej dziś zawodnicy wychowywali się na medalach, które na MŚ w 2001 w Lahti zdobył Małysz (srebro na dużej i złoto na normalnej Salpausselce). Żyła, który w Pucharze Świata na podium w Lahti nie stał, był na nim dekorowany po dwóch konkursach mistrzostw świata. Dwa lata temu przed złotem w drużynie wiślanin na dużej skoczni sprawił niespodziankę, zdobywając brąz.

W „drużynówce” zakończonej pierwszym dla Polski zwycięstwem na imprezie mistrzowskiej świetnie spisali się Kubacki i Kot. Ten drugi złoto wyskakał sobie 10 lat po debiucie w Pucharze

Świata, który nastąpił właśnie w Lahti i właśnie w „drużynówce”. Kota do Lahti uparł się zabrać Hannu Lepistoe, który w 2007 roku prowadził naszą kadrę. Chłopak mający dopiero 15 lat i dziewięć miesięcy nie miał wtedy doświadczenia nawet z Pucharu Kontynentalnego, ale miał zaufanie wielkiego trenera. Dzięki temu wielki świat skoków poznawał u boku mistrza Małysza. - Oczywiście wtedy był dla mnie panem Adamem, idolem z dzieciństwa, którego oglądałem praktycznie tylko w telewizorze. Od razu powiedział, że żaden z niego pan, że jesteśmy kolegami z kadry i tak mnie traktował – wspomina Kot.

Czy Kot doskoczy do Wolnego?

Teraz zwycięzca dwóch konkursów PŚ ma zaufanie innego świetnego szkoleniowca. Stefan Horngacher cały czas liczy na to, że pogubiony Kot (ma tylko 24 punkty i jest dopiero 45. w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata) się odnajdzie i mocno powalczy o miejsce w naszej czwórce na konkurs drużynowy MŚ w Seefeld. Walczyć Kot musi z Jakubem Wolnym. On pięć dni temu uzyskał najlepszy wynik w karierze, zajmując w Oberstdorfie szóste miejsce (w sumie ma 159 pkt i zajmuje 24. pozycję w „generalce” PŚ). Kot szukał wówczas formy, trenując w Polsce z asystentem Horngachera, Zbigniewem Klimowem.

Czy już w Lahti pokaże, że ją odnalazł? Czy cała drużyna potwierdzi, że im bliżej mistrzostw świata, tym jest mocniejsza?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.