Mika Kojonkoski chciał, by Polacy budowali potęgę chińskich skoków. Na razie nic z tego nie będzie

W ubiegłym roku Chińczycy wyselekcjonowali 20 tysięcy nastolatków mających predyspozycje do skoków. Słynny Mika Kojonkoski wybrał z tej grupy ponad setkę najlepszych. Fin chce, by dziesiątkę do igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2022 szkolili Polacy i dzwonił w tej sprawie do Apoloniusza Tajnera. Czy Szczyrk stanie się bazą być może przyszłych mistrzów z Azji?
Zobacz wideo

O ewentualnej skokowej współpracy polsko-chińskiej nadzorowanej przez legendarnego trenera z Finlandii pisaliśmy na Sport.pl w listopadzie.
Kojonkoski jest szefem ambitnego projektu. Kiedy w Wiśle startował Puchar Świata, pierwsza grupa z Chin uczyła się podstaw skoków w Finlandii. Nastolatkowie marzący o starcie na igrzyskach w Pekinie w 2022 roku dopiero wtedy pierwszy raz w życiu znaleźli się na skoczni. Na początek oswajali się z maleńkim obiektem o punkcie konstrukcyjnym usytuowanym na czwartym metrze.

Kojonkoskiemu zależy, by młodzi Chińczycy zetknęli się z jak największą liczbą „szkół” skoków. – Oni już są rozrzuceni po Europie, tych zawodników jest tu w sumie 150 czy nawet 160 – mówił nam Adam Małysz. – Stworzyli kilka grup, mają się w różnych krajach przygotowywać do igrzysk w Pekinie – opowiadał dyrektor Polskiego Związku Narciarskiego ds. skoków i kombinacji norweskiej.

Zaczęło się na korytarzu w Zurychu

Pomysł stworzenia grupy w Polsce Kojonkoski przedstawił Tajnerowi w październiku ubiegłego roku w Zurychu. Fin zaczepił prezesa Polskiego Związku Narciarskiego na korytarzu budynku w którym odbywał się kongres Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). PZN uznał ideę za ciekawą. - Piszemy się na ten projekt – mówił nam w listopadzie Jan Winkiel, sekretarz generalny federacji.
Teraz Winkiel opowiada, że Kojonkoski dzwonił do Tajnera. - To był telefon-przypominajka. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Pamiętasz mój pomysł?
- Tak.
- No to teraz masz kilka szczegółów – relacjonuje sekretarz.

Pomysł Kojonkoskiego zakłada, że do Polski przyjedzie dziesięcioro chińskich nastolatków. Wszyscy będą przeszkoleni, ale tylko bardzo wstępnie. - Musielibyśmy się nimi zająć w 200 procentach. Trzeba by było z nimi zrobić całą fizjologię, diagnostykę, badania. Do zrobienia byłaby taka praca, jak przy naszej jednej kadrze – mówi Winkiel.

Jest problem nie do przeskoczenia

Problemem nie do przeskoczenia okazuje się być deficyt polskich trenerów. - Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby przekazać do chińskiej grupy trzech trenerów, a tylu grupa by potrzebowała. Mieliśmy wrażenie, że w tej współpracy będziemy działać bardziej korepetycyjnie, że oni przyjadą z kimś, kto będzie grupą zarządzał, prowadził całość i potrzebne będzie wsparcie, a nie pełne poświęcenie dla nich trzech ludzi. Nam brakuje trenerów do zabezpieczenia kadr związkowych czy okręgowych – mówi Winkiel.

Pieniądze za małe. I pieniądze to za mało

Oczywiście chińska federacja za szkolenie swoich zawodników chce zapłacić, ale pieniądze ani nie są wielkie, ani najważniejsze. - Musimy się skupić przede wszystkim na rozwoju naszego sportu, najważniejsze są nasze kadry. A proponowane środki nie są na tyle duże, by sprawiły, że moglibyśmy ściągnąć zagranicznego trenera i zastąpić nim któregoś z polskich trenerów – wyjaśnia Winkiel.

Kwoty proponowanej przez Chińczyków nie znamy, ale PZN zapewnia, że za oferowane pieniądze nie chcieliby pracować trenerzy mający zatrudnienie w naszych kadrach. - Trenerzy okręgowi raczej też by się nie zgodzili, woleliby zachować posady, które teraz mają – mówi Winkiel. - Trenerzy klubowi zarobiliby więcej, ale takich specjalistów zostało nam tylko kilku i to są raczej szkoleniowcy starszej daty, którzy wolą inną formę treningu niż ta, na jakiej zależy Chińczykom. Wspomnieli trenerzy skupiają się na skoczni, na trenowaniu na niej, a nie na kompleksowym podejściu – tłumaczy sekretarz PZN-u.

Małysz miał rację

Okazuje się, że od początku sytuację dobrze oceniał Małysz. - Nie wiem nawet o jakich pieniądzach byłaby mowa, ale szczerze powiem, że mamy za mało trenerów, żeby jeszcze kogoś Chińczykom oddawać – mówił nam w listopadzie. - Tak, Adam dobrze to ocenił. – przyznaje Winkiel.

- Z jednym z trenerów rozmawiałem, gdy już poznaliśmy szczegóły i powiedział, że nie poświęciłby się temu projektowi w całości, bo ma swoje obowiązki, swoją pracę, swoją rodzinę i swoje miejsce na ziemi. Byłby chętny, gdyby można było działać na zasadzie współpracy – opowiada Winkiel.

Nazwiska trenera sekretarz nie podaje, mówi tylko, że to człowiek ze Szczyrku. Jarosław Konior, dyrektor Szkoły Mistrzostwa Sportowego ze Szczyrku, uważa, że najlepszym szkoleniowcem dla Chińczyków byłby Sławomir Hankus. Winkiel mówi, że to nie jego wypowiedź zacytował, ale z krótkiej rozmowy Sport.pl z drugim trenerem kadry kobiet wynika, że nie palił się on do ewentualnej pracy z młodzieżą z Azji. - Czy chciałbym? Nie wiem, nie zastanawiałem się. Dla mnie ten temat jest rozdmuchany – mówi Hankus.

- Niestety, z dużej chmury spadł mały deszcz – potwierdza Winkiel.

Projekt nie przejdzie

Oficjalnie jeszcze Kojonkoskiemu nie odmówiliśmy. Ale też oficjalnej propozycji nie dostaliśmy. Były tylko rozmowy, a po drugiej z nich prezes Tajner uznał, że działać nie warto. - Prezes nie pcha dalej tematu, bo wie, jak to wygląda, wie, że nie mamy takich możliwości. Zdzwonił się też z Adamem i Adam uważa tak samo jak prezes. Ten projekt u nas nie przejdzie – podsumowuje Winkiel.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.