Skoki narciarskie. "Dawid Kubacki rozniósł towarzystwo. Jest królem cierpliwości i pracowitości"

- Pamiętam jak Łukasz Kruczek zawsze powtarzał, że 15. lokaty w konkursach to jest max tego co może Dawid zrobić. Okazało się, że wcale nie, że Dawid Kubacki to jest skoczek na wygrywanie. Zwycięstwo z Predazzo na pewno nie będzie jego ostatnim. Myślę, że już następny konkurs w Zakopanem padnie łupem Dawida - mówi Maciej Maciusiak, były trener Dawida Kubackiego. W niedzielę Kubacki wygrał zawody Pucharu Świata w Predazzo. Drugi był Stefan Kraft, a trzecie miejsce zajął Kamil Stoch.
Zobacz wideo

 

Łukasz Jachimiak: Dawid Kubacki w pięknym stylu wygrał swój pierwszy w karierze konkurs w Pucharze Świata. Dla Pana to pewnie ważne zwycięstwo?

Maciej Maciusiak: Bardzo ważne. Jest mi bardzo miło, że Dawid wreszcie jest na szczycie. Wchodził na niego bardzo długo, bardzo wytrwale. Zasłużył na taki czas jak mało kto. Teraz nareszcie możemy powiedzieć, że Dawid Kubacki jest najlepszy. Przecież on w Predazzo rozniósł całe towarzystwo [drugi Stefan Kraft stracił do naszego zwycięzcy aż 13,9 pkt].

Czego spodziewa się Pan po Dawidzie w kolejnych konkursach?

- Jeśli ktoś oceni, że to było zwycięstwo przypadkowe, to pokaże, że się na skokach zupełnie nie zna. Przez lata na Dawida spadało mnóstwo hejtu, a on nie przestał w siebie wierzyć i pracować. Wypracował taką formę, która dała mu kilka podiów z rzędu i wreszcie zwycięstwo. Jest na fali wznoszącej, wygrana z Predazzo na pewno nie będzie jego ostatnią. Myślę, że już następny konkurs w Zakopanem padnie łupem Dawida.

Kubacki debiutował w Pucharze Świata 10 lat temu, a dopiero przed rokiem zaczął wskakiwać na podium. U Stefana Horngachera się rozwinął, a wcześniej u Pana wstał z kolan. Kiedy został zdegradowany do kadry B to nie przestał w siebie wierzyć nawet na moment?

- Nie powiem, że od razu po rozpoczęciu pracy ze mną myślał o wygrywaniu w Pucharze Świata. Ale od pierwszego dnia wszystko robił na sto procent. On wtedy nie był jeszcze przygotowany na wygrywanie. Skoki letnie pokazywały, że ma wielki potencjał. Potrafił wygrywać, nawet dominować. Ale po przejściu na tory lodowe tracił czucie, spisywał się znacznie gorzej. Wtedy jego wiara w siebie była decydująca. I wiara w pracę. Dawid jest bardzo silny mentalnie i bardzo pracowity. Teraz jest chwila pięknych wzruszeń, ale w głowie Dawida na pewno wciąż jest spokój. Za chwilę będzie Zakopane, później przyjdą mistrzostwa świata. Są wielkie cele na ten sezon, a forma jest taka, że można je zrealizować.

Czyli mówi Pan, że Kubacki to nie król lata, tylko król cierpliwości i pracowitości?

- Trzy sezony przeskakał w Pucharze Świata bez punktu. Coś takiego może zniechęcić. Wiadomo, że była złość, ale przetrwanie tak trudnego czasu pokazuje wielki charakter sportowca. Do mnie też trafił w ciężkim momencie. Miał nieudany sezon, został zdegradowany, a nie załamał się. Bardzo szybko pokazał mi, że jest wielkim zawodnikiem. Nie przesadzam. Mało kto wierzył, że on będzie w stanie zupełnie zmienić technikę. Pamiętam jak Łukasz Kruczek [prowadził wówczas kadrę A] zawsze powtarzał, że 15. lokaty w konkursach to jest max tego co może Dawid zrobić. Okazało się, że wcale nie, że Dawid Kubacki to jest skoczek na wygrywanie.

To Pan sprawił, że Kubacki przestał skakać w górę. Bez zmiany paraboli jego lotu rzeczywiście nie wybiłby się ponad przeciętność?

- Prawa fizyki. W skokach każdy z boku powie, że tak i tak to wygląda, ale najtrudniejsze jest takie pozmienianie wszystkiego, żeby dobrze działało. Każdy umie zobaczyć w telewizorze, że coś źle wygląda, ale nie każdy umie pozmieniać przyzwyczajenia. To jest żmudna, frustrująca praca. Ale Dawid to zrobił i ma efekty.

W Predazzo wygrał po raz pierwszy w karierze, a już sześć lat temu w tym Predazzo po świetnych skokach na skoczni normalnej wyrastał na czarnego konia konkursu mistrzostw świata na tamtym obiekcie. Za miesiąc na MŚ w Seefeld Dawid będzie mocniejszy na mniejszej skoczni czy już teraz będzie mocny nawet na mamutach?

- Wszystkie konkursy Pucharu Świata są rozgrywane na dużych skoczniach, a Dawid radzi sobie świetnie. Na pewno jeszcze lepiej dla niego, gdy wiatr wieje z tyłu, ale widać, że i na przednich wiatrach już umie latać. Jak się jest w formie, to skocznia i warunki nie grają większej roli. Dawid jest w sztosie, jemu na pewno nie robi różnicy gdzie skacze.

I jest Pan przekonany, że walczyłby o zwycięstwo nawet gdyby za chwilę były loty narciarskie?

- Oczywiście, że tak. Pamiętam mistrzostwa świata w lotach z sezonu, który razem przepracowaliśmy. W 2016 roku na Kulm Dawid był 15., mimo że wtedy jeszcze na lotach faktycznie nie czuł się najlepiej. A jednak był najlepszy z Polaków. Już wtedy pokazał, że umie latać. A teraz jest w takim gazie, w jakim nie był nigdy. To jest i dalej będzie sezon Dawida.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.