Turniej Czterech Skoczni. Ryoyu Kobayashi przeszedł do historii. Wygrał z naturą, bo rywale nie potrafili wykorzystać szansy

Ryoyu Kobayashi wygrał 67. Turniej Czterech Skoczni. Japończyk wygrał też wszystkie cztery konkursy, mimo że po pierwszej serii był dopiero czwarty. Skoczek wygrał nie tylko z presją, ale także ze śniegiem zasypującym tory najazdowe w pierwszej serii. W drugiej rundzie nie dał jednak żadnych szans, bo jego rywale nie są w stanie oddawać dwóch równych i dalekich skoków. Już za tydzień szansa na kolejny rekord w Pucharze Świata.
Zobacz wideo

W XXI wieku największą różnice między pierwszym a drugim skoczkiem Turnieju osiągnął Adam Małysz (104,4 pkt), drugi jest Kamil Stoch (69,6 pkt), a Ryoyu Kobayashi wskoczył właśnie na trzecie miejsce, bo jego przewagę nad drugim Markusem Eisenbichlerem wyniosła aż 62,1 pkt. Po raz kolejny okazało się, że cała czołówka w tym sezonie Pucharu Świata jest bardzo rozchwiana i właściwie żadnego skoczka (poza Kobayashim) nie stać na oddanie dwóch równych skoków, czyli takich pozwalających na wygrywanie. Gdy wydawało się, że Markus Eisenbichler wytrzyma tempo, to w decydujących próbach po prostu zawodził. Tak samo było ze Stefanem Kraftem, który z rywalizacji odpadł już w Ga-Pa. W ścisłej czołówce próżno także szukać Kamila Stocha, Roberta Johanssona czy Andreasa Wellingera i Richarda Freitaga, którzy w poprzednim sezonie stanowili o sile skoków. Teraz jest jednak zupełnie inaczej.

Przeciwko naturze, bo rywale byli za słabi

Kobayashi dołączył także do niezwykle elitarnego grona zwycięzców czterech konkursów z rzędu w Turnieju Czterech Skoczni. Zrobił to mimo tego, że w pierwszej serii był dopiero czwarty, a przed pierwszym skokiem jury bardzo długo przytrzymało go na belce. Na skoczni trwała jednak zmieć śnieżna, która zasypywała tory najazdowe. Niestety, Borek Sedlak nie mógł wystartować Japończyka, bo wiatr wychodził poza przyjęty korytarz. O ile jego najwięksi rywale mieli wiatr w plecy, to przy Kobayashim wszystko nagle się zmieniło.

Od razu pojawiły się kontrowersyjne opinie, że było to działanie przeciwko 22-letniemu skoczkowi. Wydaje się jednak, że FIS postąpił słusznie i po prostu trzeba było przytrzymać go na schodach, by wszyscy skakali w równych warunkach wiatrowych. Dodatkowo starterzy umożliwili mu odpięcie nart (dzięki czemu rozprostował nogi), a tory najazdowe zostały przetarte przez przedskoczka. Gdyby jego nie było, to wtedy można by mówić o prawdziwym skandalu, a Kobayashi na pewno skoczyłby jeszcze bliżej.

Mimo to okazało się, że jego prędkość najazdowa była zdecydowanie niższa niż zwykle, Kobayashi był nawet wolniejszy od Kamila Stocha, który w tym turnieju tracił do Japończyka zwykle 0,8-1,2 km/h. To wszystko przełożyło się na dopiero czwarte miejsce i 135 metrów.

W finale Kobayashi nie pozostawił jednak żadnych złudzeń. Japończyk oddał fenomenalny lot na 137,5 metra. Docenili go także sędziowie, bo przyznali mu bardzo wysokie noty. Po chwili okazało się, że ani Stefan Kraft, ani Dawid Kubacki, a także Markus Eisenbichler nie byli w stanie oddać dwóch równych skoków. 

Kobayashi za tydzień może pobić rekord Pucharu Świata

Dla Japończyka jest to już ósme zwycięstwo w tym sezonie Pucharu Świata, a piąte z rzędu. 

Już za tydzień Kobayashi będzie mógł pobić także kolejny rekord w Pucharze Świata. Do tej pory najdłuższa passa wynosiła sześć zwycięstw z rzędu. Osiągali to Janne Ahonen, Matti Hautamaeki, Thomas Morgenstern i Gregor Schlierenzauer. W przyszły weekend czekają nas jednak dwa konkursy indywidualne w Val di Fiemme i Kobayashi jako pierwszy w historii może osiągnąć siedem zwycięstw z rzędu. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.