Kamil Stoch: Wiedziałem, że zrobiłem wszystko co mogłem, aczkolwiek to lądowanie będzie mnie kosztowało wiele punktów.
- No tak, ale można to było wylądować na 19,5. Niestety, nawet stąd [staliśmy około 50 metrów od miejsca, w którym lądował Stoch] widać, w co wpadłem. Nie wiem czy widzicie, ale zaraz za czerwoną linią [130. metra] od naszej strony jest mulda. Wpadłem centralnie w nią, podbiło mi obie narty, trudno było cokolwiek z tego zrobić. Później tak samo wpadł tam Ryoyu Kobayashi [w drugiej serii też skoczył 131 m].
- I tak, i nie. I tak było super. 131 metrów? Uważam, że to superwynik.
- Nie powiedziałbym, że miałem pecha. Generalnie zrobiłem wszystko, co mogłem, a na warunki nie mam wpływu. I na to, co się dzieje z rozbiegami też nie ma wpływu.
- Tak, on nie miał szczęścia, stać go na dużo więcej niż to, co osiągnął. A podnoszenie belki było totalnie bez sensu.
- Minus osiem punktów za same belki robi za dużą różnicę.
- Pewnie, że się da. Ale ja o tym nie myślę. Bo przecież można też stracić 15 punktów. Skupię się na swoich skokach, na dobrej zabawie, a przede wszystkim na stabilności.
- Lepiej. Zdecydowanie. To był najlepszy dzień na tym Turnieju. Uważam, że teraz zrobiłem najlepszą pracę i oddawałem najlepsze skoki.
- Tak.
- To dla mnie nowe doświadczenie. Miałem więcej luzu, bo inaczej się jedzie na samym końcu. A jeszcze między skokami miałem dużo więcej czasu dla siebie.
- Skacze wybitnie. Można tylko patrzeć i podziwiać.
- W takim przypadku na pewno mu pogratuluję.