Ryoyu Kobayashi odniósł swoje piąte zwycięstwo w tym sezonie Pucharu Świata. Japończyk został także pierwszym liderem 67. Turnieju Czterech Skoczni. Kobayashi jest w rewelacyjnej formie, ale w Oberstdorfie bardzo mało zabrakło do tego, by tym razem wygrał Markus Eisenbichler. Niemiec stracił do Japończyka zaledwie 0,4 punktu. – Kobayashiemu też zaczynają się małe wpadki. Każda taka długa seria liderowania musi się kiedyś skończyć. To jest więcej niż pewne. W sobotę też drugi skok Kobayashiego nie był idealny, jemu też będą zdarzały się wpadki. To nie jest wielka hegemonia jak kiedyś Małysz czy ostatnio Stoch – mówił Tadeusz Szostak, polski sędzia, który przyznawał noty w Oberstdorfie.
W Internecie pojawiło się jednak mnóstwo komentarzy dotyczących ocen, które za swoje skoki w pierwszej serii dostali Kobayashi i Eisenbichler. Obaj zaliczyli mocno niepewne lądowania, ale sędziowie przyznali im po 54 pkt (3x18 pkt). Wywołało to od razu lawinę komentarzy, zdaniem kibiców i ekspertów było to zdecydowanie za dużo.
Decyzji swojej i innych sędziów broni jednak Tadeusz Szostak - Kontrowersje są i zawsze będą wokół tych not. Trzeba jednak wiedzieć, że to jest nota składowa. Jest ocena za lot, za lądowanie i za odjazd. Ciężko komentować po konkursie, kiedy nie ogląda się wideo. Noty po 18 punktów w przypadku Kobayshiego nie są jednak zawyżone – tłumaczy Szostak.
Za fazę lądowania można odjąć maksymalnie pięć punktów, przy czym 2 punkty odejmuje się w przypadku lądowania bez telemarku. Kobayashi jednak wykonał telemark, dlatego można odejmować od bazy trzech punktów. - Do lotu nie da się przyczepić. Za lądowanie z telemarkiem musi być przynajmniej 1,5 punktu. Wiadomo, że lądowanie było za głębokie i zachwiane, więc można odjąć te 1,5 punktu i kolejne 0,5 punktu za odjazd. Także ja nie widzę tam błędów sędziowskich – dodaje Szostak, który będzie oceniał skoki także w Ga-Pa.
Sędziowie zawsze bronią się z takich decyzji, ale wydaje się jednak, że lądowania zarówno Kobayashiego, jak i Eisenbichlera w pierwszej serii zasługiwały co najwyżej na 17/17,5 punktów, a sędziowie powinni odejmować również za fazę odjazdu, bo był on najzwyczajniej w świecie nieładny. A za pozycję w odjeździe można odejmować od 0,5-do 3 pkt. Sędziowie odejmowali zaś zgodnie po 0,5 pkt, ale wydaje się, że powinno to być więcej minusowych punktów. Niestety, największym problemem jest to, że wieże sędziowskie umiejscowione są z reguły 70-100 metrów od strefy lądowania i arbitrzy często nawet nie widzą dokładnie odjazdu. Czas na przyznanie noty także jest bardzo mały, bo zwykle jest to około 5-6 sekund od momentu lądowania.
Warto jednak pamiętać, że tuż za tą dwójką był Stefan Kraft (stracił 1,8 pkt do Kobayashiego) i gdyby obaj skoczkowie dostali niższe noty, to pewnie Austriak cieszyłby się ze zwycięstwa w zawodach.
Na wzgórzu Schattenberg mocno kręcił wiatr, który lekko wpływał na rywalizację. O ile w pierwszej serii niemal cała „50” skakała z wiatrem w plecy, to przy Kobayashim wiatr się odwrócił i zawiewał lekko pod narty.
W drugiej serii Japończyk musiał zmagać się jednak z mocnym wiatr w plecy i gdyby liczyć wyniki tylko z drugiej serii to zająłby w niej 6. miejsce. - Borek Sedlak jest dobrym fachowcem i od czasu do czasu przytrzymywał, żeby warunki były równe. Nigdy nie da się jednak zrobić tego tak doskonale. Jury robiło jednak wszystko, żeby warunki były równe. Czasem jak mocno kręci to robi się nerwowo, ale w niedzielę nie było podniesionego ciśnienia – zauważa Szostak.
Polscy kibice są lekko zaniepokojeni faktem, że żaden biało-czerwony nie stanął na podium. Znakomity Ryoyu Kobayashi wygrał piąty konkurs w tym sezonie, ale tym razem obyło się przez wielkiej dominacji. Dzięki temu w klasyfikacji generalnej TCS Kubacki traci 12,5 pkt, Piotr Żyla 14., a Kamil Stoch 14,7 pkt. Można więc stwierdzić, że biało-czerwoni wypełnili plan minimum, bo sam Stefan Horngacher powiedział przez turniejem, że najważniejszą kwestią jest utrzymanie kontaktu z czołówką i wchodzenie na odpowiedni poziom. - Jak się kibiców przyzwyczai do ciągłych zwycięstwo, to potem nawet bardzo dobry wynik nazywamy niedosytem. Konkurs był na niezwykle wysokim poziomie. Każdy trenuje i chce wygrywać. Nie ma co drzeć szat, bo wyniki według mnie były bardzo dobre. Nasi chłopcy przyzwyczaili, że ciągle wygrywają, ale trzeba mieć świadomość, że czasem wygrają też inni – zauważa Szostak. I dodał:- Nasi skoczkowie nadal skaczą bardzo dobrze. W czołówce są jednak bardzo małe różnice. To jest tylko kwestia nieco lepszych warunków czy lepszego dnia. Konkurs ułożył się jednak tak, że tym razem nie było podium, ale nie było też źle – zakończył polski sędzia.