- Kiedy patrzę na skoki najlepszej trójki [Ryoyu Kobayashi, Piotr Żyła, Kamil Stoch - red.], czuję się poniżony - przyznał selekcjoner Norwegów, Alexander Stoeckl, cytowany przez gazetę "Dagbladet". Trener i norwescy dziennikarze podkreślają, jaka przepaść dzieli w tej chwili jego zespół od światowej czołówki. "Wystarczy spojrzeć na punktację narodową, w której imponująco prowadzi Polska (1457,2) przed Niemcami (1320,3). Norwegia (709,5), która od lat podkreśla, że ta klasyfikacja jest najważniejsza, znajdując się na czwartym miejscu, traci całe morze punktów, nie mając nawet połowy tego co Polacy" - czytamy na łamach "Daglbadet".
Dziennik z Oslo zauważa także, że Norwegowie indywidualnie również nie mogą konkurować z innymi państwami. "Podczas gdy Ryoyu Kobayashi lata, jak chce, mając za plecami Polaków Piotra Żyłę i Kamila Stocha, to najlepszy Norweg Robert Johansson był w niedzielę w Engelbergu dopiero siódmy, a w punktacji generalnej Johann Andre Forfang zajmuje piąte miejsce" - piszą dziennikarze gazety.
Mimo wszystko Stoeckl twierdzi, że jeden z jego zawodników ma szansę na wygranie rozpoczynającego się niebawem Turnieju Czterech Skoczni. Ostatnią nadzieją i tajną bronią Norwegów ma być Daniel Andre Tande, który odbudowuje formę po chorobie. - Nie przyjechał do Engelbergu, gdyż postanowiliśmy, że w tym czasie będzie trenował. Otrzymywałem na bieżąco filmy jego skoków i muszę powiedzieć, że jestem zadowolony. Jego obecność w drużynie też jest ważna, ponieważ podnosi psychiczny poziom. Dlatego nadzieja umiera ostatnia - przyznaje Stoeckl.