Skoki narciarskie. W Wiśle wreszcie przygotowują zeskok skoczni! "Obawiam się, że koszty będą wyższe"

W Wiśle wreszcie rozpoczęła się decydująca faza przygotowań do Pucharu Świata w skokach narciarskich. Na skocznię wjechały ratraki, który mają rozprowadzić śnieg. Do zawodów pozostał zaledwie tydzień. - Obawiam się, że w tym sezonie będą wyższe koszty produkcji śniegu - mówi Andrzej Wąsowicz, zarządca skoczni w Wiśle.

W Wiśle startują decydujące przygotowania do Pucharu Świata w Wiśle, który odbędzie już w przyszły weekend (16,17,18 listopada). - W piątek między 17 a 18 zaczynamy rozprowadzanie śniegu. Najpierw włączamy jeden ratrak, potem podpinamy drugi i próbujemy rozprowadzać śnieg po zeskoku - mówi Andrzej Wąsowicz, zarządca skoczni w Wiśle. 

O decyzji z rozkładaniem śniegu czekano do samego końca. Wszyscy obawiali się zbyt wysokich temperatur i deszczu, który mógłby sprawić, że produkowany przez miesiąc śnieg po prostu spłynąłby z zeskoku w zaledwie kilka godzin. 

Wisła MalinkaWisła Malinka webcamera.pl

Wyższe koszty i olbrzymie straty

Wszystko wskazuje na to, że tym razem koszty Pucharu Świata będą znacznie wyższe, a już rok temu można było usłyszeć, że sama produkcja śniegu to koszt około 300 tysięcy złotych. 

- Obawiam się, że w tym sezonie będą wyższe koszty produkcji śniegu. Dopóki jednak nie dostanę faktur za prąd i wodę to nie jestem w stanie wiele powiedzieć ile to będzie kosztowało. Produkujemy go bezustannie od ponad miesiąca. Wiadomo też jakie były temperatury, 20 stopni Celsjusza niemal przez cały czas. To sprawiło, że straciliśmy aż 35-40% śniegu.

PZN chciałby, żeby skocznia została oddana do użytku już w czwartek rano. Pozwoli to na przeprowadzenie treningu przedskoczków i pokaże, czy obiekt został dobrze przygotowany. O wszystkim zdecyduje jednak delegat techniczny Sandro Pertile, który własnie w czwartek pojawi się na skoczni. 

Jest plan na przygotowanie śniegu

Produkcja śniegu rozpoczęła się na początku października, ale przez bardzo wysokie temperatury doszło do olbrzymich strat. Dodatkowo organizatorzy mają złe doświadczenie z poprzedniego sezonu, gdy próbowano ubijać śnieg, a ten cały czas zjeżdżał w dół zeskoku. 

- Niestety, ten śnieg ma takie właściwości, że jest sypki. Nie zdemontowaliśmy jednak letniego systemu zraszania igelitu i jeśli śnieg będzie nam zjeżdżał, to dodamy mu wilgoci. To już przerabialiśmy w tamtym roku i zdawało to egzamin. Myślę, że sprawdzi się też to, że już wcześniej rozprowadziliśmy trochę śniegu i nie leży on na jednej górce, tylko już teraz zdążył się związać z zeskokiem - dodaje Wąsowicz. 

- Nie wolno tego robić na raz. Musimy uzbroić się w cierpliwość i sukcesywnie iść do przodu. Wszystkie prognozy, które śledzimy mówią nam, że deszcz nie powinien zagrażać, a jeśli już będzie, to nie zrobi krzywdy - mówi. 

Martin Schmitt wskazał najmocniejszego z Niemców. Wielki rywal Stocha

W Szczyrku czeka dwa razy więcej śniegu

Na skoczni przygotowana jest taka ilość śniegu, która wystarcza na pokrycie skoczni. Gdyby jednak przyszła gwałtowna zmiana pogody i duży deszcz, to organizatorzy są przygotowani na dowiezienie śniegu z pobliskiego Szczyrku, gdzie trwa produkcja dla ośrodka narciarskiego. Tam czeka aż dwa razy więcej śniegu niż jest potrzebne na pokrycie skoczni obiektu. 

- Według naszych obliczeń mamy 1650 metrów sześciennych śniegu i mniej więcej tyle potrzeba żeby pokryć całą skocznię. W razie czego w Szczyrku na Beskid Arenie przygotowane jest jeszcze 3,5 tysiąca metrów sześciennych. On tam leży, jest zajeżdżony ratrakiem - zauważa były wiceprezes związku. 

Dawid Kubacki zaskoczy wszystkich w Pucharze Świata?

Skoki narciarskie. Aleksander Stoeckl boi się o przyszłość skoków

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.